Miało być topienie Marzanny na powitanie kalendarzowej wiosny, która już przecież do nas zawitała, tymczasem zima nie pozwoliła się tak łatwo pożegnać. Temperatura bliska zera, porywisty wiatr i wirujące w powietrzu pojedyncze płatki śniegu towarzyszyły dzisiaj biegaczom podczas 12. Półmaratonu Marzanny.
Wiele wskazuje na to, że to właśnie pogoda odstraszyła część chętnych. Organizator informował o 4100 zapisach elektronicznych oraz kolejnej ich puli w biurze zawodów. Tymczasem półmaraton ukończyło 3247 osób, a bieg „Z Dystansem do wiosny” - 606. – Chciałem ostatnio odkupić pakiet startowy na połówkę, ale cieszę się, że jednak tego nie zrobiłem. Przy tej aurze miałbym spory problem, żeby przekonać samego siebie do startu – komentował Maciek, który obok linii mety czekał na znajomego biegnącego półmaraton.
Trasa biegu należała do bardzo malowniczych. Zarówno półmaratończycy, jak i startujący na dystansie 10 km, mogli biegowo zwiedzić urokliwą krakowską starówkę, zobaczyć Sukiennice czy Kościół Mariacki oraz pobiec bulwarami wiślanymi. I chociaż nie brakowało fragmentów trasy pokrytych kostką brukową, nikt na nią narzekał. Kraków swoim urokiem podbił serca wszystkich.
Bardzo ciekawym rozwiązaniem ze strony organizatorów było umieszczenie startu biegu na 10 km w innym punkcie niż półmaratonu. Dzięki lokalizacji w okolicach Kościoła na Skałce, również uczestniczący w krótszym z biegów mogli zwiedzić historyczne centrum miasta i podążać do mety tą samą trasą, co półmaratończycy. Opcja ta zrodziła jednak pewne problemy, wynikające z konieczności dostarczenia zawodników na linię startu autobusami, o czym pisze do nas jedna z czytelniczek – uczestniczka imprezy.
Półmaraton Marzanny nie dla wszystkich udany
Autobus z godziny 10.35 nie dojechał na start biegu na 10 km. Uniemożliwiło to startu kilkunastu osobom. Niektóre z nich próbowały wystartować i dobiegły na linię startu, niestety po czasie - lista startowa została zamknięta. Wielka szkoda, że tak super zapowiadająca się impreza pokazała się z nie do końca dobrej strony. Pytanie do organizatora - czy nie można było poczekać na te osoby z zamknięciem listy startowej? Kilka osób z niesklasyfikowanych przyjechało z dalszych rejonów Polski i niestety wyjedzie rozczarowanych.
Autobus pojechał ulicą Piastowską w lewo wyjeżdżając z zajezdni Cichy Kącik. Na rozwidleniu dróg kierowca chcąc skręcić w lewo w ulicę Królowej Jadwigi został wstrzymany przez policjanta, który zakazał mu tego manewru. Kierowca skręcił w prawo w ulicę Królowej Jadwigi w stronę Tyńca. W wyniku tego, że był to autobus przegubowy i nie mógł swobodnie zawrócić w dowolnym miejscu, kierowca szukał dogodnego miejsca, które znalazł dopiero na pętli pod krakowskim zoo!!.
Zdezorientowani biegacze w autobusie nie wiedzieli co się dzieje. Na początku myśleliśmy, że może wiezie nas innym objazdem, po chwili okazało się, że kierowca wraca w stronę Błoni, miejsca startu Półmaratonu Marzanny. Wtedy zapytaliśmy kierowcy co tak na prawdę robi. Ten odpowiedział, że wiezie nas ulicą Czarnowiejską na aleje i na start. Była godzina 10.55.
Zdenerwowani poprosiliśmy aby się zatrzymał. Część biegaczy pobiegła na start półmaratonu, ja z grupą dziewczyn pobiegłyśmy przez Błonia. Dwie z nich pobiegło na rynek, aby po prostu dołaczyć się do biegu na 10 km. Ja z dwoma innymi pobiegłyśmy na start 10 km. Dotarłyśmy na metę kilka minut za późno, pracownik firmy pomiarowej poinformował nas o tym, że zamknął już listę startową.
Moglyśmy pobiec, ale już bez klasyfikacji i w samotności. Co to za frajda? Cały fun w tym bieganiu polega na tym, że masz obok siebie ludzi, którzy tak jak Ty walczą o każdy kilometr. Kiedy Ty już nie możesz widzisz innych jak biegną i dostajesz mocy ponownie. Stojąc samotnie na linii startu to już nie to samo. Samemu można pobiegać na treningu.
Ruszyłam więc od linii startu, omijając fragment wiodący do krakowskiego rynku, wbiegłam na trasę przed 5. kilometrem. I tak oto ukończyłam bieg na 5,5 km (doliczając bieg do startu uzbierałoby się prawie 10 km) z czasem 52:36 i z medalem na szyi, który niestety nie smakował tak jak powinien.
Kasia (nazwisko do wiadomości redakcji)
To nie koniec problemów. O ile sama trasa biegu została przygotowana i zabezpieczona perfekcyjnie (dziesiątki wolontariuszy w odblaskowych kamizelkach!), to na zapleczu były niedogodności. Problemy zaczynały się już w biurze zawodów. W ostatniej godzinie przed biegiem wyjście z niego zajmowało nawet kwadrans. Wiadomo, że budynek stwarza określone warunki, ale mimo wszystko można by usprawnić ruch, nawet podsyłając kilku wolontariuszy, którzy by nim pokierowali. Gigantyczne kolejki ciągnęły się do szatni, depozytu i toalet. I tutaj dla części zawodników zaczyna się traumatyczna historia…
– Kolejka do toalet w damskiej szatni wychodziła na korytarza i ginęła w tłumie pchających się do wyjścia. Przed budynkiem toi-toie i ze sto osób… – opowiadała jedna z uczestniczek biegu na 10 km. – A tu mówią, że trzeba biec na autobus. Pomyślałam, że toalety muszą być koło startu, skoro zawożą nas tam prawie godzinę wcześniej. Były… trzy! Na kilkaset osób. Stałam w kolejce 40 minut i minutę przed startem musiałam z niej wyjść. Toi-toia znalazłam dopiero za linią mety. Nie będę opowiadać jak nieprzyjemnie się biegło…
Kolejną drażliwą kwestią okazała się organizacja depozytu. – Czekałam na odbiór swoich rzeczy sporo ponad godzinę! W krótkim rękawie, mokra i zmęczona. Bardzo nieprzyjemne – narzekała jedna z biegaczek. I nie była w tej kwestii osamotniona, bo temat depozytu wywołał dziś prawdziwą burzę. Oficjalnie przeprosił za tę sytuację Paweł Żyła, koordynator organizacji półmaratonu, pisząc na facebooku:
„Drodzy biegacze.
Bardzo Wam dziękujemy, że byliście dzisiaj z nami i gratulujemy Wam osiągniętych wyników, a jednocześnie bardzo przepraszam za ten nieszczęśliwy DEPOZYT.
Wolontariusze , którzy pracowali w depozycie dali z siebie wszystko, żeby ratować sytuację i bardzo im za to dziękuję.
Za cały bałagan jestem odpowiedzialny ja, bo nie przewidziałem do czego doprowadzi wąskie przejście i 4000 uczestników.
Jestem biegaczem, dlatego wiem jak się czujecie.
Przepraszam.
Paweł Żyła - Koordynator organizacji Krakowskiego Półmaratonu Marzanny”
Komunikat spotkał się z życzliwym przyjęciem ze strony uczestników biegu. My również gratulujemy odwagi publicznego przyznania się do błędu.
Sporo emocji wzbudził też... medal w kształcie Marzanny. Dodajmy, że były to emocje skrajne. Na szczęście, o ile wcześniej wielu narzekało na projekt, na mecie większość z radością fotografowała się ze zdobytym trofeum, chwaląc jego oryginalność.
Mimo nieprzyjemnej pogody, a może właśnie dzięki niej, padły nowe rekordy trasy. Zwyciężył Kenijczyk Hillary Kiptum Kimaiyo z czasem 1:04:18, poprawiając poprzedni rekord swojego rodaka Biwota o ponad minutę. Wśród pań najszybsza była Rebecca Korir (Kenia), która czasem 1:12:45 urwała z poprzedniego rekordu prawie trzy minuty.
Pełne wyniki znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ.
KM