Żona na zakupach, mąż wygrywa – 35. Bieg o Srebrne Czółenko [ZDJĘCIA]

Bieg o Srebrne Czółenko Włókniarskie to jedna z najstarszych imprez biegowych w regionie łódzkim, obok Textilcrossu i Biegu Sylwestrowego. Mało kto pamiętał, że jego edycja rozegrana w sobotę 2 czerwca w Zgierzu miała jubileuszowy numer 35.

Bazą zawodów była zgierska Szkoła Podstawowa nr 12, a trasa została poprowadzona osiedlowymi ulicami. Zawodnicy pokonywali jej pętlę trzykrotnie, by dobiec do mety umieszczonej na szkolnym boisku. Przedtem kilkudziesięcioro młodych sportowców wzięło udział w biegach dziecięcych i młodzieżowych w różnych kategoriach wiekowych. Jak przed rokiem, w samo południe uczestników biegu głównego na starcie powitał prezydent Zgierza Konrad Staniszewski, który objął zawody honorowym patronatem.

Jego głównym organizatorem Biegu o Srebrne Czółenko Włókniarskie jest Stowarzyszenie Włókienników Polskich. Od zeszłego roku jego trasa jest w całości asfaltowa i posiada atest PZLA. Wtedy też wydawało się, że po okresie pewnego zastoju jego marka zaczęła się ponownie odbudowywać, kiedy mimo gęstego kalendarza na starcie stanęło około setki osób. Tym razem jednak frekwencja nie dopisała. Czy było to spowodowane wyssaniem biegaczy przez rzeźnicki weekend w Bieszczadach?

Na pierwszych dwóch przebiegnięciach przez wodopój na czele znajdowała się dwójka zawodników z dużą przewagą nad kolejną parą. Dalej biegł samotnie zgierzanin Robert Wójcik, a za nim z jeszcze większą stratą kolejni biegacze, pojedynczo lub grupkami. Chyba każdy brał po dwa kubki – jeden do gardła, drugi na głowę.

Dopiero na ostatnim kilometrze Artur Kamiński z Płocka (35:06) uciekł łodzianinowi Łukaszowi Wojnickiemu (35:29). Podobnie rozstrzygnęła się rywalizacja drugiej dwójki, w której Kamil Mirowski (37:36) długim finiszem wyprzedził Piotra Goździka (37:53). Ci dwaj zawodnicy zamienili się miejscami w porównaniu z ubiegłoroczną odsłoną biegu. Piąte miejsce spokojnie obronił Robert Wójcik (39:43). Wśród pań wystarczyło wystartować, by stanąć na podium – były ich bowiem tylko trzy. Dobiegły w następującej kolejności: Karolina Mazerant (56:44), Paulina Stępniak (1:05:17) i Monika Sędzicka (1:09:39). Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– Dwie pierwsze pętle biegliśmy razem – opowiadał Łukasz Wojnicki – potem Artur zaczął uciekać, ale ja też próbowałem trochę szarpać. Na ostatnim kilometrze zadał, można powiedzieć, ostateczny cios i zostałem z tyłu. Pogoda mnie też poskładała, bo jest duchota i nie ma czym oddychać. Wcześniej trzymaliśmy razem równe tempo i czekaliśmy na ostatnie, decydujące okrążenie. Biegłem tu dwa lata temu jeszcze na starej trasie, byłem wtedy trzeci. Teraz trasa dosyć łatwa, tydzień temu na Piotrkowskiej była bardziej wymagająca, chociaż tam było chłodniej, bo po południu.

– Zaatakowałem dopiero na ostatnim kilometrze – potwierdził Artur Kamiński. – Wcześniej kilka razy brałem udział w tym biegu, ale pierwszy raz jestem na tej trasie, wcześniej biegaliśmy w innej części Zgierza – opowiadał – warunki dzisiaj do biegania ciężkie, ciepło, parno. Trasa łatwa, dobra na szybkie bieganie, tylko by musiała być korzystniejsza pogoda. Teraz jestem przejazdem w drodze do rodziny do Kielc, żona jest na zakupach, a ja przy okazji wystartowałem – przyznał zwycięzca.

– Na początku próbowałem się trzymać za Kamilem i Piotrkiem, ale biegłem po 3:50 a oni mi odchodzili, więc nie było szans – powiedział Robert Wójcik. – Z każdym kółkiem słabłem, miało być poniżej 39 minut, a wyszło ledwo poniżej czterdziestki. Forma już spada, co miało oddać po maratonie to oddało, były życiówki na piątce i połówce, na dyszce na Pietrynie, a tutaj już dół. Teraz już mniej biegam, czas na roztrenowanie, organizm się upomina – zakończył zgierzanin.

– Pierwszy raz tu biegłam, dowiedziałam się o tych zawodach na Textilcrossie w Arturówku – przyznała najszybsza z pań Karolina Mazerant. – Trochę byłam zestresowana, bo jednak bardzo kameralny się okazał ten bieg i myślałam, że będę musiała biec sama. Dużą część trasy pokonałam jednak z chłopakami, to trochę pomagało, bo narzucali tempo. Czas miałam taki sobie, ale w taką ciężką pogodę trudno było o lepszy. Warto było wystartować nie tylko dla pierwszego miejsca, ale także z powodu naprawdę fajnej atmosfery tych zawodów.

Miejmy nadzieję, że ta chwalona przez uczestników atmosfera przyciągnie ich więcej w kolejnych latach i impreza z tak długoletnią tradycją utrzyma się na sportowej mapie regionu łódzkiego.

KW