– Rekord Polski to nie jest dla mnie cel sam sobie. Oczywiście bardzo bym tego chciała i będę na to pracować, ale nie mogę niczego zagwarantować. To jest przecież maraton – mówi Karolina Jarzyńska, najlepsza polska maratonka.
Kończy się 2014 r. To dobry moment na podsumowanie. Jaki to był dla pani sezon?
Generalnie udany. Przebiegłam dwa maratony na bardzo wysokim poziomie. Na początku 2:26:31 w Osace i wynik bardzo bliski rekordu Polski, potem potwierdziłam swoją dyspozycję w Łodzi na dość wymagającej trasie. Tak więc patrząc na starty maratońskie to mogę uznać sezon za udany.
A starty na stadionie? Mistrzostwa Europy w Zurichu i start na 10 000m nie zakończyły się sukcesem…
Niestety finałowy bieg ułożył się zupełnie nie po mojej myśli. Jestem zawodniczką, która lubi mocne, silne tempo od początku. Natomiast w Zurichu po bardzo wolnych 9 kilometrach przyszła szybka końcówka, z którą sobie nie poradziłam.
Co się stało?
Kariera maratońska sprawiła, że nie mam już tych prędkości pozwalających przyspieszyć na finiszu. Niestety obecny trening zabił we mnie te predyspozycje i nie jestem w stanie fizjologicznie i fizycznie przygotować się do tego, by przebiec ostatni kilometr poniżej 2 minut 50 sekund.
Porażka zabolała?
Tak, bo byłam dobrze przygotowana. Są jednak takie zawody, które nie do końca oddają wartość sportowca. W finale pokazały się zawodniczki, z którymi zapewne w szybkim, mocnym biegu poradziłabym sobie. Ale z drugiej strony umiejętność rozgrywania biegu na końcówce świadczy o mistrzostwie. Warto dodać, że w Zurichu byłam jedyną zawodniczką, która miała w nogach dwa maratony. Większość rywalek wychodziła ze średnich dystansów. I to też była ich przewaga.
Czy to oznacza, że zrezygnuje pani ze startów na stadionie?
Wiem, że teraz jestem kojarzona przede wszystkim z maratonem, ale tak naprawdę cały czas bliższe są mi krótsze dystanse.
Ale postawiła pani na maraton?
Ja jestem nietypową zawodniczką. Nie każdy potrafi łączyć maraton z bieżnią. To troszeczkę inna biomechanika ruchu, inne prędkości. Mi do tej pory to świetnie wychodziło. Był więc i super maraton na wiosnę i fajny sezon na bieżni. Przecież w ubiegłym roku pobiłam rekord Polski rekord na 10 000m. w Ostrawie po dwóch maratonach. W tym sezonie miałam też bardzo dobry występ na Pucharze Europy w Macedonii: 32:03 w ciężkich warunkach pogodowych i kwalifikacja na Mistrzostwa Europy.
To czemu wprowadza pani zmiany?
Zastanawiam się czy jestem w stanie trzeci raz z rzędu taki scenariusz powtórzyć. 2015 r. to jest przecież sezon przedolimijski. Dlatego przyda się teraz trochę luzu, by na Olimpiadzie nastąpiła eksplozja formy. Ale czekam jeszcze na ostateczną decyzję trenera.
Chcę jednak wyraźnie podkreślić, że jeśli w nadchodzącym sezonie zrezygnuję ze startów na stadionie to nie oznacza, że ja już na tym stadionie nigdy nie wystąpię. Kolce są zawsze u mnie w gotowości. Ja nadal będę trenować na bieżni, nadal będę biegać 5, 10 km. Tylko w ten sposób urwę cenne sekundy w maratonie
Jakie są plany na najbliższy rok?
Pierwsza część sezonu to przede wszystkim łódzki maraton Dbam o Zdrowie. Być może wystartuję też w Osace, ale umowa nie jest jeszcze sfinalizowana. Co do reszty planów to jest jeszcze na to za wcześnie. W kalendarzu sportowca nie da się wszystkiego przewidzieć.
Na razie wyjechała pani na obóz treningowy do Kolorado. Dlaczego właśnie tam?
To moje miejsce. Alamosa na 2300m n.p.m. od lat bardzo dobrze sprawdza się podczas moich przygotowań startowych. Mam tam sprawdzone góry, wiem kiedy mogę zjechać z nich przed zawodami, by nie było żadnych dołków formy. Dlatego nie będę kombinować.
A będą jakieś zmiany w treningu?
Na razie nic mi o tym nie wiadomo, chyba, że trener przygotował jakieś niespodzianki (śmiech). A tak poważnie, to nie sądzę, by była jakaś większa rewolucja. Współpracuję ze Zbigniewem Nadolskim już prawie 9 lat i wiem, że nie jest to człowiek, który eksperymentuje. Przez ten czas świetnie mnie poznał wiec doskonale wie na co dobrze reaguję, a co może mi zaszkodzić.
W tym roku otarła się pani o rekord Polski. Czy jest szansa, by nadchodzącym pobiec szybciej niż 2:26:08?
Wiem, że nie wiele mi brakuje, bo te 23 sekundy do rekordu Małgorzaty Sobańskiej to tyle co nic. Z drugiej strony w życiu czasami tak bywa, że można być czegoś bardzo blisko i to wielokrotnie i nigdy tego osiągnąć. Tak więc nie nakręcam się na rekord Polski. Wiem, że jestem w stanie to zrobić, ale nie jest to dla mnie cel sam sobie. Oczywiście bardzo bym tego chciała i będę ciężko pracować, ale niczego nie mogę zagwarantować. To jest przecież maraton.
- Myśli już pani o Rio? W nadchodzącym sezonie będzie już można zdobywać kwalifikacje na Igrzyska Olimpijskie.
To byłoby piękne. Gdybym zrobiła odpowiedni wynik podczas wiosennych startów miałabym komfort na spokojne przygotowania. To bardzo ważne dla sportowca. Spinanie się, szukanie dodatkowych startów tuż przed Igrzyskami, by uzyskać minimum jest niebezpieczne. Ale nawet jeśli teraz uzyskam czas kwalifikujący mnie na Igrzyska, nie mam gwarancji, że na nie pojadę. Są tylko trzy miejsca. Walko o przepustkę do Rio będzie trwać do samego końca.
Co wie pani o trasie maratonu olimpijskiego?
Wiem, że na maratończyków czekają trudne warunki. Będzie bardzo gorąco i wilgotno. Możemy zapomnieć o szybkim bieganiu. To otwiera jednak szansę dla zawodników drugiego planu.
Dlaczego?
Proszę zauważyć, że bardzo często faworyci z najlepszymi czasami, liderzy list światowych na Igrzyskach tych medali nie zdobywają. Taka jest specyfika maratonu olimpijskiego. W Londynie przecież ku wielkiemu zaskoczeniu wygrała Etiopka Amane Gobena. A przecież startowała i Mary Keitany i Lilia Szobuchowa aktualnie zdyskwalifikowana za doping, ale wówczas stawiana w roli faworytki. Można być bardzo dobrym zawodnikiem na imprezach komercyjnych, a medali mistrzowskich nie zdobywać. Przykład rekordzistki świata Paula Radcliffe jest najbardziej wymowny.
Sierpniowy termin też nie do końca pasuje maratończykom…
To prawda. Maratończycy dzielą rok na na sezon wiosenny i jesienny, więc ciężko będzie niektórym sportowcom zbudować formę właśnie latem. Ale oczywiście każdy zawodnik zrobi wszystko co możliwe, by pokazać się z jak najlepsze strony. To są przecież Igrzyska Olimpijskie.
Zbliżają się Święta Bożego Narodzenia i Nowy Rok. Czego więc życzyć Karolinie Jarzyńskiej?
Najważniejsze jest to żeby było zdrowie. Takie sportowe zdrowie, o które ciężko. Kontuzje są niestety nieodzownym elementem życia każdego profesjonalnego sportowca. Jeśli nic nie będzie mi dolegać to mogę być spokojna o swoją dyspozycję sportową. Chciałabym jeszcze coś urywać ze swoich życiówek. Czy to będzie jednak rekord Polski, czas pokaże.
Rozmawiał Maciej Gelberg