Mówili że czerwień zaleje Brus! I tak było.
Słonecznie, kolorowo, wesoło, trochę błota, trochę lodu – jednym słowem: działo się! Walentynki Run czyli 5,5 kilometra miłości.
Biegaliśmy po Lesie na Brusie w Łodzi. Teren leśny, raz szeroko, raz wąsko. Dwie pętle po ok 2,7 km.
Górek nie ma, asfaltu też nie. Smogu nie było więc można było przewentylować płuca.
Trochę w lewo, trochę więcej w prawo, ogólnie fajnie. Chociaż to lodowisko i roztapiający się śnieg... rekompensowała atmosfera imprezy. Nie zabrakło miłości, słodkości, uśmiechów, poczęstunków, serduszek i pocałunków. Miłosne wydarzenie od biegaczy dla biegaczy.
A osobne podziękowanie dla Klubu Sportowego Ultra Team Łódź za to że nie zapomnieli o miejscach 4-6. Ktoś nawet mówił że statuetki za te miejsca są nawet ładniejsze niż puchary dla zwycięzców. A że czwarte miejsce bardzo mnie lubi, to tak też było i dzisiaj.
Mówi się że część pabianickiego świata biegowego jeździ na małe biegi, słabo obstawione i wraca z pucharami. No nie. Wracam ze statuetką. Ha-ha! No i nie powiedziałbym że była słaba obstawa. Marcin, Majkel są mocne dziki, dali czadu dzisiaj. Ja - pół minuty do trzeciego miejsca, i pół minuty przewagi nad piątym. Czyli takie dobre czwarte jak na te warunki i na moje bieganko dwa razy w tygodniu.
Także pierwszy start w tym roku zaliczony. Zobaczymy co będzie dalej.
Viktor Volkov, Ambasador Festiwalu Biegowego.
Zdjęcia: EkoFoto, Jacek Placek Foto