Bartosz Olszewski o starcie w Rzeszowie: „Miałem kończyć sezon, ale...”

Warszawski długodystnasowiec i bloger został najlepszym Polakiem niedzielnego New Balance Maratonu Rzeszów. Na mecie ucieliśmy sobie krótką pogawędkę z zawodnikiem...

Maraton Rzeszów powrócił w wielkim stylu. Rywalizacja pod kenijsko-wegierskie dyktando, Bartosz Olszewski najlepszym Polakiem [ZDJĘCIA] 

Skąd pomysł na start w Rzeszowie? W ostatnich tygodniach biegałeś przecieżw w festiwalowym Koral Maratonie i 36. PZU Maratonie Warszawskim...

Pamiętasz naszą rozmowę - Krynica była treningiem (śmiech). W Warszawie miałem różne przygody na trasie, ale już 3 dni po imprezie czułem się bardzo dobrze. Wyszedłem na trening i nie czułem w nogaach tego maratonu. Dlatego nie chciałem już kończyć sezonu, pół roku treningów za mną. A że chciałem sobie trochę porywalizować, postawiłem na Rzeszów. No i się pościgałem...

Było 6. miejsce i tytuł najlepszego Polaka imprezy. Jesteś zadowolony?

Tak, jestem zadowolony. Mogłem być piąty, ale bieg ułożył się tak a nie inaczej – pierwsza połowka była potwornie szybka, 1:11:40 na półmetku. Ale przy takiej stawce tak już jest – biegnie się w grupie i nawzajem napędza – gdybym to puścił, to przy takim wietrze to pewnie by się gorzej skończyło.

Jak wyglądał twój bieg? Przez wiele kilometrów biegłeś ok. 100-200 metrów za rywalami do podium...

Do połowy biegłem z grupą. Odpuściłem gdzieś na 17. - 18. kilometrze, gdzie było mocno pod wiatr. Ukraińcy to wykorzystali i mocno pociągnęli. Potem, tak jak mówisz, biegłem już sam, prawdę mówiąc sporo się męcząc. Płuca były ok, ale nogi nie dawały już rady, jednak ta Warszawa gdzieś w nich siedziała. Ale nie mogę powiedzieć, że jestem rozczarowany – 2:28:09 w samotnym biegu od połowy dystansu, to dobry wynik....

Nie było za ciepło?

Pogoda była dokładnie taka, jak przewidywały prognozy. Pierwsza część biegu to naprawdę bardzo dobre warunki do biegania, w drugiej zrobiło się bardzo wietrznie. Ciężko było biec pod wiatr.

To był twój pierwszy start w Rzeszowie?

Start, ale i pobyt tutaj. Przyjechałem do miasta w sobotę po godz. 16, więc nie miałem wiele czasu na zwiedzanie, chyba tylko Rynek. Ale z tego co zobaczyłem, to muszę powiedzieć, że to bardzo fajne miasto. Nawet się nie spodziewałem. Spodobało mi się. Nie słodzę tutaj gospodarzom, bo po prostu widać, że miasto się rozwija.

A sama impreza?

Trasa nie jest taka zła (śmiech). Ludzie mówili, że dość trudna – może nie jest najprostsza, ale bez przesady, jest kilka podbiegów, ale są to krótkie pagórki. Jest trochę kostki, ale nie są to kilometry, tylko kawałki. Jak nie wieje, to fajna trasa i można tu zrobić fajny czas.

 

Podział trasy na pętle był dobrym ruchem organizatorów? Powiem Ci, że bardzo fajnie się Was oglądało, aż chciało się doskoczyć...

(śmiech). Dwie rundy to nie jest nic złego. Nawet nie pamiętam niektórych odcinków. Bodaj w Radomiu jest 5-kilometrowa pętla, którą pokonuje się aż 8 razy – tam można się znudzić. Zresztą kiedyś w Warszawie w Parku Skaryszewskim rozegrano maraton na 2-kilometrowej petli, więc... (śmiech). Fajnie, naprawdę fajna trasa. Można spokojnie przyjechać i liczyć na życiówki.

Wrócisz do Rzeszowa? Jest jeszcze dycha, i to niedługo, bo 11 listopada, jest półmaraton, piątka... Nawet ultramaraton i biegi na orientację...

Zobaczymy (śmiech). Na razie nie planowałem przyszłorocznych startów. Na wiosnę będę chciał pobiec jakiś mocny maraton na zyciówkę, i będę się w zimie przygotowywał pod ten jeden start, jeden wynik. A potem zobaczymy.

Co dalej w tym roku? Biegasz już tylko rekreacyjnie?

Chyba nie! (śmiech) W listopadzie może coś jeszcze pobiegnę, ale dopiero za kilka dni powiem Ci, czy tak będzie. Zobacze, jak się będę czuł po Rzeszowie. Róznie może być, bo trochę tu skatowałem nogi – jak stanąłem na mecie, to poczułem takie 2 betony na dole. Miejmy nadzieję, ze za kilka dni będzie dobrze i jeszcze może z jeden start....

Piątka, dycha?

Nie, nie. Maraton na 2:30 (śmiech)

Nie masz już dość?...

No nie mam (śmiech). Ale potem dużo odpoczynku, by zupełnie wypocząć. Trzeba będzie wyjechać, by odpocząć fizycznie i psychicznie. Żadnych biegów... no dobra, nie mówię NIE (śmiech) ale to już bez żadnego przygotowania, stricte dla przyjemności. A potem zobaczymy – wiosna to szybki maraton, może Orlen, może coś za granicą, Londyn, jeszcze nie wiem. Na dobrej, szybkiej trasie chcę pobiec dobry wynik – może tak.

Wiosną będzie oczywiście PZU Półmaraton Warszawski...

Jak zawsze...

Zdrowia zatem!

Dzięki

Rozmawiał w Rzeszowie Grzegorz Rogowski