Tokio uciekło! Koniec olimpijskiego marzenia Marcina Chabowskiego - kontuzja mistrza Polski w maratonie. "Nie było sygnałów"
Opublikowane w pt., 28/02/2020 - 19:22
Marcin Chabowski nie wystartuje w żadnym z wiosennych maratonów! To oznacza, że aktualny mistrz Polski (czwarte miejsce i najlepszy Polak w Orlen Warsaw Marathonie 2019 w czasie 2:13:10) stracił szansę na start w igrzyskach olimpijskich w Tokio.
Pochodzący z Wejherowa maratończyk doznał zmęczeniowego pęknięcia kości śródstopia lewej nogi i czeka go teraz 6-tygodniowa przerwa w treningach. Do biegania Chabowski wróci w połowie kwietnia, wtedy, gdy... powinien być w szczycie formy myśląc o maratonie i olimpijskim debiucie.
Feralne wieści spadły na Chabowskiego jak grom z jasnego nieba. – Złamanie bądź pęknięcie zmęczeniowe mają to do siebie, że człowiek trenuje, wszystko jest w porządku, nie ma żadnych objawów kontuzji, symptomów, że coś się dzieje ze zdrowiem i nagle okazuje się, że masz poważną kontuzję. Tak właśnie było w moim przypadku – opowiada nam Marcin Chabowski. – Podobnie stało się 2 lata temu, gdy na zawodach doznałem złamania 2 kości śródstopia, tak samo teraz, tyle że to druga, lewa stopa i - szczęście w nieszczęściu - pęknięcie, a nie złamanie.
– Trenowałem, budowałem formę, wszystko szło w dobrym kierunku – kontynuuje biegacz, który w czerwcu skończy 34 lata – i tydzień przed pierwszym zaplanowanym startem w biegu na 10 kilometrów w Gdyni, po treningu tempowym zaczęła mnie pobolewać noga. Od razu wykonałem rentgen i usg, ale nie pokazały żadnej kontuzji.
Po 10 dniach przerwy zrobiłem dwa treningi i znów bolało, więc udałem się na rezonans magnetyczny. I dopiero po tym badaniu dowiedziałem się, co mi jest. To druga faza urazu zmęczeniowego, czyli pęknięcie warstwy okostnej. W najbliższej perspektywie oznacza to przerwę w treningach i zaprzestanie także innych aktywności mogących obciążać stopę, na przykład jazdy na rowerze czy pływania. A w dalszej konsekwencji – konieczność rezygnacji ze startu w maratonie w kwietniu i walki o olimpijskie minimum (2:11:30), a tym samym utratę szans na pierwszy w karierze występ w igrzyskach olimpijskich.
– Pocieszam się, że i tak jest lepiej niż przed dwoma laty, bo po złamaniu miałem 3 miesiące przerwy i chodziłem o kulach, a leczenie i rehabilitacja po pęknięciu są dwukrotnie krótsze. Ale kontuzja kompletnie rujnuje moje przygotowania, bo już od prawie 3 tygodni nie trenuję, a czeka mnie jeszcze dwa razy tyle odpoczynku. Temat kwalifikacji olimpijskiej zamknął się z dnia na dzień – ucina Marcin Chabowski.
Z dnia na dzień nie powstaje, oczywiście, sam uraz zmęczeniowy. – Ten proces trwa, to jasne, tyle że często nie daje żadnych objawów, nie ma sygnałów, że coś się złego dzieje. Piszczel, strzałka czy kości śródstopia często nie bolą, aż nagle okazuje się, że są pęknięte bądź złamane – tłumaczy mistrz Polski w maratonie i analizuje: – Ja jestem wyczynowcem i po 20 latach trenowania umiem czytać mój organizm. Jeśli coś mnie boli, działam od razu. Od początku przygotowań w tym sezonie jestem pod profesjonalną opieką fizjoterapeutyczną, na zabiegi chodziłem 2 razy w tygodniu.
– Trening wychodził bardzo dobrze, odcinki tempowe biegałem już w tempie poniżej 3 minut na kilometr i budowałem formę na kwietniowy maraton. Ale sport wyczynowy bywa okrutny: grasz mecz, dostajesz „strzała” i masz pęknięcie kości piszczelowej, jak ostatnio Lewandowski. Robisz codzienny trening i nawet nie wiesz, że jakaś struktura nie wytrzymuje.
Dlaczego Chabowskiemu przytrafiło się nieszczęście? Nie wiadomo. Czołowy polski maratończyk (rekord życiowy 2:10:07 w 2012 r.) ma swoje przemyślenia co do przyczyny kontuzji: – W zeszłym roku zmieniłem firmę odzieżową, nawiązałem współpracę z Asicsem. Przyczyną może być zmiana obuwia: nałożona na zmęczenie spowodowane mocnym treningiem mogła spowodować taki efekt.
– Mój układ ruchu przyzwyczaił się przez kilka ostatnich lat do obuwia miękkiego, bardziej amortyzowanego, które, być może, nieco „rozleniwiło” stopę, uczyniło ją mniej odporną na wstrząsy. Po zmianie, przy moim dynamicznym, aktywnym sposobie biegania, stopa w butach o innych specyfice i budowie zaczęła pracować inaczej, a to w efekcie mogło mieć wpływ na uraz zmęczeniowy.
– Ale to jest tylko hipoteza, moje gdybanie. Nie narzekam, oczywiście, na buty czy ich producenta, bo nawet jeśli moje wnioski są słuszne, to nie jest wina obuwia, tylko zmiany. W przeciwną stronę mogłaby przynieść efekt dokładnie taki sam.
Krótko mówiąc: niefart. Bo, zdaniem Marcina Chabowskiego, tylko pecha można obwiniać za jego kontuzję. – Miałbym pretensje do siebie, gdyby mnie wcześniej bolało, zlekceważyłbym to i robił trening na siłę. To by była moja ignorancja i nieodpowiedzialność. Ale ja zareagowałem natychmiast, zrobiłem wszystkie możliwe badania i teraz mogę to nieszczęście tylko przyjąć „na klatę” – mówi z gorzkim uśmiechem. – Dotknęła mnie praktycznie ta sama kontuzja, co jakiś czas temu Karolinę Nadolską.
Gdy sportowiec doznaje kontuzji wykluczającej go z docelowej imprezy, do której przygotowywał się przez wiele miesięcy, często świat wali mu się na głowę. Ale Chabowski się nie załamuje. – Nie jest to mój pierwszy poważny uraz, jako sportowiec muszę się liczyć z kontuzjami nawet w najmniej spodziewanych momentach, ale wiadomo, że nie skaczę z radości, gdy przepadła mi olimpijska szansa – przyznaje. Zwłaszcza, że przygotowania szły w bardzo dobrym kierunku i dawały duże szanse na osiągnięcie celu.
– Mamy zimę idealną do treningu. 95 procent kilometrażu biegałem w lesie, na asfalcie i w butach startowych zdążyłem wykonać jedynie 4 treningowe jednostki specjalistyczne. Przygotowania szły znakomicie, dużo lepiej niż w tym samym okresie ubiegłego roku. – Wtedy zima była kiepska, na asfalcie i w minusowej temperaturze biegałem dużo więcej, a w lutym zachorowałem na zapalenie oskrzeli i mój start w MP w Warszawie stał pod znakiem zapytania.
– Teraz wszystko szło jak po sznurku, byłem zadowolony z osiąganych prędkości i jakości treningu, wykonałem praktycznie 99 procent założeń. Szansa na dobry wynik na wiosnę i olimpijską kwalifikację była ogromna. Aż nagle wszystko przerwała kontuzja – podsumowuje Marcin Chabowski.
Maratończyk z Wejherowa nie pojedzie zatem na igrzyska olimpijskie, a za kilka tygodni straci tytuł mistrza Polski, bo do jesieni nie będzie startował, a mistrzostwa kraju – choć Polski Związek Lekkiej Atletyki wciąż nie podjął oficjalnie decyzji – odbędą się prawdopodobnie 26 kwietnia, podczas 19. Cracovia Maratonu. Tak wynika z naszych nieoficjalnych, acz dość pewnych informacji.
Chabowski będzie wtedy dopiero wracał po kontuzji do treningu, a na starty musi poczekać do jesieni. – Czeka mnie w sumie 8-9-tygodniowa przerwa plus niemożność nawet jazdy na rowerze czy pływania, a będę wracał do biegania bardzo powoli, ostrożnie, by nie odnowić urazu. Pierwsze starty będą zatem możliwe w sierpniu lub we wrześniu.
W tej sytuacji docelową imprezą Chabowskiego, który jest zawodowym żołnierzem, będą jesienne wojskowe mistrzostwa świata w Atenach. – Wcześniej pomyślę o obronie tytułu mistrza Polski w biegu na 10 kilometrów i być może powalczę w Pile o złoty medal MP w półmaratonie. Ale może zdecyduję się na inny półmaraton, za granicą - mówi.
Mistrzostw Europy w Paryżu i startu w półmaratonie Marcin Chabowski nie bierze pod uwagę. – Nie zdążę się do nich dobrze przygotować – twierdzi. – Postaram się spokojnie wrócić na swój poziom sportowy, pobiegnę „dychę” oraz „połówkę” i zakończę sezon maratonem na wojskowych MŚ – snuje jesienne plany czołowy polski maratończyk.
Piotr Falkowski
zdj. Karolina Orzechowska, fanpejdż Marcina Chabowskiego