TGC Marathon: Katarzyna Solińska - "Prawie do końca nie wiedziałam, że prowadzę". Kamil Leśniak - "Fajny trening, wygrała moja taktyka"

  • Biegająca Polska i Świat

Polscy biegacze znakomicie spisali się na trasie maratonu (42 km, 1000 m+) podczas prestiżowych zawodów Transgrancanaria na Wyspach Kanaryjskich. Katarzyna Solińska, debiutująca w barwach teamu Hoka One One Polska, prowadziła niemal od startu do mety i wygrała w czasie 3:42:32, wyprzedzając o prawie 2,5 minuty Hiszpankę Martę Molist, a o ponad 4,5 minuty Niemkę Kerstin Engelmann-Pilger.

Kamil Leśniak, też po raz pierwszy startujący jako zawodnik Salco Garmin Teamu, zajął 6 miejsce, najlepsze wśród biegaczy spoza Hiszpanii, z czasem 3:11:54. Wygrał Pablo Villalobos Bazaga 2:56:26.

Katarzyna Solińska wygrywa Transgrancanaria Marathon! (WYNIKI)

Kilka godzin po zawodach rozmawialiśmy z naszymi bohaterami. Oto, co nam powiedzieli.

KATARZYNA SOLIŃSKA:

Było piekielnie ciężko, strasznie gorąco… Ale przepięknie! Jak powiem, że spodziewałam się wygranej, to cię okłamię… Byłam kompletnie zaskoczona, wręcz zszokowana! (śmiech).

Początek trasy wiódł pod górkę, więc zaczęłam powolutku, dopiero później było mocno w dół i poleciałam w miarę mocno. Zrobiłam sobie ogromną niespodziankę. Niemal do końca nie byłam świadoma tego, że prowadzę. Jak zatrzymałam się na punkcie na 25 kilometrze, nikt mi nie powiedział, że prowadzę, krzyczeli tylko, że świetnie mi idzie. Pomyślałam: „Fajnie, może jestem w Top10, no więc cisnę dalej”. Dopiero jakieś 10 kilometrów przed metą, w dolinie, na długim zbiegu wyschniętym korytem rzeki, gdzie był dodatkowy punkt pomiaru czasu i stanęłam, żeby się napić wody, pan z obsługi powiedział: „Pierwsza kobieta”. Ja mówię: „Co? Pan chyba żartuje!”. Ale on potwierdził. No to powiedziałam sobie: „Dobra, spróbuję, niech się dzieje wola nieba. Powalczę do końca!”

Nie wiedziałam też, jak blisko (czy daleko) były za mną najgroźniejsze rywalki. Biegłam cały czas w nieświadomości. Nie skupiałam się na innych, tylko na tym jak się czuję i nad bezpiecznym biegiem, bo trasa jest bardzo trudna technicznie. Nie można było ani na chwilę stracić koncentracji, bo szlak pokrywało mnóstwo kamieni usuwających się spod butów. Do tego bardzo gorąco, a ja nie lubię upału, źle się czuję w wysokiej temperaturze. Rano wprawdzie było bardzo przyjemnie ciepło, na górze nawet fajnie wiało, ale po 7-8 kilometrach zaczęło mocno grzać i było coraz bardziej gorąco. Ostatnie kilkanaście kilometrów to już temperaturowy kosmos, we wspomnianej dolinie nie było grama wiatru. Koszmarny upał, trzeba było dużo pić i bardzo tego pilnowałam. Całe szczęście też, że miałam czapkę! Ciężko mi było się odnaleźć w tych warunkach, na każdym kolejnym kilometrze bałam się, że przyjdzie kryzys i mnie odetnie.

Mimo, że wygrałam z całą koalicją Hiszpanek walczących o kwalifikację do reprezentacji na mistrzostwa świata, wszyscy– i organizatorzy, i wolontariusze, i kibice – bardzo fajnie się do mnie odnosili na trasie. Bili brawo, kibicowali, krzyczeli: „Catarina, Catarina!”. Ale długo myślałam, że oni tak mają i wspierają każdą kolejną biegnącą zawodniczkę (śmiech). A sam wbieg na metę był pełen ogromnych wrażeń i emocji, że jestem już na niebieskim dywanie i widzę szarfę, do końca nie wierzyłam, że to ja za chwilę ją zerwę! Bardzo, bardzo się cieszę! Rok po historycznym sukcesie Magdy Łączak (wygrała należący do UTWT dystans 125 km – red.) jestem kolejną Polką, która wygrała w Transgrancanarii!

Ten maraton był bardzo dużym obciążeniem dla mojego organizmu, jak spałam po południu to miałam dreszcze. Muszę więc jeszcze trochę odpocząć, przespać dobrze noc. A w sobotę rano skontaktuję się z Kamilem Leśniakiem, który ma supportować Mariusza Gezelę i podjadę do nich, żeby pokibicować Magdzie Łączak i pozostałym Polakom na trasie 128 km. Rano na 65 km startuje też Kasia Winiarska, więc i ją postaram się wesprzeć dopingiem.


KAMIL LEŚNIAK:

Biegam na tej trasie regularnie już od 3 lat, bo przyjeżdżam na Gran Canarię na obozy treningowe, ale nigdy jeszcze nie wystartowałem w tych zawodach. Teraz wreszcie to zrobiłem, bo okazało się, że mój ranking ITRA daje mi prawo do bezpłatnego startu. Gdybym musiał wyłożyć kolejne pieniądze na pakiet startowy, to pewnie bym się nie zdecydował.

Postanowiłem więc wykorzystać sposobność i w fajnych zawodach pobiec treningowo. Tak też zrobiłem. Czasem przecież robię mocne treningi, kilka dni temu pobiegłem „trzydziestkę” w tempie 4’15/kilometr, częściowo po tej trasie. Więc to nie miało być spokojne wybieganie. Powiedziałbym, że „ciut mocniej niż drugi zakres”.

Założenie treningowe miałem takie, żeby biec spokojnie, we w miarę równym tempie. Zacząłem na 30-40 pozycji, ale już przed pierwszym punktem pomiarowym, po 10 kilometrach mocnego zbiegu, zacząłem doganiać i wyprzedzać zawodników. Nie zatrzymywałem się na punktach, miałem swoje jedzenie i picie i w połowie dystansu byłem około miejsca dwudziestego któregoś. Na 25 km był lekki trzykilometrowy podbieg, idealnie mi pasował, więc komfortowo sobie wbiegłem i coraz bardziej przesuwałem się do przodu. Nawet w tym nieszczęsnym kamienistym wąwozie wyprzedzałem biegaczy ze ścisłej elity. A przecież wcale przez ten cały czas nie przyspieszałem!

Świetnie sprawdziła się moja taktyka, bo na pewno bardzo duży wpływ na wyniki miał ten bardzo szybki początkowy odcinek. Po 2 kilometrach miałem wrażenie, że biorę udział w wyścigu na „piątkę”! Sam zresztą pobiegłem za szybko pierwszy kilometr w 4’23, a sporo zawodników było i tak daleko przede mną! (śmiech)

Trasa Maratonu Transgrancanaria ma na 42 kilometrach stosunkowo niedużo, bo 1000 metrów przewyższenia, ale to nie oznacza, że jest łatwa! To jest całkiem inny rodzaj biegania. W większości jest zbieg, więc można sobie zmasakrować uda. Moje wysokie miejsce to efekt tego, że bardzo wolno zacząłem, spokojnie biegłem swoje i na pierwszym etapie nie nabiłem sobie mięśni ud. A widziałem, że wielu zawodników miało z tym problemy i na łatwych odcinkach biegli stosunkowo wolno.

Dla mnie najwięcej trudności sprawiały kamienie na trasie, zwłaszcza na ostatnich kilkunastu kilometrach do mety, w wyschniętym korycie rzeki, gdzie łatwo można było skręcić kostkę. No i spory upał, dzień maratonu był najcieplejszym dniem mojego obozu, termometr pokazał 26 stopni, a temperatura odczuwalna była znacznie wyższa. Specjalnie mi to nie przeszkadzało, chociaż wyraźnie się pociłem. Wole jednak taką pogodę niż minus 1 czy minus 10.

Treningi na Kanarach i dzisiejszy start napawają optymizmem przed moimi głównymi startami na wiosnę. W końcu kwietnia biegnę w Wielkiej Prehybie w Szczawnicy, mistrzostwach Polski na długim dystansie. Ale wcześniej mam ważne starty na ulicy: najpierw Półmaraton Warszawski, a 2 tygodnie przed Szczawnicą – Orlen Warsaw Marathon. Musze tylko pamiętać, żeby się zapisać (smiech). Mam ambitny plan, żeby powaznie poprawić „życiówkę”, kusi mnie 2:30, ale zobaczymy po treningach, czy to będzie realne. Na razie moim rekordem życiowym jest 2:36 na Teneryfie w listopadzie ubiegłego roku. Trochę pobiegłem ten maraton z marszu, z dużego kilometrażu na treningach, przy okazji obozu-wycieczki na Teneryfę. Tak naprawdę więc nigdy jeszcze nie przygotowywałem się konkretnie do płaskiego maratonu, teraz jest pierwszy raz, że treningi mam ukierunkowane na maraton uliczny.

rozmawiał Piotr Falkowski

zdj. Jacek Deneka - UltraLovers


Od północy trwa rywalizacja w najważniejszym biegu Transgrancanarii, należącym do cyklu UTWT (Ultra-Trail World Tour) dystansie 128 km, w którym tytułu mistrzyni broni Magdalena Łączak. Oprócz niej startuje jeszcze 30 biegaczy z Polski.

"Nie bronię tytułu, chcę przyjemnie przebiec piękną trasę". Magdalena Łączak spokojna przed startem w Transgrancanaria-128

Przebieg rywalizacji można śledzić TUTAJ