Nie tylko Krystian Zalewski, o czym pisaliśmy przed tygodniem, będzie reprezentował Polskę w niedzielnym półmaratonie w Hadze. Na starcie biegu na 21,097 km w stolicy Holandii stanie także Błażej Brzeziński, dla którego będzie to generalny sprawdzian przed docelowym wiosennym maratonem – 7 kwietnia w Wiedniu.
Krystian Zalewski zadebiutuje w półmaratonie. "Pomysł był dawno, ale nie było czasu"
– Na pewno nie pobiegnę w Hadze na maksa – mówi maratończyk – ale zadowoli mnie wynik na poziomie rekordu życiowego w półmaratonie. To by oznaczało dobre perspektywy przed startem w stolicy Austrii. Mój najlepszy wynik w „połówce” nie jest na razie zbyt wyśrubowany (1:03:49 w 2015 r. – red.), więc chcąc osiągnąć w Wiedniu dobry rezultat, powinienem w Hadze zakręcić się koło rekordu, a nawet go poprawić – analizuje bydgoszczanin.
Przygotowania naszego czołowego maratończyka, którego celem są przyszłoroczne igrzyska olimpijskie w Tokio, przebiegają na razie bez żadnych zakłóceń. – Zdrowie dopisuje, z treningu jestem zadowolony, jesteśmy z trenerem Ryszardem Marczakiem bardzo dobrej myśli. Pamiętam, że maraton to maraton i wiele rzeczy może się wydarzyć, ale nie przejmuję się rzeczami, na które nie mam wpływu i skupiam na swojej robocie – mówi Brzeziński, którego rekord życiowy w maratonie to 2:11:27.
Zawodnik Zawiszy Bydgoszcz wszedł już w fazę najmocniejszego treningu do maratonu. – To jest okres intensyfikacji, śrubka podkręcona do maksimum. 3 tygodnie będą jeszcze dosyć mocne, a przed samym maratonem będziemy łapali świeżość.
Mocni, ale w zasięgu. Rywale Błażeja Brzezińskiego w Wiedniu
– Z trenerem Ryszardem Marczakiem przechodzę przygotowania do maratonu już czwarty raz. Trudno mi jednak porównywać je ze sobą i tak samo trudno zestawiać z obecnymi treningami – analizuje Błażej Brzeziński. – Każdy okres był inny. Nie mogę pomyśleć: „Jest fajnie, bo w pierwszych przygotowaniach, gdy wygrałem Maraton Warszawski, w tym okresie zrobiłem to i to, a teraz pobiegłem ten element szybciej”. Nie. U Marczaka nie ma szablonu, szkoleniowiec ciągle coś zmienia, a wynika to z tego, że słucha zawodnika, obaj wyciągami wnioski, staramy się poprawiać moje słabsze strony. Naprawdę jestem z tego bardzo zadowolony.
Pewne wnioski Brzeziński jednak już wyciąga. – Na podstawie mojego, długiego już, doświadczenia i BPS-ów (bezpośredni okres przygotowawczy – red.), które przepracowałem z Ryszardem Marczakiem i poprzednimi trenerami, uważam, że jest dobrze – ocenia. – Świetnie czuję się mięśniowo w trakcie i po treningach, nie odczuwam przemęczenia, samopoczucie ogólne jest bardzo dobre, potwierdza to monitoring tętna i poziomu kwasu mlekowego. Oby przez najbliższe tygodnie nie wydarzyło się nic nieprzewidzianego.
Nasz maratończyk cały okres przygotowawczy przepracował w Bydgoszczy, gdzie mieszka. – Ciągle mamy bardzo fajną pogodę i jeśli w marcu nagle nie spadnie śnieg, co przecież zawsze jest możliwe, do samego maratonu zostanę w Polsce. A jeśli zima nas zaskoczy, wyjadę w jakieś cieplejsze miejsce. Chodzi przede wszystkim o przyczepność i możliwość szybkiego biegania, żeby nie było ślisko.
– Ja nie potrzebuję jechać w góry. Najlepsze wyniki biegałem zawsze z przygotowań na nizinach, fizjologowie też potwierdzają, że mój organizm nie wymaga treningu na wysokości – mówi Brzeziński. – Zwycięstwo i rekord życiowy w Maratonie Warszawskim 2017 osiągnąłem z przygotowań niemal w całości w Bydgoszczy, tylko na końcówkę pojechałem do Szklarskiej Poręby. Ubiegłoroczny maraton w Japonii (11 miejsce z czasem 2:12:43, trzeci wynik w karierze – red.) pobiegłem po treningach w Portugalii. Rekord życiowy w półmaratonie też wybiegałem z nizin, trenując u siebie w Bydgoszczy.
– Może to być, oczywiście, kwestia szczęścia – zastanawia się. – W ubiegłym roku na zgrupowaniu wysokogórskim w amerykańskim Albuquerque strułem się czymś (albo złapałem wirusa) i po powrocie z gór cały sezon miałem słaby. Z 9 lat mojego maratońskiego doświadczenia wynika, że trenując w podobnych, nizinnych warunkach wiem w jakim miejscu jestem, a moja forma jest stabilna.
– Po górach tymczasem bywa różnie. Czasami zrobimy jeden trening za mocno i po zjeździe na niziny przeżywamy rozczarowanie, bo powinno się biegać fajnie, a tak nie jest. Do treningu wysokogórskiego trzeba doskonale znać swój organizm. Wielu biegaczy z zagranicy jeździ regularnie w góry, ale czyni to od wieku młodzika czy juniora i mają trening na wysokości „przetrzepany” na każdej płaszczyźnie: góry wysokie i niskie, trening taki i owaki. Błędy popełniali w początkach swojej kariery, a ja jestem już zawodnikiem doświadczonym i nie mam czasu na pomyłki. Nie chcę ryzykować szukając nowości. Wolę skupić się na treningu i warunkach, które znam dobrze i które mój organizm akceptuje – mówi.
To dość konserwatywne podejście nie oznacza jednak, że Brzeziński nie szuka nowych bodźców. – Dawno nie biegałem na bieżni, nie poprawiałem prędkości – wyznaje. – Przygotowania do maratonu są specyficzne: to długie, ciężkie, katorżnicze wręcz treningi, prędkości są trochę mniejsze niż na stadionie, trzeba więc czasami do nich wrócić jeśli celuje się w poprawę rekordu życiowego, jak jest w moim przypadku. Chciałbym znacznie poprawić moje 2:11:27 z Warszawy, bo uważam, że jestem w stanie pobiec szybciej. Podkręcam więc moje prędkości, a jeśli wszystko będzie dobrze to może nawet wystartuję w tym roku w MP na bieżni.
Nad prędkością mocno pracuje, a co jest najmocniejszą stroną Błażeja Brzezińskiego? – Na pewno to, że nie męczą mnie biegi długie, 30-40 km.
O mojej dobrej wytrzymałości świadczy fakt, że często potrafiłem biec pierwszą połowę dystansu maratońskiego w czasie zbliżonym do rekordy życiowego w półmaratonie – przypomina. – Może to wynika z mojej trochę ułańskiej fantazji, ale uważam, że czasami trzeba zaryzykować i pobiegać na krawędzi swoich możliwości – deklaruje przed niedzielnym startem w Hadze.
Piotr Falkowski