Zwyciężczyni „pod presją”, rozwiązany but zwycięzcy. „Tropem Wilczym” w Łodzi

Prawie 500 zawodników pobiegło w Łodzi w szóstej edycji Biegu Pamięci Żołnierzy Wyklętych „Tropem Wilczym”. Po raz czwarty zawody upamiętniające partyzantów powojennego niepodległościowego podziemia odbyły się w obecnej formie, zorganizowane przez Stowarzyszenie Kibiców Łódzkiego Klubu Sportowego we współpracy z Fundacją Wolność i Demokracja i pod patronatem władz miejskich. Bieg przeprowadzono na identycznej jak w poprzednich dwóch latach pięciokilometrowej trasie w Parku im. J. Piłsudskiego, ze startem i metą przy stadionie ŁKS-u.

Tradycyjnie zaczęło się od dziecięco-młodzieżowego biegu towarzyszącego na symbolicznym dystansie 1963 metrów, upamiętniającym datę śmierci Józefa „Lalka” Franczaka, ostatniego z ukrywających się partyzantów. Godzinę później, w samo południe, wystartował bieg główny.

Słońce i temperatura około zera stopni zachęcały do szybkiego ścigania i zwycięzca, pomimo niewielkich kłopotów technicznych, o prawie pół minuty pobił zeszłoroczny rekord trasy. Był nim Marcin Stobiecki z Aleksandrowa Łódzkiego, który wpadł na metę w czasie 16:26, ze znaczną przewagą nad Michałem Witkowskim z Akademii Biegacza Salos-Wodna Łódź (17:08) i Łukaszem Kubiakiem z Geotermii Uniejów (17:25).

Wśród pań najszybciej bieg ukończyła druga przed rokiem Agnieszka Wysocka ze związanej z organizatorami drużyny Łódź Kocha Sport (20:54), o 42 sekundy poprawiając swój poprzedni wynik. Do końca goniły ją Agnieszka Kowalczykowska z Rysioteamu (20:59) i Karolina Matusiak z Akademii Biegacza Salos-Wodna Łódź (21:19).

Pełne wyniki można zobaczyć TUTAJ.

– W tych zawodach wystartowałem pierwszy raz – opowiadał nam zwycięzca – i podoba mi się upamiętnianie w ten sposób naszej niedawnej historii. Trasa trochę kręta, ale pogoda dopisała. Od reszty stawki się oderwałem po dwóch kilometrach, biegnąc po 3:20 minut na km. Potem miałem małą niespodziankę w postaci rozwiązanego buta i odtąd już nie mogłem biec na sto procent. Zastanawiałem się, czy go zawiązać, ale wolałem się nie zatrzymywać i po prostu starałem się dobiec w miarę dobrym tempem – zakończył Marcin, który bez wspomnianych kłopotów z butem mógłby jeszcze znacznie mocniej wyśrubować rekord trasy.

– Nawet nie wiem, jaką miałam przewagę nad Karoliną, bo byłam tak zaaferowana gonieniem Agnieszki, która wygrała, że nie oglądałam się za siebie – wspominała na gorąco druga na mecie Agnieszka Kowalczykowska. – Trzymałam ją w zasięgu wzroku, ale te kilka sekund straty to wciąż dużo. A Karolina miała nas obie jak na tacy, lecz na szczęście nas nie dogoniła – zakończyła, śmiejąc się razem ze stojącymi obok rywalkami.

– Widziałam Agę cały czas, myślałam, że prowadzi – potwierdziła Karolina Matusiak – i dopiero potem się okazało, że jeszcze druga Agnieszka jest przed nami. Trochę się oglądałam do tyłu, kontrolując swoje miejsce na podium. Pierwszy raz biegłam na tej trasie i mogę uznać swój bieg za udany.

– Moja własna drużyna współorganizuje bieg, więc była duża presja – przyznała zwyciężczyni. – Mieszkam niedaleko, rozgrzewkę zrobiłam biegnąc z domu. Stresowałam się, ale warto było. Trzeci raz tu biegłam, poprzednio byłam druga, a dwa lata temu to był mój pierwszy w życiu start w zawodach, więc ten bieg ma dla mnie wyjątkowe znaczenie i wygrana tym bardziej cieszy.

Zgodnie z tematyką biegu, nie mogło zabraknąć żołnierskich akcentów. Czwarty raz z rzędu w miasteczku zawodów pojawiła się grupa rekonstrukcyjna Stowarzyszenia Historycznego „Strzelcy Kaniowscy” ze swoją ekspozycją, a dwóch z nich wzięło udział w biegu. Na mecie na zmęczonych biegaczy czekała wojskowa grochówka, której dla nikogo nie zabrakło.

KW