Kilka podstawowych elementów wyposażenia, czasem lista rozrasta się do kilkunastu punktów. Mowa o wyposażeniu obowiązkowym. Taki punkt zawiera każdy regulamin biegu ultra i większości biegów górskich na krótszych dystansach. Dla sporej części biegaczy to oczywistość, dla niektórych wciąż wymysł organizatora i „zbędne obciążenie”.
Zazwyczaj takie listy zawierają w pierwszych punktach te same trzy elementy. Są to:
- folia NRC,
- naładowany telefon (niektórzy organizatorzy wymagają zapisanego numeru awaryjnego do siebie),
- coraz częściej kubek / bidon.
W większości zestawów mowa także o:
- dowodzie tożsamości,
- gwizdku,
- zapasie wody i / lub jedzenia,
- oświetleniu w przypadku biegów nocnych i długich tras, gdzie istnieje możliwość kończenia zawodów po zmierzchu,
- podstawowym wyposażeniu apteczki (najczęściej bandaż elastyczny i opatrunek jałowy),
- niewielkiej kwocie w gotówce.
Część regulaminów wspomina o „odpowiednim obuwiu” i „ubraniu dostosowanym do pogody”. Niektórzy organizatorzy posuwają się do konkretnego wyliczenia: wiatrochronna kurtka, długie legginsy lub legginsy do kolan i długie skarpety, czapka / chusta, rękawiczki, długi rękaw. W skrajnych przypadkach w regulaminach znajdziemy dokładne specyfikacje odzieży – te dotyczą zwłaszcza kurtek przeciwdeszczowych, dla których wymagana jest konkretna wodoszczelność i oddychalność.
Po co to wszystko?
Wielu powie, że specjalnie, żeby skomplikować życie zwykłego biegacza. – Biegam w górach kilkanaście razy w roku, nie potrzebuję żadnego super sprzętu, wystarczy mi pas z bidonem. Przez biegi, których organizatorzy czepiają się wyposażenia obowiązkowego, musiałem kupić plecak. To dodatkowe obciążenie w trakcie biegu, dla mnie niepotrzebne – powiedział na kiedyś podczas zawodów jeden z biegaczy. Staliśmy akurat w kolejce do kontroli wyposażenia obowiązkowego przed startem i w tłumie słychać było więcej takich komentarzy.
To prawda, słynna folia NRC podczas zdecydowanej większości biegów do niczego nam się nie przyda. Są jednak sytuacje, kiedy może uratować życie – nasze lub czyjeś. W minionym roku podczas ŁUT jedna z zawodniczek doznała skomplikowanego złamania kończyn dolnych, które uniemożliwiało zmianę pozycji. Biegacze zareagowali natychmiast, sięgając do plecaków po swoje folie NRC, które pozwoliły poszkodowanej doczekać do przyjazdu karetki a później śmigłowca LPR.
Podobne sytuacje miały miejsce na przykład podczas Zamieci. I wcale nie potrzeba do nich wysokogórskich warunków i ekstremalnego mrozu. Przekonuje do tego Dominika Stelmach, która ostatnio podzieliła się z fanami swoją historią z Kamieńska:
„Na 23 kilometrze zaczęły się wymioty. Tu już było z górki! A ja ledwo szłam, zaczęłam przemarzać. Na 24 km ujrzałam grupę turystów i poprosiłam o pomoc. Drżałam, słaniałam się na nogach, ale pokazałam telefon alarmowy organizatora i poprosiłam o wyjecie folii NRC z plecaka. Próbowałam pić i jeść, ale wszystko zwracałam. Po 45 minutach dotarła karetka.”
W kolejnym wpisie zaapelowała:
„Proszę, pamiętajcie, wyposażenie obowiązkowe nie jest durnym wymysłem organizatorów. Może Wam lub innym uratować zdrowie, a nawet życie.”
Co więc powinniśmy posiadać w plecaku podczas biegu górskiego albo na długim dystansie - także treningowo?
Na pewno folię NRC, zapas wody, telefon (dobrze, by był w nim zapisany kontakt ICE). To bezwzględnie. Niewielka kwota gotówki zawsze może się przydać, jeśli z jakiegoś powodu będziemy musieli skorzystać ze schroniska/sklepu na trasie albo wrócić z dłuższego wybiegania autobusem, bo na przykład skręcimy kostkę. W tej sytuacji przyda się także kolejna szara eminencja z listy wyposażenia obowiązkowego, czyli bandaż elastyczny.
Jak to jest z egzekwowaniem wyposażenia obowiązkowego na zawodach?
Wciąż wielu organizatorów zamieszcza jego listę w regulaminie i… tyle w temacie. Reszta zależy od „dobrej woli” zawodników. Tej często brakuje czołówce, u której trudno dopatrzeć się plecaka albo kamizelki a ośmiopunktową listę wymaganego wyposażenia raczej trudno zmieścić w kieszeni legginsów.
Strategie organizatorów, którzy skrupulatnie sprawdzają wyposażenie są różne. Sprytną metodę zastosowali organizatorzy Zimowego Maratonu Bieszczadzkiego. Wejście do strefy startu wygrodzili barierkami a w bramkach ustawili wolontariuszy, którzy mieli za zadanie sprawdzić, czy każdy zawodnik ma trzy wymagane przedmioty: koc ratunkowy, naładowany telefon i kubek lub bukłak. Brak każdego z nich skutkował doliczeniem kary czasowej.
Przeciwną strategię stosują organizatorzy bośniackiej setki Jahorina Ultra Trail. Tam na starcie wspomina się o wyposażeniu obowiązkowym, ale nikt go nie sprawdza. Co innego na mecie – każdy zawodnik musi zaprezentować czy faktycznie ma w plecaku wszystkie wymagane przedmioty, w przeciwnym razie grozi mu doliczenie karnych minut.
O kontroli wyposażenia obowiązkowego na UTMB opowiedziała nam Beata:
"Tam nie ma zmiłuj. Dostajesz losową listę, kiedy podchodzisz do sprawdzenia i wyjmujesz na tackę tylko te przedmioty, które akurat są na twojej liście. Ja miałam co innego do pokazania niż kolega. Sprawdzają również na trasie i nie ma, że nie wyjmiesz, czasem plecak trzeba przewalić, żeby pokazać jedna głupotkę"
– zaznaczyła dodając, że na zawodach w Polsce najczęściej sprawdza się wyposażenie tylko przed startem.
"Ja jestem zawsze zniesmaczona, że wlokę ze sobą ciężary a mijają mnie ludzie z pustymi plecakami. Weryfikacja powinna być chyba na mecie. Jak nie masz, biegniesz na własną odpowiedzialność i jak cię sprawdzą na mecie to masz DNF"
Są organizatorzy, którzy wyposażenie sprawdzają… w biurze zawodów podczas wydawania pakietów. Autorka tekstu była uczestniczką dość absurdalnej sytuacji podczas dużej imprezy ultra w Polsce, nie mogąc odebrać pakietu dzień przed biegiem z powodu… braku długich legginsów na sobie.
"W jeansach chyba pani nie biegnie"
– twierdziła uparcie wolontariuszka, odmawiając wydania pakietu, mimo kompletnej kilkunastopunktowej listy wyposażenia obowiązkowego przed sobą. W końcu zasugerowała… pożyczenie legginsów od kogoś z kolejki i pakiet wydała. Następnego dnia na starcie, mimo siarczystego mrozu, nikt zawartości plecaków nie kontrolował a wiele osób pobiegło w ogóle bez nich.
Jedno jest pewne: niezależnie od wymagań organizatora i podejścia do ich egzekwowania, warto zawsze zabierać ze sobą podstawowe wyposażenie. Nawet jeśli jego większość do niczego nam się nie przyda. Być może tak będzie pięćdziesiąt razy a za pięćdziesiątym pierwszym folia NRC, telefon albo bukłak z wodą uratują życie nam lub innemu zawodnikowi.
PS. Aż nasuwa się pytanie: Ile razy wypełniliście dane ratunkowe na odwrocie numeru startowego?
KM