Davide Magnini niespodziewanym zwycięzcą Marathon du Mont-Blanc. Zaledwie 21-letni Włoch startował do tej pory w biegach krótkich, 20-30 km, niedzielny maraton u stóp najwyższej góry Europy to jego najdłuższy dystans.
Drugie miejsce zajął jego rodak Nadir Maguet, a trzeci, po kapitalnym biegu w drugiej części trasy, finiszował Bartłomiej Przedwojewski! To drugie podium Bartka w drugim biegu cyklu Golden Trail World Series, miesiąc temu Polak był drugi (za Kilianem Jornetem) na Zegamie w hiszpańskim Kraju Basków. Polak zostanie liderem "ligi mistrzów w biegach górskich"!
"Wielka niewiadoma". Przedwojewski i Bodurka w Golden Trail Series na Maratonie Mont-Blanc
Od początku prowadził Amerykanin Andy Wacker, za nim pędziła duża grupa pościgowa z m. in. Szwajcarem Rémim Bonnetem, Włochami Magninim i Maguetem i Bartłomiejem Przedwojewskim. W połowie dystansu rywale nieco uciekli naszemu zawodnikowi. Na Col des Posettes Bartek był ósmy, tracił do Wackera 4 minuty, do Magniniego i Bonneta około 2 minut.
Potem jednak oglądaliśmy koncertowy bieg naszego reprezentanta. Stopniowo przesuwał się do przodu. Prowadzący Wacker coraz bardziej tracił siły, ścigający Magnini dopadł go wreszcie na 33 kilometrze i minął na podbiegu. Młodziutki Włoch pokazywał moc, bardzo wymagający podbieg z Argentière na La Flégère pokonał w całości biegiem (!) i niezagrożony zmierzał do mety. Powiększał przewagę nad rywalami.
Metę przy górującej nad Chamonix stacji kolejki Planpraz na wysokości 2 tys. m n.p.m., gdzie w piątek kończył się Kilomètre Vertical, biegacz z Italii osiągnął w czasie 3:47:13, gorszym o 17 minut od rekordu trasy Kiliana Jorneta z 2013 r.
Dopiero 7 minut po Magninim finiszował jego rodak Nadir Maguet, który też świetnie pobiegł końcówkę i wyprzedził słabnącego Rémiego Bonneta. Bartłomiej Przedwojewski tymczasem konsekwentnie zmierzał na podium. Na ostatnim punkcie kontrolnym, La Flégère w połowie 38 kilometra, był już czwarty, a na ostatnim odcinku „łyknął” jeszcze Szwajcara i łapiąc się za głowę z niedowierzaniem przekroczył metę w czasie 3:56:15, niespełna 2 minuty za wicemistrzem zawodów! Znowu podium!
Czwarty, minutę za Polakiem, był Norweg Stian Angermund-Vik (3:57:19), dopiero piąty Rémi Bonnet (3:58:34), a prowadzący przez większość dystansu Amerykanin Wacker zaledwie zamknął "10", wyprzedzony jeszcze na ostatnich metrach przez Hiszpana Aritza Egeę.
Debiutujący w cyklu Golden Trail World Series Krzysztof Bodurka zaczął bieg na początku czwartej dziesiątki. W połowie dystansu, na przełęczy Posettes, wyprzedził kilku rywali i przesunął się na miejsce 27. Taką pozycję zajmował na ostatnim punkcie La Flégère (37,5 km), tracąc do najlepszych 20 kilka minut. Na ostatnim odcinku przed metą wyprzedził jeszcze jednego biegacza i ostatecznie zajął niezłe jak na międzynarodowy debiut w takiej stawce 25 miejsce w czasie 4:20:47.
W biegu kobiet walkę o zwycięstwo stoczyły Silvia Rampazzo i Ruth Croft. Włoszka długo prowadziła, jeszcze po 32 kilometrach w punkcie Tré le Champ 2 miała dwie minuty przewagi nad Nowozelandką, ale słabła i biegaczka z Antypodów konsekwentnie ją doganiała. Uczyniła to jeszcze przed La Flégère.
Na ostatnim punkcie kontrolnym biegaczka z Antypodów wyprzedzała już rywalkę z Italii o 47 sekund, a metę na Planpraz osiągnęła w czasie 4:34:44, ponad 3 minuty przed Rampazzo (4:37:57), która musiała obawiać się nawet o drugą lokatę. Świetnie finiszowała bowiem Eli Anne Dvergsdal, wyprzedzając rywalki. Ostatecznie Norweżce zabrakło dystansu, by dogonić także Włoszkę. Zajęła trzecie miejsce w czasie 4:38:30.
Rekordem trasy wciąż pozostaje wynik Stevie Kremer z 2013 r. Amerykanka wygrała wtedy Marathon du Mont-Blanc w czasie 4:03:00.
WYNIKI (pełne TUTAJ)
Mężczyźni:
1. Davide Magnini (ITA) - 3:47:13
2. Nadir Maguet (ITA) - 3:54:26
3. Bartłomiej Przedwojewski (POL) - 3:56:15
4. Stian Angermund-Vik (NOR) - 3:57:19
5. Rémi Bonnet (SUI) - 3:58:34
6. Thibaut Baronian (FRA) - 3:59:28
7. Pierre-Hugo Romain (FRA) - 4:00:50
8. Nicolas Martin (FRA) - 4:01:30
9. Aritz Egea (ESP) - 4:05:06
10. Andy Wacker (USA) - 4:05:12
...
25. Krzysztof Bodurka (POL) - 4:20:47
Kobiety:
1. Ruth Croft (NZL) - 4:34:44
2. Silvia Rampazzo (ITA) - 4:37:57
3. Eli Anne Dvergsdal (NOR) - 4:38:30
4. Fanny Borgstroem (SWE) - 4:42:19
5. Eli Gordon (ESP) - 4:45:26
6. Meg Mackenzie (RPA) - 4:48:26
7. Azara Garcia (ESP) - 4:49:13
8. Amandine Ferrato (FRA) - 4:53:17
9. Azkorbebeitia Oihana (ESP) - 4:59:03
10. Maria Mercedes Pila (ECU) - 5:01:14
GOLDEN TRAIL WORLD SERIES - klasyfikacja po 2 biegach
[liczą się 3 najlepsze wyniki z 6 biegów cyklu; do finału w Annapurna Trail Marathon 26.10 w Nepalu zakwalifikuje się po 10 najlepszych zawodniczek i zawodników]
Mężczyźni:
1. Bartłomiej Przedwojewski (POL) - 166 pkt./2 starty
2. Stian Angermund-Vik (NOR) - 144/2
3. Thibaut Baronian (FRA) - 143/2
4. Andy Wacker (USA) - 109/2
5. Kilian Jornet (ESP) - 100/1
Kobiety:
1. Eli Anne Dvergsdal (NOR) - 178/2
2. Amandine Ferrato (FRA) - 137/2
3. Maria Mercedes Pila (ECU) - 115/2
4. Oihana Azkorbebeitia (ESP) - 112/2
5. Ruth Croft (NZL) - 100/1
Piotr Falkowski
fot. facebook Marathon du Mont-Blanc i salomonrunning.pl
Odpoczywam. Jestem wykończony. Marathon Mont-Blanc kosztował mnie chyba jeszcze więcej sił, niż Zegama. Chyba dopiero wieczorem, jak dojdę do siebie, uwierzę w to, co się stało, że znowu stanąłem na podium – powiedział nam Bartłomiej Przedwojewski jadąc po biegu do hotelu.
Przyleciałem do Chamonix dobrze przygotowany, w optymalnej formie, czułem się dobrze, ale dziś od samego początku biegło mi się bardzo ciężko. Dosłownie walczyłem o życie! Przez 17-18 kilometrów w ogóle nie myślałem o podium, bardziej o tym, żeby utrzymać miejsce na którym wtedy byłem, czyli w czołowej ósemce. (czytaj dalej)
Grupa, którą ścigaliśmy uciekającego od startu Amerykanina Andy'ego Wackera, była bardzo duża, liczyła 10, może nawet 12 zawodników. Ale po 18 kilometrach wreszcie zaczęły się konkretne góry i wszystko się rozciągnęło. Chłopaki mi uciekli i mniej więcej w połowie dystansu, na przełęczy Posettes, spadłem na ósme miejsce. Spodziewałem się tego, bo startowało kilku specjalistów od wertikali, chłopaków potrafiących naprawdę świetnie podbiegać i oni musieli pod tę górę „polecieć” bardzo mocno.
Ja biegłem swoim tempem, żeby się nie "zagotować", ale i tak bardzo się męczyłem. Dopiero na zbiegu, około 24-25 kilometra, trochę mnie puściło, odblokowałem się i zacząłem biec swobodniej, z większą prędkością, na granicy komfortu. Biegłem już wtedy sam i tak było do samej mety, nie miałem nikogo, z kim mógłbym się nakręcić, razem podciągnąć.
Na zbiegu minąłem dwóch rywali, awansowałem na szóste miejsce. Jakieś 10 kilometrów przed metą dogoniłem Francuza Thibaut Baroniana, z którym udanie rywalizowałem na Zegamie o drugie miejsce. Niedługo potem podkręciłem kostkę. Na ostatnim punkcie pomiarowym, La Flégère 5 kilometrów przed finiszem, byłem czwarty. Trudno powiedzieć, żebym gonił Rémiego Bonneta, bo nie miałem pojęcia, że Szwajcar słabnie. Bardziej starałem się utrzymać takie tempo, żeby nie dogonili mnie zawodnicy z tyłu. Pilnowałem czwartej pozycji.
Ale gdy zobaczyłem Bonneta, musiałem wykorzystać okazję, zwłaszcza, że tam, gdzie do doścignąłem, stał na trasie mój trener Andrzej Orłowski. Ustawił się w idealnym miejscu, więc nie mogło być inaczej: wyprzedziłem Szwajcara i podium było moje! – uśmiechnął się Bartek.
Trener, Marcin Rzeszótko, moja dziewczyna Patrycja i kolega, który z nami przyleciał, bardzo mi pomogli w tym biegu. Rozstawili się na trasie, każdy był w innym miejscu. Pogoda niezbyt sprzyjała długiemu bieganiu, na otwartej przestrzeni było bardzo gorąco, na szczęście w lesie bardziej znośnie, nawet nie było duszno.
Na podziwianie pięknej, zapewne, trasy pod Mont-Blanc nie miałem szans. To było bardzo szybkie bieganie. W pierwszej części, gdy się męczyłem, skupiałem się na kontrolowaniu i utrzymywaniu tempa. W drugiej starałem się urywać sekundy, więc i wtedy o podziwianie alpejskich widoków nie było mowy. Liczył się tylko bieg! Na ostatnim kilometrze zrobiłem się dosłownie zielony, dobiegłem do mety kompletnie wyczerpany, przez dobrą godzinę dochodziłem do świadomości.
Przekraczając linię mety złapałem się za głowę. To był wyraz niedowierzania: bieg toczył się tak bardzo nie po mojej myśli, a jednak skończyłem go na trzecim miejscu!
Trasa nie była trudna technicznie, niewiele odcinków było wymagających. Dużo szerokich ścieżek, łatwo się biegło.
Włoch Davide Magnini, który wygrał, to mimo bardzo młodego wieku (21 lat - red.) zawodnik nieprzypadkowy. Od dawna biega bardzo dobrze, tyle, że nie startował na dłuższych dystansach, najwyżej do 30 kilometrów i dużo wertikali. Może dlatego nie był jeszcze tak znany. Ale to się teraz zmieni.
Wiem, że zostałem liderem Golden Trail World Series, ale to tylko chwilowo – uśmiechnął się Bartłomiej Przedwojewski. - Za 3 tygodnie są kolejne zawody, Dolomyths Run SkyRace. Zobaczymy, jak pójdzie mi we Włoszech.
Na te 3 tygodnie zostaję teraz z Marcinem Rzeszótką w Alpach i Dolomitach, żeby jak najlepiej przygotować się do wspomnianego biegu. W poniedziałek wyłącznie odpoczywam: nie ruszam się, nie idę w żadne góry, na żaden spacer. Widoki i alpejskie szczyty będę podziwiał jedynie leżąc w Chamonix z filiżanką kawki w ręku – śmieje się bardzo zmęczony, ale równie szczęśliwy Bartłomiej Przedwojewski.
rozmawiał Piotr Falkowski