Aleksandra Bazułka: "Lubię pokonywać stoki narciarskie na opak, czyli biec pod górę"

Aleksandra Bazułka to jedna z nowych twarzy Buff Teamu. Na spotkaniu na Forum Sport Zdrowie Pieniądze podczas 10. Tauron Festiwalu Biegowego w Krynicy szefowie zespołu zapowiedzieli, że do gwiazd polskiego biegania ultra wkrótce dołączy sześcioro utalentowanych biegaczy.

Jedną z nich okazała się właśnie Bazułka. Pozostali to Karolina Smolarczyk, Monika Węgrzyn, Regina Piechowska, Michał Dudczak i Marcel Broj.

Dlaczego biegasz?

Aleksandra Bazułka: - Moja relacja z bieganiem jest trudna do wytłumaczenia. Zawsze byłam aktywna, dużo ćwiczyłam, jeździłam na rowerze, rolkach i na ukochanych nartach. Poszłam na dziennikarstwo, jako niespełniony sportowiec. Zaczęłam pisać, robić zdjęcia na konkursach skoków narciarskich i innych dyscyplinach. W 2017 roku zapisałam się na Barbarian Hill. Wygrałam bez żadnego problemu. Stwierdziłam, że idę w to. Będę pokonywać stoki narciarskie na opak, czyli pod górę.

Wkrótce przeprowadziłam się do Krakowa, z wielką nieśmiałością poszłam na sekcję lekkoatletyczną AZS Uniwersytetu Jagiellońskiego i zostałam. Tam była świetna ekipa, dzięki której uwierzyłam w siebie. W 2018 roku pomykałam już po górach, które kocham nad życie. Pewnie nieraz ktoś usłyszał ode mnie, że nie lubię biegać. Samo bieganie po ulicy jest dla mnie okrutnie nudne. Jeśli dodamy jednak do tego góry, błoto, kamienie, trudności i nieprzewidywalność, wychodzi nam obraz prawdziwego sportu. Lubię takie „upodlenie". Biegi górskie traktuję bardzo serio.

Mówisz, że głównie lubisz biegać pod górę i to raczej na krótszych dystansach…

Biegi alpejskie to jest to, choć czasem śmieję się, że lepiej idzie mi to, na czym nie do końca się skupiam - półmaratony. Nie biegam dłuższych dystansów. 26 km w Bieszczadach to był wyjątek. Uważam, że to jeszcze nie czas, a inna sprawa, że nie do końca przekonuje mnie filozofia ultramaratonów.

W tym roku skupię się właśnie na biegach alpejskich. Będą też pierwsze starty zagraniczne. Pojawię się na Sztafecie Górskiej w Kudowie-Zdroju, pobiegnę w Szczawnicy, wystartuję na 20 km w ramach Lavaredo Ultra Trail, na Kasprowym, podczas Biegów z Sokołem i nie odpuszczam skoczni, czyli zawodów z cyklu Red Bull 400. W szerokim planie jest też start podczas Festiwalu Biegowego w Krynicy w Runku Run na 22 km. Pojawię się również na mistrzostwach Polski w stylu alpejskim.

W ubiegłym roku byłaś też na Festiwalu Biegowym i pobiegłaś na Jaworzynę. Jakie wrażenia z Krynicy?

Tauron Festiwal Biegowy to spora impreza. Byłam w ubiegłym roku głównie, jako kibic. Wbiegłam co prawda na Jaworzynę, ale był to element układanki treningowej przed startem na Kasprowy Wierch i nie byłam wypoczęta. Cały sierpień i przełom września to był czas, gdy nie czułam się najlepiej. W Krynicy mimo wszystko przekonałam się, że jest duża poprawa pomimo tylko trzeciego miejsca. Oczywiście chciałabym przyjechać ponownie. Ładną macie tam scenę i chętnie bym na nią wskoczyła.

W Krynicy Buff Team ogłosił, że zamierza powiększyć zespół o młodych i utalentowanych biegaczy. Jak to się stało, że zostałaś jednym z nich?

Na tym samym festiwalu byłam zdołowana po swoim starcie, że w takim tempie, to ja nie dostanę się do żadnego teamu do 2030 roku. Moim celem w minionym roku było reprezentowanie barw jakiejś drużyny. Ba! Zapisałam to nawet w postanowieniach. Skończyłam w lipcu studia i chciałam, żeby okienko obok mojego nazwiska nie pozostało puste. Zależało mi, aby to ktoś do mnie napisał, a nie ja, choć sportowe portfolio miałam gotowe na komputerze.

Tydzień po festiwalu wzięłam udział w mistrzostwach Polski vertical skyrunning i po tym starcie kilka osób powiedziało mi, żebym spróbowała wysłać zgłoszenie. Byłam „leciwa", jak na wymogi rekrutacji, ale niemalże zaraz po zawodach kliknęłam do Buffa. W październiku zmieniłam jeszcze start na 26 km w Bieszczadach. Czułam gdzieś w środku, że warto tam się pokazać. Intuicja mnie nie zmyliła. Nie znam kulis wyboru nowych twarzy, ale czymkolwiek kierowano, jestem bardzo wdzięczna, że padło na mnie.

Do tej pory współpracowałaś z Krzysztofem Bodurką. Czy jako część Buff Teamu zrezygnowałaś z tego trenera?

Nie. Każdy z nas właściwie trenuje ze swoim trenerem. Ja jestem pod okiem Krzyśka i za nic w świecie nie mam zamiaru tego zmieniać. Świetnie się dogadujemy, a on nie tylko zna się na bieganiu, ale przede wszystkim jest fajnym kumplem. Nie musi mi nawet mówić, że we mnie wierzy. Czuję, że tak jest. Na pierwszym spotkaniu, gdy pytał o moje cele, a ja przedstawiłam swoje ambicje, powiedział tylko: "Okey, działamy". Jestem mu wdzięczna, że wziął mnie pod swoje skrzydła.

To na co możesz liczyć, jako członek Buff Teamu?

Otrzymaliśmy pomoc w zakresie sprzętu i logistyki zawodów. Jeśli ktoś potrzebuje, może również liczyć na doświadczenie „starszych" zawodników. Na tym etapie wszystko jeszcze się kształtuje. Mamy za sobą wspólny wypad w góry, na którym staraliśmy się zintegrować. Będą też kolejne okazje do lepszego zapoznania. Na razie rozkręcamy się i zaczynamy pokazywać się w mediach społecznościowych. Na pierwszym miejscu są oczywiście sportowe plany i to, żeby cieszyć się z tego, co robimy. Nie ma żadnego ciśnienia. Atmosfera jest przyjazna i luźna, a "stara" gwardia przyjęła nas bardzo ciepło. Zresztą ja nie patrzę na nazwiska. Wiadomo, że każdy w biegowym środowisku zna Marcina Świerca i jego sukcesy. Fajna sprawa, że teraz biegamy w jednej drużynie. Oprócz tego, że szybko biega, robi też dobre naleśniki i owsianki, o czym przekonaliśmy się podczas teamowego wyjazdu.

Jakie starty będą najważniejsze w 2020 roku?

Wszystkie. Zawsze czuję stres na starcie. Oczywiście, że tam, gdzie w nazwie pojawia się słowo "mistrzostwa", napięcie lekko rośnie. Nie chcę zdradzać, co jest dla mnie priorytetem. To zatrzymuję w swoim serduszku.

AK

główne zdjęcie i ostatnie Golden Goat Production