Mateusz Jasiński
Opublikowane w pt., 12/12/2014 - 11:01
Kim jestem? Na ten moment wiem, że jestem tylko albo aż człowiekiem. Dzięki bieganiu odbywam niesamowitą podróż wgłąb siebie i powoli odnajduję odpowiedź na pytanie, które rozpoczęło ten akapit.
W moim świecie najtrudniejszym biegiem jest samo życie, a moim największym marzeniem jest przeżycie życia w taki sposób, aby zostawić po sobie coś więcej niż tylko setki medali i kilkanaście zużytych par butów do biegania. Być może brzmi to nadto filozoficznie i niebiegowo, ale wychodzę z założenia, że bieganie to coś więcej niż bicie kolejnych rekordów życiowych, ściganie się z samym sobą, a tym bardziej innymi.
Według Mateusza Jasińskiego bieganie to przede wszystkim cudowne narzędzie rozwoju osobistego co udowadnia słowem, myślą i czynem. Jego słowa, czyny i myśli to jednak nic w porównaniu do tego, co udowadniają mu ludzie, których udało mu się przekonać do biegania. I wiecie co? I motywuje go właśnie w życiu najbardziej!
W ciągu ostatniego roku moja miłość do biegania zaowocowała inną miłością - miłością do podróżowania. Biegałem na końcu świata w Patagonii (wbiegłem dosłownie w 8 cud świata), ukończyłem maraton w Honolulu, Palestynie, Rzymie, Mediolanie, Berlinie, Nowym Jorku i Poznaniu (kolejność niechronologiczna). Innymi biegami się nie chwalę, bo do opisania samego siebie w plebiscycie na Biegowego Dziennikarza roku mam tylko 2000 znaków.
Parę lat temu napisałem również artykuł o swoim wujku Andrzeju Magierze, jednym z najwybitniejszych biegaczy na 100km w historii lekkiej atletyki. Pamiętam, że w tymże artykule pisałem o jednym z najstarszych i najbardziej legendarnych biegów ultra na świecie - Comrades Marathon. Pamiętam również, że w jednym z akapitów wspomniałem o tym, że kiedyś jak już dorosnę i będę bogaty to ukończę ten legendarny Comrades w RPA na dystansie 89 kilometrów.
W 2014 roku dokonałem niemożliwego co uwieczniam na zdjęciu.
Najśmieszniejsze jest to, że wtedy definiowałem obfitość jako zasobność portfela, a dorosłość poprzez liczbę przeżytych wiosen. Dzisiaj bogactwem jest dla mnie to, co mam w głowie, duszy, sercu, a wiek to tylko liczba, która o niczym nie mówi. Poza tym im dłużej biegam, tym mniej wiem, dlatego w swoim trenerskim fachu kieruje się intuicją, która wychodzi poza wszelkie schematy i szkoły treningowe. Ironia polega na tym, że dzięki temu podejściu do sprawy 99% moich zawodników osiąga założone przez siebie cele i mimo, że nie przepadam za liczbami (bo po co mi w życiu chłodna kalkulacja), to na przestrzeni 5 lat doprowadziłem ponad 300 osób do spełnienia swoich biegowych marzeń.
A jakie były te marzenia? Różne. Od przebiegnięcia Spartathlonu czy Maratonu Piasków aż do schudnięcia 50 kilogramów w rok. Dzięki bieganiu oczywiście!
Bycie trenerem młodego pokolenia to bardzo trudne wyzwanie, a 30000 zł na pewno mi się przyda.
Mateusz Jasiński