Udany powrót Maratonu Rzeszów. Wygrywają Kenijczyk i Węgierka [FOTO]
Opublikowane w ndz., 19/10/2014 - 16:52
Dzisiejszą imprezą stolica Podkarpacia wróciła do maratońskiego kalendarza biegowego w Polsce. Ale przede wszystkim dołączyła na nowo do Warszawy, Poznania, Krakowa, Wrocławia czy Krynicy, czyli miejsc, które koniecznie trzeba odwiedzić w biegowej karierze. Dlaczego?
Wzorowa organizacja – ciekawe pakiety startowe w przystępnej cenie (śliczna koszulka), znakomicie zabezpieczona i oznaczona trasa, idealnie trafiona lokalizacja bazy imprezy ze stałym, a nie jak to zwykle bywa tymczasowym zapleczem socjalnym (CH Millenium Hall), gęsto rozstawione i pełne bufety i wodopoje (izotonik z proszku o dziwo mógł smakować), skromne, ale stylowe medale.
Oddani bieganiu organizatorzy z CWKS Resovia z Piotrem Kowalem na czele, wolontariusze i zarażeni biegowym bakcylem włodarze miasta - prezydenr Ferenc osobiście podążał dziś samochodem za biegaczami, a jego zastępca Sieńko krążył po trasie z policjantami dogladając pracy tej i innych służb. O startującym na pełnym dystansie sekretarzu miasta nie wypada chyba nawet wspominać, bo to jeden z największtch entuzjastów biegania na Podkarpaciu – gratulacje panie Marcinie!
Trasa – bezsprzecznie jedna z najciekawszych w Polsce, wiodąca zarówno przez najważniejsze i najciekawsze zakątki miasta, u podnórza Pałacu Lubomirskich, słynnego pomnika i przez starówkę, ale i te mniej oczywiste, jak.... żwirownia (na przestrzeni ostatnich lat Rzeszów zmienił się nie do poznania, także w tym miejscu – musicie się przekonać). Trasa została zapętlona, ale tylko dwukrotnie, i o dziwo miało to same zalety - zarówno biegacze jak i kibice czy dziennikarze mogli w pełni nacieszyć się rywalziacją na miejsca i czas.
Frekwencja – nieco ponad 500 uczestników. Niewiele jak na standardy wrocławskie czy poznańskie, ale ani przez chwilę nie dało się zauważyć pustki na trasie i można było rozstawić akcesoria do kibicowania. Fani najwyraźniej wczytali się w nasze wczorajsza słowa i gęsto rozstawili się wzdłuż biegowej ścieżki. Z megafonami, pomponami, zagrzewającymi do wysiłku transparentami. Aż chcieliśmy rzucić aparat i pobiec choćby za prof. Grzegorzem W. Kołodko, który właśnie Rzeszów wybrał na miejsce swojego kolejnego startu. Nieprzypadkowo...
Wysokie nagrody – 4000 zł za zwycięstwo w biegu na Podkarpaciu to jest „coś”. Nie dziwi, że nad Wisłok zjechała polska czołówka Kenijczyków, Ukraińców i Węgrów. Owszem, uzyskane czasy do rekordowych nie należały, ale warunki na trasie – było wietrznie co przeszkadzało szczegółnie w otwartych fragmentach trasy, a słońce raz po raz mocno przypiekało – nie pozwoliły na lepsze rezultaty. Ale jesteśmy niemal pewni, że z roku na rok będą one poprawiane, bo – znając hojność sponsorów w Rzeszowie - honoraria będą tu jeszcze wyższe, a i może stosowne premie się pojawią. Z korzyścią i dla biegaczy amatorów, bo im lepsza i głośniejsza medialne impreza (a nic nie buduje lepiej prestiżu wydarzenia jak wysoki poziom sportowy) tym ciekawsze i liczniejsze nagrody dla tej grupy w stawce.
Karty rozdawali obcokrajowcy
Rywalizację w Rzeszowie zdominowali dziś Afrykanie i Ukraińcy. Zwycieżył bezapelacyjnie Kenijczyk Too Silas Kiprono (2:17:41). Drugiego na mecie Ukraińca Oleksyia Rybalczenko, mimo samotnego biegu przez znaczną część dystansu, wyprzedził o blisko siedem minut. Podium uzupełnił Dzmitry Hryhoryev, również z Ukrainy.
Polacy? Najlepszym rodakiem został Bartosz Olszewski z grupy Warszawiaky, kończąc rywalziację na szóstym miejscu (2:28:09). – Przyjechałem się tu ścigać i walczyć o jak najwyższe miejsce. Ale już na starcie wiedziałem, że o podium będzie ciężko. Z szóstego miejsca jestem zadowolony – skomentował na mecie p. Bartosz, który skusił się na start w Rzeszowie bo szybko zregenerował organizm po 36. PZU Maratonie Warszawskim i nie chciał kończyć jeszcze sezonu.
Wśród Pań z triumfowała suwerennie Wegierka Tünde Szabó (2:56:27), ta sama, która przed kilkunastoma tygodniami nie miała sobie równych w festiwalowym Koral Maratonie. – Biegłam z kilkoma dobrymi panami i chyba to był dziś klucz do wygranej – powiedziała nam na mecie zawodniczka Benedek Team.
Rywalizację sztafet zwyciężył zespół Sportiva.pl w skąłdzie Paweł Smędowski, Jacek Żądło, Mateusz Golonka (Ambasador PZU Festiwalu Biegowego – gratulujemy!) Matylda Kowal i Michał Gąsiorski.
Pełne wyniki znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
Wśród maratończyków wyłowiliśmy dziś kilku uczestników sobotniego Biegu na Piątkę. Sztafetowo biegała wspomniana Ambasadorka imprezy Matylda Kowal (Szlęzak), a o złamanie bariery 3 godzin walczył Andrzej Cisek. – Reaktywacja imprezy to świetny pomysł. Z drugiej strony szkoda, że tak późno. Trasa bardzo fajna, płaska, poprowadzona w fajnych miejscach. Na żwirowni przeszkadzał wiatr, ale to mogło się stać w każdym innym miejscu. Planu czasowego nie udało się złamać, ale też nie biegłem na sto procent – skomentował sympatyczny biegacz Rzeszowskich Gazeli i Gepardów.
Niebieskich koszulek tego lokalnego zespołu w stawce dostrzegliśmy całkiem sporo, choć nie brakowało też gości z odległych miast. Specjalnie do Rzeszowa na maraton przyjechał m.in. Romuald Pruszczyński z Puław. – Nigdy nie startowałem w Rzeszowie, a że lubię maratony, to postawiłem na tę imprezę. Bardzo fajną zresztą, choć niewiele pamiętam z trasy. Stadion może tylko... – śmiał się na mecie zawodnik Puławianina Puławy, szczęśliwy finiszer osiemnastego już maratonu w karierze.
Do mety New Balance Maratonu Rzeszów dotarło ostatecznie 490 osób – jako ostatni niezawodny Bosy Biegacz Paweł Mej. Niezawodolonych z biegu nie stwierdziliśmy, co tylko potwierdza nasze obserwacje z trasy. Polecamy imprezę, tak jak polecamy Wam PZU Maraton Warszawski, Poznań Maraton, Cracovia Maraton, Wrocław Maraton czy PZU Festiwal Biegowy i nasz górski Koral Maraton. Do naszej osobistej Korony Maratonów Polskich dopisaliśmy dziś kolejną imprezę i za rok tu wystartujemy...
GR