Bogusław Mamiński to były lekkoatatleta. Choć za słowo „były” mógłby się obrazić, bo przed sobą ma Maraton w Berlinie. Kiedyś był wicemistrzem świata i Europy w biegu na 3000 metrów. Teraz organizuje jeden z najpopularniejszych biegów w stolicy: Biegnij Warszawo. W rozmowie z naszym portalem opowiada o tym, jak zaczynając od Biegów Śniadaniowych rozruszał stolicę, o współpracy z Ratuszem, o planach na przyszłość….
Panie Bogusławie zacznijmy od początku….
Dawno temu jedna z firm sportowych zainteresowała się, dlaczego w Polsce nic się nie dzieje pod względem biegów masowych. W 2003 roku zwrócono się do mnie o to żebym pomógł nasz kraj „rozbiegać”. Wykorzystując doświadczenia z 10-letniego pobytu we Włoszech, zaproponowałem zabawę, która ma zachęcać, a nie zrażać do biegania. W Międzyzdrojach ruszył „Bieg śniadaniowy”, gdzie nie było elementu rywalizacji. Przyglądała się mu cała centrala firmy Nike. Pomysł się bardzo spodobał i po dwóch latach organizacji biegów w kurortach nadmorskich przyszedł czas na „ruszenie” Warszawy. Najpierw był to bieg „Run Warsaw” w 2005 roku, który spotkał się z bardzo dużym zainteresowaniem. Pierwsza edycja odbyła się tylko na dystansie 5 km. Kolejna już na dystansie 5 i 10 km, a trzecia już tylko na tym dłuższym. Frekwencja była bardzo duża i tak zaczęła się cała zabawa.
Kiedy przyszła zmiana nazwy na Biegnij Warszawo?
W roku olimpijskim 2008 zastąpiono „Run Warsaw” biegiem „The Human Race” – to był taki cykl imprez firmy sportowo-odzieżowej, głównego sponsora zawodów. Wystartowało około 15 tysięcy osób. W 2009 roku Polska zaczęła biegać, a firma zmieniła strategię w innym kierunku, ale została partnerem nowego biegu „Biegnij Warszawo”. Zaczęliśmy współpracę z Miastem Stołecznym Warszawa, a dokładnie z Biurem Promocji. W ten sposób, wspólnymi siłami doszliśmy do tegorocznej piątej edycji.
„Biegnij Warszawo” reklamowany jest jako największy bieg w Polsce, rekord frekwencji wynosi około 9777 osób. Czemu w Warszawie wciąż żadna impreza nie gromadzi 20-30 tysięcy osób? Przecież mieszka tu prawie 2 mln ludzi.
Uważam, że jest to do zrealizowania. Nas wyróżnia spośród innych biegów to, że regulaminowo trzeba biegać w koszulkach przygotowanych na dany rok i na daną imprezę. Nie każdy z organizatorów ze względu na koszta może sobie na to pozwolić. Od pierwszego biegu w 2009 roku jesteśmy największym biegiem w Polsce. W tym roku też chcemy być największym biegiem, mimo że Półmaraton Warszawski jest obecnie liderem tego rankingu, gdyż ukończyło go ponad 10 tysięcy osób. W tym roku nasz limit to 15 tysięcy, musieliśmy go zwiększyć z 13 tysięcy. Głównie ze względu na rosnące zainteresowanie kobiet. Kiedyś Panie w naszej rywalizacji stanowiły 28 %, a teraz ich liczba przekracza już 45 %. Spowodowały to dwa biegi wiosenne dla kobiet. Doganiamy już USA, gdzie biega więcej kobiet niż mężczyzn.
Nowością tegorocznego biegu jest to, że start i meta znajduje się na stadionie Legii.
Chcemy się wyróżniać naszą trasą i stać się europejskim klasykiem na 10 km, który stwarza optymalne warunki do bicia rekordów. Oprócz tego trasa musi być przyjemna. W ubiegłym roku korzystaliśmy z Agrykoli, jednak planowane trzy tysiące biegaczy więcej oraz dwa tysiące maszerujących powodują, że mamy do ogarnięcia prawie 20 tysięcy aktywnych osób. Do tego dodajmy kibiców. Do takich przedsięwzięć potrzebne są większe obiekty. Mamy przyjemność współpracować z Miastem Stołecznym, które w ramach swojej umowy z klubem może przy Łazienkowskiej przeprowadzić sześć imprez miejskich. Właśnie ten szósty dzień ratusz nam użyczył. Dzięki zaangażowaniu Miasta i Biura Promocji uczestnicy - jakby nie patrzeć w większości warszawiacy - będą mieli lepsze warunki udziału w tej imprezie.
Jak Pan ocenia swoją współpracę z Miastem? Wielu organizatorów czy lokalnych działaczy często narzeka na współpracę z Ratuszem.
Uważam, że przede wszystkim trzeba brać pod uwagę rozmiary imprezy. Biegnij Warszawo, Maraton Warszawski czy Bieg Niepodległości są zawodami, których organizatorzy muszą się liczyć z dużymi wydatkami. Nie można liczyć, że miasto zabezpieczy budżet. Ratusz może wspierać, pomagać, ale nie zabezpieczyć. Ja od 2005 roku w imieniu firmy Nike organizowałem Run Warsaw i zawsze ta współpraca układała się bardzo dobrze. Jak są problemy, to rozwiązujemy je wspólnie. Czasem trzeba zrozumieć sytuację - że są inwestycje, remonty, a nie mieć tylko pretensje…
Mówiliśmy już o rekordzie frekwencji. Czy liczy Pan też na pobicie rekordu trasy? (Etiopczyk Tola Bane 0:28:46 z 2010)
Wywodzę się ze sportu wyczynowego, więc skłamałbym, gdyby było inaczej. Co prawda cieszą mnie imprezy masowe i frekwencja, ale musi być też magnes, który przyciągnie kibiców i podwyższy poziom. Elita jest niezbędna. Proponujemy bonusy dla polskich zawodników: nagrody za rekord Polski, za złamanie 30 minut. Staramy się też ściągać zawodników z innych kontynentów, żeby pomogli się mocniej rozpędzić czołówce. Od przyszłego roku chcemy być w kalendarzu IAAF. Nie wiem, do której kategorii nas zakwalifikują - brązowej, srebrnej czy złotej. Stalibyśmy się wtedy prawdziwym klasykiem pod sztandarem międzynarodowej federacji.
Do biegu zostały prawie 2 tygodnie. Czego w takim razie życzyć Panu na koniec rozmowy?
Chciałbym przymierzyć się do 20 tysięcy uczestników w 2014 roku. To jest jeden z celów, do którego zmierzamy.
W takim razie powodzenia. Dziękuje za rozmowę.
Dziękuję bardzo.
Rozmawiał Robert Zakrzewski