Amerykanin John Kelly - zwycięzca Barkley Marathons z 2017 r., jedna z zaledwie 15 osób, które ukończył słynny bieg, został profesjonalnym triathlonistą. Zadebiutuje w serii PRO podczas niedzielnego Ironman Arizona, po czym… zakończy triathlonową karierę.
59:30:53 – to czas, w którym przed dwoma laty John Kelly zawojował 160-kilometrowąm morderczą pętlę (16,5 km przewyższenia!) Barkley Marathons, rozgrywany we Frozen Head State Park Tennessee. Na mecie pojawił się mniej niż 30 minut przed upływem 60-godzinnego limitu czasu, z kompletem książkowych stronic, które zbierał na punktach kontrolnych kolejnych okrążeń.
Po tamtym doświadczeniu Kelly skoncentrował się na triathlonie. 33-letni dziś zawodnik wielokrotnie stawał na podium zawodów różnej rangi, a w tym roku zadebiutował w MŚ Ironman Kona. Poprawił tam życiówkę w Ironmanie – 8h58’. Jak pisały branżowe media, podczas triathlonowej rywalizacji kilkukrotnie bił wyniki biegowe i rowerowe zawodników elity. W najbliższy weekend Kelly spełni swoje marzenie i dołączy do rywalizacji z zawodowcami. Potem jednak – jak oznajmił w instagramowym wpisie z 29 października - wróci do biegów ultra.
Oryginalne podejście Johna Kelly do triathlonu to efekt ciągłego poszukiwania inspiracji i motywacji. Próbował też sił w tag futbolu czy softballu, pływać nauczył się kilka miesięcy przed startem w Ironman Maryland. Co najważniejsze, zawodnik realnie ocenia swoje szanse w sporcie i zna swoje ograniczenia. Wie, że z pracą inżyniera i pięcioosobową rodziną nie może sobie pozwolić na mocny trening w tej czy innej dyscyplinie, co nie znaczy, że nie chce się rozwijać. Wręcz przeciwnie, w biegach ultra ma jeszcze sporo do poprawy. Im trudniejsze wyzwanie, im dłuższy dystans, tym lepiej.
red.