Zenash Gezmu przyjechała do Francji w 2011 w poszukiwaniu lepszego życia, co nie do końca jej się udało. Na co dzień pracowała jako pokojówka za niewielkie wynagrodzenie, ok. 700 euro miesięcznie. Braki finansowe uzupełniała wygrywając miejscowe maratony. Jej rekord życiowy, zrobiony w zeszłym roku w Amsterdamie, to 2h32'.
Mieszkała w podparyskim Neuilly-sur-Marne. Nie utrzymywała z nikim bliższym stosunków. Nie miała na to czasu. Na treningi wychodziła o świcie, a całe dnie spędzała w pracy. Nawiązała za to kontakt z klubami lekkoatletycznymi i miała nadzieję, że będzie mogła startować w barwach Francji. Do realizacji tego celu brakowało jej jednak wymaganego poziomu znajomości języka francuskiego. Kluby czekały aż spełni ten warunek, by móc ją przyjąć w poczet swoich członków. Ona podeszła do sprawy poważnie i brała lekcje języka.
Na początku tego tygodnia sąsiedzi biegaczki zostali zaalarmowani hałasem w jej mieszkaniu, ale nie wezwali policji. Ta pojawiła się na miejscu znacznie później. Po przyjeździe funkcjonariusze znaleźli ciało etiopskiej biegaczki. Zenash Gezmu została zamordowana, prawdopodobnie uderzona tępym narzędziem i uduszona. Do zdarzenia doszło na początku tygodnia.
W związku z tym zajściem został aresztowany Erytrejczyk, którego Gezmu przedstawiła w klubie jako znajomego biegacza. Charakter ich znajomości nie został na razie wyjaśniony, ale mężczyźnie postawiono zarzut zabójstwa, po tym jak sam zgłosił się na policję.
We Francji Zenash Gezmu miała żadnej rodziny. Biegacze widzieli jej osiągnięcia i podziwiali umiejętność łączenia ciężkiej pracy z treningami. Po jej śmierci wielu jest w szoku. Swój żal wyraził także klub, który wspierał ją w drodze do naturalizacji.
IB
Źródło: Ouest-France/ Le parisien