Zgodnie z tradycją słońce świeciło w Uniejowie [ZDJĘCIA]


W niedzielę 19 października o 13.30 wystrzał z armaty na uniejowskim rynku dał zawodnikom sygnał do startu w Ogólnopolskim Ekologicznym Biegu do Gorących Źródeł już ósmy rok z rzędu. Zawody, organizowane przez Klub Biegacza Geotermia Uniejów, przez ten czas z małej, lokalnej imprezy stały się jednym z największych biegów w regionie. Tym razem na starcie stanęło 1358 uczestników.

Organizatorzy nie kryją, że celem biegu jest promocja Uniejowa i miejscowego kompleksu termalno-basenowego. Jego właściciele zresztą mają współudział w tym przedsięwzięciu, podobnie jak Urząd Miasta i inne uniejowskie instytucje. Co roku w pakiecie startowym znajduje się bilet wstępu do popularnych term. Od dwóch lat trasa jest tak poprowadzona, by zahaczyć o nową Termę Lawendową, przebiec obok głównego kompleksu aquaparkowego, a także pokazać XIV-wieczny zamek i jak najwięcej ze starej części miasta.

Odkąd znam ten bieg, piękna, słoneczna pogoda w dniu jego rozgrywania stała się już tradycją. Najwyraźniej sprzyjała ona szybkiemu ściganiu. Zwycięzcy, Marcinowi Błazińskiemu, zaledwie 12 sekund zabrakło do złamania bariery 30 minut. Drugie miejsce zajął Ukrainiec Pawlo Olinyk, a na najniższym stopniu męskiego podium stanął nasz czołowy średnio- i długodystansowiec, łodzianin Tomasz Osmulski. Wśród Pań miejsca na „pudle” zajęły: Dominika Napieraj z Rudnik, Karolina Pilarska z Lublińca i Monika Kaczmarek z łódzkich Szakali Bałut.

Zdobywca trzeciego miejsca pobiegł w Uniejowie po raz drugi. Skorzystał, że akurat zwolniło się miejsce, a poza tym chętnie tu wrócił ze względu na miłe wspomnienia z poprzedniego startu. Zapytany o trasę stwierdził, że ta poprzednia była nieco szybsza, jednak obecna jest dużo ładniejsza i ciekawsza widokowo.

Na uwagę zasługuje również wynik innego łodzianina, Maurycego Oleksiewicza. Bałucki Szakal zaledwie tydzień wcześniej wywalczył maratońską życiówkę w Monachium z czasem 2:40:30, by teraz pobiec tylko dwie sekundy wolniej od osobistego rekordu. Z rezultatem 34:28 zajął 9. miejsce w klasyfikacji open.

Zawodnicy spoza ścisłej czołówki także chętnie wracają na Bieg do Gorących Źródeł. Zmęczony, lecz z uśmiechem na twarzy, na metę wpadł Bartek Drach, ostatnio bardziej znany jako konferansjer na łódzkich imprezach biegowych, teraz wracający do czynnego uprawiania sportu. Zapytany o trudności starej i nowej trasy, odpowiedział: "porównywalne". Równie zdyszana i zadowolona przybiegła Marta Tracz z Rysioteamu, prywatnie żona Maćka, współorganizatora wielu łódzkich biegów. Zającował jej sam trener Ryszard Goszczyński, który na mecie nie szczędził swojej podopiecznej słów uznania, gratulując rekordu życiowego.

Pełne wyniki znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.


Atmosferze zawodów co roku sprzyjają kibice. Szczególnie liczny szpaler dopingujących ustawił się na finiszowych kilkuset metrach. Miało to swój urok, jednak działy się tam sceny niczym z górskich etapów Tour de France, kiedy kibice zostawili zawodnikom tylko dość wąski przesmyk na jezdni, a co bardziej niesforni dosłownie wpadali biegaczom pod nogi.

Tym razem odwiedziłem Uniejów jako reporter, lecz obie trasy znam ze startów w dwóch poprzednich latach. Ta aktualna rzeczywiście jest bardziej wymagająca, lecz walory krajobrazowe rekompensują trudy biegu. Pierwsze kilometry wiodą w dół, więc aż się prosi o uzyskanie nadróbki czasowej. Po zbiegu z mostu podążamy aleją wzdłuż nadwarciańskich łąk do Termy Lawendowej, gdzie następuje nawrotka. Wracamy tym razem pod mostem, przebiegając obok głównego kompleksu termalnego. Za nim, tuż przed półmetkiem, znajduje się podbieg, który stawia zawodników do pionu. Już droga do kładki koło zamku wiedzie pod górę, lecz dopiero na drugim brzegu Warty trasa naprawdę staje dęba.

Kto w tym miejscu dobrze rozłoży siły, ma szanse na odrabianie czasu i walkę o dobry wynik na drugiej połówce dystansu. Prowadzi ona długą prostą do nawrotki, by w drodze powrotnej na przedostatnim kilometrze pokonać odcinek po niezbyt równych betonowych płytach, na który narzeka wielu zawodników. Końcówka prowadzi wokół starego centrum. Gdy już słychać odgłosy mety, okazuje się, że trzeba jeszcze obiec spory kawałek uliczkami naokoło, by wpaść na rynek z przeciwnej strony. Wreszcie ostatnia prosta, najpierw pod górę, a w końcu sprint w dół do kreski.

Oprócz dobrych wspomnień z trasy i atmosfery biegu, z obydwu moich uniejowskich startów wyniosłem mocno poprawione osobiste rekordy. Kiedy teraz stałem z aparatem przy trasie, nogi rwały mi się do biegu, ale nie zawsze można mieć wszystko. W następnych latach będę znów tam wracał jako zawodnik - mam nadzieję, że po nowe życiówki.

Kamil Weinberg