Niecodziennie zdarza się oglądać biuro zawodów w Pałacu, dlatego z pewną nieśmiałością przekroczyliśmy jego próg. Za drzwiami czekała na nas dość obszerna piwnica zaadoptowana na pomieszczenie restauracyjne. Wygodne drewniane krzesła, stoły z obrusami gotowymi na przyjęcie... biegaczy? Takie oto powitanie zafundowali nam dziś organizatorzy cyklu Warta Challenge.
Choć odległość zawodów od centrum Poznania, jest dość znaczna, przybywając tu, nie musicie się martwić chyba o nic, poza swoją formą. Było się gdzie ukryć przed chłodem, można było wypić za darmo kawę, herbatę – uwaga – nie w kubeczku jednorazowym, ale w najprawdziwszej filiżance. Pozwoliliśmy sobie ją nawet sowicie osłodzić. Jeśli bylibyście mocno zmarznięci, moglibyście przytulić się do pieca kaflowego z kominkiem. Słowem baza Warta Challenge była... klimatyczna!
Organizatorzy twierdzą, że wszystko to po to, by zawodnicy poczuli się jak w domu. My poczuliśmy się raczej jak w restauracji, ale nie zmienia to faktu, że było miło. Zawodnicy, który przyjechali tu z kibicującą rodziną, nie musieli się o nich martwić. Było tu ciepło, było gdzie wygodnie usiąść, gdzie wyjść na spacer. Do pełni szczęścia brakowało tylko placu zabaw, by maluchy mogły w nim przeczekać ok. 4 godzin na zawodnika biorącego udział w maratonie.
Odnieśliśmy także wrażenie, że startujący tu biegacze, też byli specyficznego typu. Nigdzie nie dało się wyczuć ducha zimnej rywalizacji, było wręcz przeciwnie, wszyscy sprawiali wrażenie nastawionych na fantastyczne biegowe wyzwanie w towarzystwie natury. Ci z Was, którzy czytali książkę Jeffa Gallowaya o bieganiu wymyśloną przez niego metodą, nazwali by ich „biegaczami” spełniającymi kryteria definicji zamieszczonej w tej książce.
Trasa zawodów, jak sama ich nazwa wskazuje biegnie wzdłuż Warty, wijąc się leśnymi drogami, na których wyznaczony jest rowerowy szlak turystyczny - Biedrusko - Poznań oraz ścieżka biegowa „Łysy Młyn”. Było bardzo przyjemnie, temperatura w okolicy 6 stopni Celsjusza i choć na początku lekko kropiło, deszcz ustał po około 30 minutach.
Ale czy startujący biegacze też to tak odbierali?
– Biegnę tu w ramach długiego wybiegania, ale nie tylko. Kiedyś mieszkałem w tych okolicach przez dwadzieścia lat. Nostalgia mnie tu przygnała. W poprzednich zawodach tego cyklu nie biegłem, bo o nich nie wiedziałem. Szkoda, że nigdzie nie trafiłem na informację o nich. Za to dziś jestem mocno podbudowany emocjami! – opowiadał nam Jacek.
– Pierwszy raz biorę udział w terenowym biegu tego typu. Lecę na połówkę, więc chciałoby się jakiś przyzwoity wynik uzyskać. Zakładam, że pobiegnę dość spokojnie, mimo to znając siebie, jak pobiegnę w tłumie to i tak wyjdzie szybciej niż zakładałem – zapowiada nam Paweł przed zawodami. – Myślę, że dziś jest fajna pogoda do biegania, nie powinno być bardzo ślisko i nie spodziewam się błota, powinno być przyjemnie – dodaje.
Na mecie też męczyliśmy biegaczy. Poprosiliśmy Miłosza, by opowiedział nam o swoich wrażeniach:
– Bardzo fajnie, pierwszy raz na tej trasie biegłem. Bardzo urozmaicona, dużo lasu, jakiś mostek przez strumyczek nad rzeczką był, troszeczkę asfaltu, bardzo fajny klimat. Tego się właśnie spodziewałem czytając opis trasy przygotowany przez organizatora. Bardzo dobrze, że jednak nie padało, byliśmy w lesie, więc wiatru też nie było czuć. Same pozytywy, trasa idealna na rozpoczęcie roku biegowego. Takiego dystansu nie biegałem od trzech lat chyba, ale w tym roku chciałbym się poprawić, więc zrobiłem z sześć, siedem treningów i tymi zawodami chciałem zacząć swój powrót do biegania.
Dosyć podobną motywację biegową jak cytowany wcześniej Jacek, wyznał nam Krzysztof
– Generalnie wychowałem się na tych terenach, więc to był dla mnie powrót do źródeł. Wśród tych lasów mieliśmy swoje sekretne ziemianki. O dzieciństwie przypomniały mi także odgłosy strzałów dochodzące z pobliskiego poligonu. Jeśli chodzi o bieganie jest to mój pierwszy rozruch po zimie, długo leżałem w domu, chyba cztery miesiące. Pierwszeństwo przed bieganiem wziął drugi potomek, ale w tym roku już są plany biegowe dość konkretne, mam nadzieję, że uda się je spełnić. Te Challenge będę traktował jako rozgrzewki, które mam nadzieję przyniosą efekty w maju na maratonach.
Podpytaliśmy się jeszcze Krzysztofa o organizację zawodów:
– Bardzo fajne, kameralne zawody. Ja zacząłem doceniać małe biegi, bardziej niż te wielkie wielotysięczne. Tutaj biegniesz swoje, możesz panować bardziej nad tempem. Organizacja super. Na trasie trzeba było tylko uważać na ukryte pod liśćmi kamienie, ja od siedemnastego kilometra musiałem już zwolnić, po takim niespodziewanym spotkaniu stopy z kamieniem, moja kostka mocno ucierpiała.
My także uważamy, że kameralny charakter zawodów Warta Challenge to ich ogromny plus. Jednak wróżymy im, może wolniejszy ze względu na dość sporą odległość od aglomeracji poznańskiej, frekwencyjny sukces. Czy będziemy mieli rację, dowiemy się już 7 lutego na kolejnej edycji, na którą zapraszamy.
Pełne wyniki dzisiejszego, drugiego etapu cyklu znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
KSU