Marek Wikiera: „Bieganie po asfalcie wydawało mi się strasznie nudne”
Opublikowane w czw., 03/04/2014 - 10:40
Marek Wikiera - finalista Maratonu Piasków w 2013 r. i uczestnik tegorocznego cyklu 4 Deserts, w ramach którego on i trójka innych Polaków przemierzają 4 pustynie, nie zawsze aktywnie uprawiał sport. Jednak, gdy już zaczął biegać, szybko okazało się, że do szczęścia potrzebuje ekstremalnych wyzwań. Nam opowiedział, jak się to wszystko zaczęło.
Przez jakiś czas nie prowadził pan aktywnego stylu życia. Co spowodowało, że wrócił pan do sportu?
Do sportu wróciłem w 2005 r., po 11 latach nietrenowania. Szalone 11 lat pracy, nierozsądnego odżywiania i przybierania na wadze. Kiedy ta waga osiągnęła 102 kg, doszedłem do wniosku, że coś trzeba z tym zrobić. Kolega namówił mnie na siłownię i ta siłownia trwała dwa lata. W momencie, w którym przestałem się mieścić w standardowe rozmiary XL i zakup zwykłej koszuli stał się wydarzeniem, stwierdziłem, że tak dalej być nie może, że to jest zbyt uciążliwe i muszę zeszczupleć. Tak pojawił się pomysł na bieganie. Kolega wyciągnął mnie na 3 treningi i sam zrezygnował, a mi tak zostało do dzisiaj. Bieganie po asfalcie wydawało mi się strasznie nudne. Wymyśliłem sobie, że muszę wziąć udział w biegu terenowym i po 6 miesiącach przygotowań wystartowałem w Biegu Katorżnika.
Jak się skończył ten terenowy debiut?
Obrażeniami. Wprawdzie przeczytałem, że w wodzie, czy w rowach jest dużo konarów i można się pokaleczyć, ale stwierdziłem, że to takie niemęskie nosić nagolenniki jak piłkarz. Gdy uderzyłem się po raz trzeci zmieniłem zdanie. To naprawdę bolało.
Nie zniechęcił się pan jednak?
Po Katorżniku było pół roku przerwy, czyli nic nie robiłem, ale od stycznia następnego roku chciałem znowu pobiec w Biegu Katorżnika. Zamiast tego znalazłem sobie bieg o nazwie Maraton Twardziela w Dziwnowie. Biegliśmy w pełnym umundurowaniu wojskowym z 10-kilowym plecakiem. Do tego była jeszcze atrapa broni. Przebiegliśmy dystans maratonu. Większość trasy prowadziła plażą. Do tego mieliśmy kilka zadań do wykonania. W programie było też pływanie w pontonie po jeziorze. To mi się spodobało, ale pamiętam, że to też bolało. W następnym roku tam wróciłem.