Kazimierz Romański z podwarszawskiego Legionowa to jeden z najwierniejszych fanów Festiwalu Biegowego. W imprezie w Krynicy-Zdroju bierze udział od jej początku w 2010 roku, do tej pory nie opuścił ani jednej, a na początku wrześniu wybiera się w Beskid Sądecki po raz dziesiąty. W tym roku chce na dodatek spełnić cel, z którym nosi się od kilku lat: wystartować w Biegu 7 Dolin na 100 km. Namówił go do tego Jan Skakluk, starszy o 13 lat kolega, z którym od początku jeżdżą razem do Krynicy.
Kazimierz Romański opowiedział nam o swojej przygodzie z Krynicą i "romansie" z Festiwalem Biegowym.
- W 2010 roku pojechaliśmy do Krynicy w trójkę, my dwaj i jeszcze Adam Doliński, kolega z Warszawy, ale też startujący w barwach Klubu Biegacza Legionowo. Festiwal jako nową imprezę wynalazł gdzieś Janek Skakluk, który chciał przebiec 100 kilometrów, ale w terminie imprezy, która była wtedy przewidziana na maj, ja nie mogłem jechać. Miałem jakąś rodzinną uroczystość.
Dopiero gdy z powodu powodzi, która zalała Krynicę, Festiwal Biegowy został przełożony na wrzesień, termin mi odpowiadał. Można więc powiedzieć pół żartem, pół serio, że dzięki powodzi byłem na wszystkich krynickich Festiwalach.
Janek wystartował wtedy w sobotę na tę swoją wymarzoną „setkę”, a my z Adamem Dolińskim – dzień później w Koral Maratonie. Jan odgrażał się, że pobiegnie maraton z nami, ale jak go wieczorem zobaczyłem na mecie Biegu 7 Dolin, byłem przekonany, że zrezygnuje z szalonego pomysłu.
Mieszkaliśmy wtedy w różnych miejscach, w pensjonatach przydzielonych przez organizatora. W niedzielę rano wsiadam do autobusu, który dowoził nas na start i… widzę Janka! „Bożesz ty mój, naprawdę chcesz biec?” zapytałem. Potwierdził, a kilkanaście minut później… ruszył na trasę! Pomyślałem, że w 5 godzin może ukończy ten maraton.
Adaś Doliński prowadził grupę na 4 godziny, zabrałem się z nimi. Biegniemy… 5 kilometrów – Janka nie ma, 10 kilometrów – Janka nie ma. Pytam Adama: „Został gdzieś za nami?” A Adam: „Nie, biegnie z przodu!” Proszę sobie wyobrazić, że doszliśmy go dopiero około 20 kilometra! Przyspieszyłem wtedy, bo jakbym przegrał z Jankiem mającym w nogach 100 km, byłaby niezła sensacja!
Na Krzyżówce była wtedy przeogromna mgła, przez chwilę nie wiedziałem, którędy biec. Ale ogólnie pogoda była fajna i bardzo przyjemnie wspominam ten bieg i pierwszy pobyt na Festiwalu w Krynicy! Bardzo podziwiałem Janka, zresztą on rok później jeszcze raz powtórzył swój wyczyn. A ja… zostałem wierny maratonowi, nie przebiegłem tylko jednego, przed dwoma laty. Już opowiadam, dlaczego…
Wie pan, ja też trochę udaję triathlonistę, kilka razy ukończyłem pełnego i połówkę ironmana. I zamarzyłem sobie wystartować w Krynicy w Iron Runie. Żeby się do tego przygotować i zobaczyć, z czym to „się je” i jak to jest startować przez 3 dni z rzędu, postanowiłem najpierw przebiec w piątek 15 km, w sobotę ultramaraton 64 km, a w niedzielę Koral Maraton. „Piętnastkę” zaliczyłem, ale w drugiej połowie górskiego ultra - padłem. Zszedłem na punkcie przy hotelu Pod Wierchomlą. Miałem wprawdzie sporo zapasu, chyba półtorej godziny do limitu, ale powiedziałem sobie: „Kazik, trzeba szanować swoje zdrowie!” (czytaj dalej)
No i z niedzielnego maratonu, oczywiście, zrezygnowałem. Myślałem wprawdzie, że dam radę, ale rano po obudzeniu się miałem takie zakwasy, że trzeba było odpuścić. Natomiast w zeszłym roku znowu przebiegłem Koral Maraton i dzięki temu, z wyjątkiem tego jednego w 2017 r., mam zaliczone wszystkie krynickie biegi na 42,195 km. A jako dodatek do maratonu w piątek albo sobotę biegam sobie zwykle „piętnastkę” albo Życiową Dziesiątkę.
Najwspanialej wspominam zdecydowanie ten pierwszy Festiwal w Krynicy. Raz, że impreza była jeszcze wtedy bardzo kameralna, było nas może wszystkich razem z 500 osób. Teraz to już jest naprawdę poważne przedsięwzięcie, do Krynicy przyjeżdża ponad 10 tysięcy osób. Idzie to wszystko w dobrym kierunku, organizacyjnie nic nie można zarzucić. Bardzo podoba mi się różnorodność biegów, to że znajdzie coś dla siebie każdy, od tego, co na co dzień nie biega, do wytrawnego sportowca, nawet zawodowca.
No a drugim powodem tych pięknych wspomnień z inauguracyjnego Festiwalu jest to, że wtedy, w 2010 roku, wyjechałem z Krynicy z niespodzianką! (śmiech). Wylosowałem samochód!
Adaś Doliński namawiał mnie, żebyśmy zaraz po maratonie wracali do domu, do Legionowa jest z Krynicy przecież kawał drogi. Mieliśmy autobus do Krakowa i stamtąd pociąg do Warszawy. Bylibyśmy na miejscu o godzinie pierwszej w nocy. Ale ja wolałem wyjechać późniejszym autobusem, tak żeby w domu być około 5 i od razu iść do pracy. Janek mnie poparł, przekonaliśmy Adama i poszli jeszcze na deptak, na zakończenie imprezy i losowanie głównej nagrody.
Pretendentów do samochodu nie było nas za wielu, bo wtedy losowanie było tylko wśród maratończyków, a królewski dystans ukończyło ze trzystu biegaczy (304 - red.). Samochod był losowany od razu na początku, no i nagle słyszę, że wyczytują moje nazwisko! Mówię: „Janku, uszczypnij mnie, bo nie wierzę!”. Pierwsze losowanie, pierwszy los, pierwszy samochód – i jest mój!
To był fiat 500, piękny, czerwoniutki. A właściwie nie był, tylko jest, bo autko cały czas znakomicie służy mojej żonie. Ja nim jeżdżę tylko wtedy, gdy trzeba zatankować albo umyć (śmiech). Od razu z Krynicy zadzwoniłem wtedy do żony ze wspaniałą wieścią, ale wyśmiała mnie, nie chciała uwierzyć! Nie wierzyła nawet wtedy, gdy poprosiłem do telefonu przedstawiciela sponsora, który ufundował samochód (Przedsiębiorstwo Produkcji Lodów KORAL - red.) i on wszystko potwierdził. „Uwierzę, jak zobaczę ten samochód w naszym garażu” – powiedziała tylko.
Żona musiała na to kilka dni poczekać, bo samochód był darowizną i trzeba było go zostawić dla załatwienia różnych formalności. Odebrałem naszego fiata 500 tydzień później z siedziby sponsora w Nowym Sączu. Do dziś autko spisuje się super, ma na liczniku tylko 30 tysięcy kilometrów, bo żona jeździ nim do pracy, czasami wyjeżdżamy na działkę, w dłuższą trasę raczej rzadko.
Do Krynicy na kolejne Festiwale fiacika nie zabraliśmy, bo jeździmy zwykle większą grupką, a to nieduży samochodzik. Od tamtej pory zawsze zostajemy na imprezie do samiusieńskiego końca, do ostatniego losowania. Czekamy na drugie szczęście (śmiech). Na razie nie udało się powtórzyć takiego losowania, ale… kto wie? (śmiech)
Może tak jak na pierwszym, poszczęści się nam znowu na jubileuszowym 10 Festiwalu Biegowym, w tym roku? Jestem już, oczywiście, zapisany, postanowiłem wreszcie ulec namowom Janka Skakluka i razem z nim pobiegnę górskie 100 kilometrów. Ale wtedy na maraton dzień później na pewno nie dam się namówić! (śmiech). Widzimy się zatem w Krynicy, do miłego zobaczenia!
Kazimierza Romańskiego wysłuchal Piotr Falkowski
KAZIMIERZ ROMAŃSKI NA FESTIWALU BIEGOWYM W KRYNICY-ZDROJU (2010-18):
2010:
Koral Maraton – 3:55:52
2011:
Życiowa Dziesiątka TAURONA – 1:04:53
Koral Maraton – 3:54:45
2012:
Życiowa Dziesiątka TAURONA – 42:13
Koral Maraton – 3:44:00
2013:
Życiowa Dziesiątka TAURONA – 39:57
Koral Maraton – 3:45:50
2014:
Koral Maraton – 4:09:14
2015:
Krynicka Pętla 15 km – 1:10:19
Koral Maraton – 4:14:19
2016:
Krynicka Pętla 15 km – 1:15:31
Koral Maraton – 4:11:27
2017:
Krynicka Pętla 15 km
TAURON Ultramaraton 64 km - DNF
2018:
Krynicka Pętla 15 km – 1:28:41
Koral Maraton – 4:16:24