Szósty w ogóle, a czwarty zimowy (najpierw dwie imprezy odbyły się latem) Trójmiejski Ultra Track był w rzeczywistości odsłoną… wiosenną. Takie warunki panowały 17 lutego nad morzem i w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym. W przeddzień imprezy na Pomorzu Gdańskim świeciło piękne słońce i było kilkanaście stopni na plus. W niedzielę słońce skryło się za chmurami, wciąż jednak było ciepło (ok. 10 stopni) na tyle, że wielu uczestników TUT wybrało biegowy strój „na krótko”. I na trasie na pewno nie marzło. Warunki do biegania – znakomite. Suche ścieżki w lesie pokryte wyschniętymi liśćmi, błoto w niewielu miejscach. Naprawdę można było się ścigać!
6 Trójmiejski Ultra Track to trzy biegi: TUT 68 km, Szybka Czterdziestka 40 km i Gruba Piętnastka 18 km. Wystartowało prawie 850 osób, byłoby pewnie blisko tysiąca, gdyby nie wymuszone przez Lasy Państwowe 5 tygodni przed imprezą przesunięcie jej z soboty na niedzielę.
TUT - zmiana terminu, bo leśnicy będą... liczyć zwierzęta
– Części zgłoszonych i opłaconych biegaczy start w niedzielę nie pasował, około 120 osób wycofało się i zwróciliśmy im wpisowe, a 40 przeniosło je na przyszły rok – mówi Michał Czepukojć, organizator TUT.
Zmiana terminu niedługo przed imprezą przyniosła organizatorom sporo nerwów i perturbacji, na szczęście podczas samych zawodów nie było tego w ogóle widać. Uczestnicy nie szczędzili ekipie, którą kieruje Michał Czepukojć, ciepłych słów, choć na trasie dostali spory wycisk. Trójmiejski Prak Krajobrazowy to wprawdzie nie góry, ale zmęczyć się solidnie było można. Prawie 1600 metrów przewyższenia na najdłuższym dystansie czy nieco ponad 1000 m+ na 40 kilometrach to (zwłaszcza w połowie lutego, gdy dopiero buduje się formę) solidna praca do wykonania!
Do sobotniego wieczoru, z góry można było przewidzieć triumfatora biegu głównego TUT 68 km. To miał być pierwszy w sezonie start Marcina Świerca, który przy okazji promował w biurze zawodów swoja książkę „Czas na ultra” i wygłosił prelekcję dla biegaczy.
Jak Marcin został pisarzem. M. Świerc o swojej książce "Czas na ultra"
Trzykrotny zwycięzca Biegu 7 Dolin na Festiwalu Biegowym w Krynicy i triumfator ubiegłorocznego TDS w Chamonix kończy jednak leczyć uraz ścięgna Achillesa, jest też mocno zmęczony tygodniowym objazdem Polski ze swoim dziełem, zrezygnował zatem z długiego biegu i postanowił potowarzyszyć żonie Barbarze na trasie Grubej Piętnastki. – To była dobra decyzja, jeszcze troszkę czuję achillesa – powiedział na mecie. Widać było, że wspólny bieg z ukochaną kobietą sprawił mu dużą radość. Ogromną frajdę mieli też biegacze, którzy – mając czasem okazję uczestniczenia w biegu z udziałem Świerca – widzą Mistrza tylko na starcie i potem na mecie, gdy stoi na podium. – Teraz mogli sobie z Marcinem pobiec, przybić piątkę, zagadać, podpytać o trening czy technikę biegu – cieszył się Michał Czepukojć z dodatkowej atrakcji swojej imprezy. – Przyjazd do nas Marcina był niewątpliwym magnesem dla biegaczy – uważa organizator TUT.
Dla samego Świerca przyjazd do Trójmiasta tez był bardzo owocny. – W biurze zawodów naszej imprezy sprzedał blisko 150 książek, z tego co wiem - najwięcej spośród dotychczasowych spotkań autorskich – cieszył się twórca TUT. Marcin Świerc z kolei cieszy się, że promocyjny maraton powoli dobiega końca. – Ostatni tydzień to było całkiem niezłe ultra – żartował. Teraz będzie mógł chwilę odpocząć, doleczyć uraz i znów porządnie zająć się treningiem. Do UTMB, które jest w tym roku celem numer 1 naszego mistrza, jest jeszcze mnóstwo pracy do wykonania.
Pod nieobecność Marcina Świerca, rywalizację na 68 km zdominowali miejscowi biegacze. – Jestem z Gdyni, więc biegłem na swoich, świetnie znanych trasach – powiedział na mecie triumfator najdłuższego dystansu Sebastian Sikora (czas 5:37:52). – Nie myślałem o zwycięstwie, planowałem walczyć o drugie miejsce, bo na liście startowej był Marcin Świerc. Ponieważ jednak nie pobiegł, było 5-6 osób, które mogły „bić się” o zwycięstwo. Miałem dużo respektu dla rywali, a poza tym mamy luty. Noga nie kręci się najszybciej, nie ma jeszcze formy. Ja od tego roku współpracuję treningowo z Marcinem Świercem, pan Trener trzyma mnie dość mocno w ryzach, trenujemy na razie dość spokojnie, głównie w tlenie. Czas na wyniki ma dopiero przyjść – opowiadał Sikora, bardzo zadowolony także z warunków na trasie. – Pogoda idealna: ani za ciepło, ani za zimno, trasa twarda, świetnie się biegło – cieszył się zwycięzca biegu na 68 km i opowiedział nam o przebiegu rywalizacji oraz swojej nowej taktyce na TUT.
– Biegłem tu trzeci raz, ale po raz pierwszy postanowiłem odpuścić ściganie na początku. Najpierw byłem około 20 miejsca, potem bardzo powolutku przesuwałem się do przodu. Postanowiłem nie popełnić błędu sprzed roku, kiedy pogoniłem od startu tak, że biegłem nawet przed Gediminasem Griniusem i Dominiką Stelmach. Można się łatwo domyślić, jak się to skończyło: na 44 km mnie odcięło i do mety prawie czołgałem się na czworaka – śmiał się Sebastian Sikora. – W tym roku za to, mięśniowo było super, na mecie czułem się tak, że mógłbym pobiec jeszcze raz.
Linii mety Sebastian Sikora nie pokonał jednak sam. Przybiegł z innym gdynianinem Przemysławem Szaparem. – Jesteśmy dobrymi kolegami, razem trenujemy, chodzę na prowadzone przez Przemka zajęcia ogólnorozwojowe. Przebiegliśmy wspólnie całą trasę i metę też pokonaliśmy razem. Nie bardzo wiem, na dobrą sprawę, dlaczego ja wygrałem, a Przemek był drugi… Powiedzmy więc, że wygrałem, ale wspólnie z nim – uśmiecha się i opowiada jak i kiedy „zgubili” rywali.
– Z drugiego punktu żywieniowego, na 44 kilometrze, wybiegliśmy we czterech. Plan był taki, żeby wtedy przycisnąć i rzeczywiście, „depnęliśmy” z Przemkiem. 10 kilometrów dalej mieliśmy już 15 minut przewagi nad kolegami – relacjonuje Sebastian Sikora. A na zakończenie rozmowy mówi, że na pewno zobaczymy się we wrześniu w Krynicy. – Przyjadę na Festiwal Biegowy i wystartuję w Biegu 7 Dolin. To jeden z najbardziej prestiżowych biegów na 100 kilometrów i bardzo chciałbym się z nim zmierzyć – zapowiada.
Rywalizację kobiet w TUT 68 km wygrała Anna Arseniuk. Nie zdziwiłoby to nas, gdybyśmy w sobotni wieczór nie spotkali biegaczki z Torunia na ulicy i nie usłyszeli od niej, że jest „świeżo po kilkumiesięcznej kontuzji, a poza tym przeziębiona i osłabiona”. – Do niczego się na razie nie nadaję – mówiła. Te same słowa Ania powtórzyła w rozmowie po biegu. – Dalej się do niczego nie nadaję. Do tego stopnia, że wracam do domu i kładę się do łóżka, żeby się wreszcie wyleczyć. Trzeba mi teraz trochę rozsądku – mówiła ze śmiechem.
– Jeszcze we wtorek miałam zastrzyk w więzadło stawu skokowego, które od sierpniowego Ultra Mazury nie jest na chodzie. Zrobiłam wtedy straszną głupotę, bo od 13 kilometra biegłam do mety tej „setki” ze skręconą kostką i dużym bólem. Wygrałam, pobiłam rekord trasy, potem cały czas bolało, a ja jeszcze coś tam biegałam, startowałam, nawet wygrywałam, chociaż bardziej głową niż nogami – opowiada. I przyznaje się do jeszcze jednej, nierozsądnej decyzji: - Chyba biegłam dzisiaj z gorączką, przez 20 kilometrów wypociłam się solidnie, cała płonęłam, dopiero między 40-50 km i na samej końcówce biegło mi się w miarę komfortowo. Fajnie, że dystanse łączyły się ze sobą na ostatnim odcinku, bo byłabym na trasie sama, miałam sporą przewagę. Inaczej by było, gdyby na 68 km wystartowała zapowiadana Małgorzata Pazda-Pozorska, trzymałybyśmy tempo i byłoby fajne ściganie. Nigdy jeszcze nie miałyśmy okazji rywalizować ze sobą na długim dystansie, jedynie na półmaratonie. A ona w długich biegach ma piękne dokonania! – docenia potencjalną rywalkę Anna Arseniuk.
Zwyciężczynię TUT 68 km też (podobnie jak Sebastiana Sikorę) być może zobaczymy w Krynicy na trasie Biegu 7 Dolin 100 km. – Jesień mam jeszcze niezaplanowaną biegowo, dlatego, że dużo pracuję także w weekendy. A wrzesień mam zwykle bardzo pracowity. Ale jeśli tylko będę miała wolny weekend festiwalowy, a forma mnie nie opuści, to możemy się spotkać w Krynicy. Dawno już tam nie startowałam – śmieje się Anna Arseniuk.
Wspomniana Małgorzata Pazda-Pozorska, która z powodu ostrej infekcji jeszcze w piątek łykała antybiotyk, w niedzielę rano przyjechała do Gdańska, żeby pokibicować. Brązowa medalistka ME w biegu 24H nie wytrzymała jednak i w ostatniej chwili przepisała się z 68 km na Szybka Czterdziestkę. Wystartowała i… wygrała, z 5-minutową przewagą nad Anetą Ściubą, triumfatorką Iron Runa na 10. TAURON Festiwalu Biegowym w Krynicy.
Na tym dystansie wśród mężczyzn triumfował Łukasz Baranow, który dla odmiany tydzień wcześniej nie ukończył 4 odsłony Zimowych Biegów Górskich w warszawskiej Falenicy, ponieważ… skręcił kostkę. Kontuzjowana noga odzywała się w drugiej połowie dystansu, co wykreowało niespodziewane emocje na końcówce. Gdyby Piotr Choroś wcześniej zorientował się, że rywal gwałtownie traci siły, kolejność na mecie mogła być odwrotna. Z ogromnej przewagi Baranowa zostało na finiszu raptem pół minutki…
Najkrótszy dystans TUT – Gruba Piętnastka licząca w rzeczywistości około 18 km, padł łupem szybkobiegaczy z kujawsko-pomorskich metropolii: Adriana Bednarka z Bydgoszczy (czas 1:13:48) i Mirosławy Szwedy z Torunia (1:32:45). Wspomniana wcześniej Barbara Świerc zajęła 10 miejsce (1:48:14).
– Znowu się to wszystko fajnie udało: pogoda, trasy, biegacze zadowoleni, bardzo nas chwalili – podsumował sprzątając strefę mety już w wieczornych ciemnościach organizator Trójmiejskiego Ultra Track Michał Czepukojć. – Było na tyle fajnie, że od jutra... zaczynam przygotowania do TUT nr 7, w lutym 2020 roku. Jeszcze trochę i uruchomimy zapisy! – zaprasza biegaczy.
Piotr Falkowski
zdj. Agata Masiulaniec - Biegowy Świat, Wojciech Zwierzyński - Fotografia