Wieś na siedmiu wzgórzach. 10. Dycha Justynów-Janówka [ZDJĘCIA]

Dycha Justynów-Janówka to jeden z najpopularniejszych przełajów w regionie łódzkim. W sobotę 28 kwietnia miała swoją jubileuszową, dziesiątą edycję. Bieg ten ma wierną grupę swoich zaprzysięgłych zwolenników, którzy rok w rok startują na niełatwej i pagórkowatej leśnej trasie. Od początku organizuje go ta sama ekipa miejscowych pasjonatów, których wspierają władze obydwu gmin, lokalna Straż Pożarna i Policja, a także Koło Gospodyń Wiejskich.

Żeby stali bywalcy się nie znudzili, trasa jest co jakiś czas trochę zmieniana. Tym razem już przed startem wiadomo było, że jest nieco dłuższa i mierzy prawie 10,5 km. Chodziły także słuchy o tajemniczych siedmiu górkach...

Na trasę biegu wracam w sumie trzeci raz, po kilku latach przerwy. Pierwszy raz wystartowałem tu w 2012 roku, kiedy dopiero zaczynałem trochę mocniej biegać. Ponad 30-stopniowy upał wtedy wszystkich wykończył. Dziś termometr wskazuje „zaledwie” 25 stopni, ale słoneczko grzeje prawie równie mocno.

Początkowe półtora kilometra prowadzi asfaltem, głównie pod górkę. Dalej skręcamy w leśne dukty. Mimo lekkiego pofałdowania terenu pierwsza piątka wydaje się jakaś łatwa. Może dla uśpienia czujności. Nie chcę się tu zarzynać przed czekającym mnie w najbliższy piątek RMG Ultra, ale biegnąc na lekkim hamulcu trzymam średnie tempo około 5 min./km.

Szósty kilometr zaczyna się długim podbiegiem. Łagodnym, ale ciągnącym się w nieskończoność. Skręt w prawo z duktu w węższą ścieżkę daje nadzieję na jego koniec. Ale... ścieżka staje dęba, zmuszając większość biegnących ze mną do przejścia w marsz. Truchtam jednak pomału pod górkę, a na szybkim zbiegu puszczam nogi. Na odkrytym wyrębie słońce pali z całą mocą, a przed nami widać jeszcze kilka takich hopek.

Z poprzednich dwóch startów nie pamiętam tego kawałka. Czy to te słynne siedem górek? Nie liczę ich. Spokojnie pod każdy podbieg, szybko w dół i zyskuję kilka miejsc. Na końcu tego odcinka specjalnego straszy znacznik 6 km. Od znaczka do znaczka naprawdę musiało być z półtora, bo zrobiłem je w... osiem minut.

Kto myślał, że najgorsze za nami, ten był niepoprawnym optymistą. Ósmy kilos to jednostajny, szeroki dukt w odkrytym słońcu. Cały czas pod górę. Niektórzy skądś znajdują siły i przyśpieszają, ale drugie tyle idzie. I nie mówię tylko o kijkarzach, których trasa marszu nordic walking właśnie tu się ponownie łączy z naszą. W głowie ciągle mam rzeźnię czekającą za kilka dni, więc biegnę spokojnie, ale czacha i tak dymi.

Na ostatnim kilomeetrze jednak dociskam i znów przesuwam się o parę miejsc do góry. Następnych kilka zyskuję na okrążeniu boiska LZS Justynów i na metę wpadam w 54:20 brutto. Miałem się nie zmęczyć, a wyszło jak zwykle. Z gleby się podnoszę po dłuższej chwili.

Najszybsi okazali się dziś: Michał Stawski (36:36), Krzysztof Pietrzyk (36:42) i Maurycy Oleksiewicz (38:16) oraz Marta Bukowska (46:30), Magdalena Woźna (46:39) i Karolina Matusiak (48:23).

W marszu nordic walking (ok. 7,5 km) na podium stanęli: Wojciech Kolasa (47:12), Roman Cieślak (48:56) i Michał Osiński (49:06) oraz Joanna Balcerak-Kolasa (53:03), Małgorzata Cyrulewska (55:05) i Anna Ścibut (55:36). Bieg i marsz ukończyło odpowiednio 339 i 66 osób.

Pełne wyniki: TUTAJ

Pierwszy i trzeci z najszybszych panów reprezentowali związany z organizatorami biegu sklep Trucht.com i pobiegną w parze na najbliższym Biegu Rzeźnika. Michał jest już starym górskim lisem, natomiast Maurycy jest w górach wciąż głodnym zwycięstw młodym wilkiem, a raczej Szakalem Bałut. Kontynuując zwierzęce porównania, łodzianie mogą się okazać czarnymi końmi słynnego ultramaratonu, czego im oczywiście życzymy.

Drugi na mecie Krzysztof Pietrzyk, mieszkający po sąsiedzku w Koluszkach, zaliczył wszystkie 10 edycji Dychy Justynów-Janówka, zwyciężając pięć z nich i zawsze zajmując miejsce w pierwszej czwórce. – Nie biegam ostatnio po górkach, tylko więcej asfaltu, więc trasa była dla mnie ciężka – opowiadał. – Michał był dzisiaj szybszy i nadawał tempo. Biegliśmy długo razem, czasem się zmienialiśmy na prowadzeniu, ale w sumie noga mu się lepiej kręciła i wygrał o te kilka sekund. No i było te siedem górek, nowy kawałek trasy. Wszyscy mówią, że piękny, ale mi nie posłużył. Jak jest tak ciepło, to ja wolę na plażę!

– W zeszłym roku byłam tu druga, a dziś wygrałam! – cieszyła się Marta Bukowska. – Najbardziej mi w tym pomógł Bartek Skrzypek, który był dziś oficjalnym zającem na tempo 4:30 min./km. Dopingował mnie i co chwilę krzyczał, że Magda jest tuż za mną. Dałam z siebie wszystko i się udało!

– Biegłam już tu wcześniej dwa razy, dziś było ciężej, utrudnili nam trasę tymi górkami – przyznała Magda Woźna. – No i jeszcze się nie zregenerowałam do końca po maratonie. Martę miałam w zasięgu wzroku, próbowałam ją gonić, dużo nie brakło, ale dzisiaj była lepsza.

– Za trasą w tej postaci już głosowałem od trzech, może czterech lat – opowiedział nam mieszkający w Janówce Miłosz Socha z ekipy organizatorskiej, który dziś dobiegł na znakomitym 28. miejscu. – Chciałem dodać te podbiegi, na których trenujemy i przygotowujemy się do biegów ultra. Jednak na piekielną trudność dzisiejszego biegu złożyło się więcej czynników: temperatura, zmieniona trasa, no i te pół kilometra dłużej, co wpłynęło na czasy na mecie.

Jak nam przyznał główny organizator Krzysztof Józefowicz ze Stowarzyszenia Rozwoju Justynowa i Janówki, na włączenie tego odcinka specjalnego nie trzeba go było długo namawiać. – Na jednym z treningów sam stwierdziłem, że te „zmarszczki” muszą się znaleźć na trasie naszej Dychy – powiedział. – Nie liczyłem ich, ale może rzeczywiście jest ich siedem. Upał dołożył swoje, było ciężko, kto za szybko zaczął, to go wykończyło. Może aż za bardzo, bo dwie albo trzy osoby zasłabły, trochę mnie to przeraziło. Na szczęście byliśmy na to przygotowani i służby medyczne były cały czas na posterunku.

Z tego co nam powiedział organizator, siedem górek ma pozostać stałym elementem trasy. W następnych edycjach w Justynowie i Janówce możemy się więc spodziewać nie tylko biegaczy szukających odmiany od płaskich tras, lecz także zawodników przygotowujących się do poważniejszych górskich wyzwań.

Kamil Weinberg