Na Jukonie robi się pusto. Wyścig psich zaprzęgów Yukon Quest już dawno zakończony, uczestnicy Yukon Artic Ultra już w domu. A w miniony weekend metę swojego Run Dog pokonał Michał Kiełbasiński, który 31 stycznia ruszył na 1600-kilometrową trasę z Whitehorse do Fairbanks i w ten sposób załatwił swoje niedokończone sprawy z Jukonem.
Dwa lata temu, jako uczestnik Yukon Arctic Ultra, Michał wpisał się na karty historii tej imprezy. Ale nie tak, jak planował. Po 24 godzinach biegu został ewakuowany z trasy z silnymi odmrożeniami. Sprawa była tak poważna, że beigacz walczył o zachowanie ręki, a organizatorzy YAU wprowadzili zmiany do regulaminu i jeszcze wnikliwiej przyglądają się kandydatom do biegu. Wypadek Michała, był najpoważniejszym, jaki zdarzył się na trasie YAU i jednocześnie jednym z poważniejszych w przygodowej karierze biegacza.
Kolejne miesiące po tamtych wydarzeniach upłynęły na walce o powrót sprawności dłoni, na operacji kolana i znalezieniu sposobu na powrót do wielkiej przygody. W styczniu Michał wrócił na Jukon na własnych zasadach. Wyznaczył sobie cel przebiegnięcia 1600 km i zebrania pieniędzy dla bezdomnych psów.
Biegł po trasie Yukon Quest. Zmagał się z niskimi temperaturami i problemami z trasą. Ważne decyzje, o tym jak kontynuować bieg, zapadły w miejscowości Central. Zaczęły się tam piętrzyć problemy. Oznaczenia szlaku psich zaprzęgów zostały już zdjęte. Silne opady śniegu i wiatr uniemożliwiały przejście przez góry. Nagły wzrost temperatury zwiększył ryzyko przechodzenia przez strumienie. Brnięcie w głębokim śniegu stało się wyczerpujące.
Największy kryzys przyszedł 28 lutego. Michał w swoim krótkim filmie ilustrującym warunki biegu, najczęściej powtarzał słowa: „nie wiem”. Kanadyjska stacja CBS zastanawiała się, jakie decyzje podejmie biegacz i czy będzie musiał odpuścić.
Michał jednak nie odpuścił. Wyruszył na Eagle Summit z założeniem, że jeśli nie uda mu się przejść przez góry, poszuka innej drogi. Udało się, ale ostatnie 100 km nie należało do prostych. „Jestem ekstremalnie zmęczony. Każde 10 mil stanowi problem” - pisał na swoim profilu Michał. Temperatura spadła do minus 42 stopni nocą i minus 38 w dzień.
W końcu, po 33 dniach Michał dobiegł do mety swojej wielkiej przygody
„I pamiętajcie, to nic takiego. Ot, długi spacer drobnym truchtem, wzdłuż pięknej rzeki z niezwykle skromną infrastrukturą, w dość rześkich okolicznościach przyrody. Ale sprawa, dla której wyprawa się odbyła - super ważna! O los czworonogów, które szczęścia w życiu nie miały, czas się było upomnieć, co niniejszym z oddaniem czynił sługa Wasz uniżony, proszący raz jeden jeszcze o wsparcie dla opuszczonych Braci Mniejszych” - napisał Michał.
Odpowiedzi na jego apel można udzielić wpłacając dowolne kwoty na konto: 22801300062001001408650003
IB