Bananowy rekord Guinnessa w maratonie. Czy tym razem będzie uznany?

Banan to jedna z ulubionych przekąsek biegaczy. Na większości z imprez te owoce czekają nie tylko za metą, ale i na puntach odżywczych. Jednak gdy ktoś przebrany za banana pokonuje maraton w czasie 2:41:27, to inni mogą zielenieć z zazdrości. Wszystko w myśl starego hasła reklamowego „to nie był zwykły banan, to Chiquita”. 

Nie wiemy, czy na bieganiu jako owoc można zbić kokosy, ale widać że wszystko jest poparte dobrą kampanią reklamową.

To nie pierwszy raz, gdy piszemy o tego typu wyniku. Jesienią ubiegłego roku w Toronto Kenijczyk Melvin Nyairo podążał w przebraniu banana przez długi czas z czołówką maratończyków. Okazało się, że biegnie na dystansie o połowę krótszym. Musiał jednak napędzić sporo strachu elicie i był widoczny w transmisji. Bieg ukończył z czasem 1:19:13. 

Bananowa firma tym razem wsparła kolejnego biegacza, który chciał zmierzyć się z „królewskim dystansem”. Amerykanin Jordan Maddocks podczas Rock and Roll Marathon Arizona rozgrywanego na ulicach Phoenix uzyskał czas 2:41:27, co dało mu 13. miejsce. Tym samym biegacz z Salt Lake City poprawił swój wynik w owocowym przebraniu o sześć minut sprzed roku na tej samej imprezie. Wówczas biegł dla kolegi, który przeszedł operację przeszczepu płuc. W tym roku wspierał debiutującego w maratonie ojca.

Poprzedni rezultat Amerykanina nie widnieje w księdze Rekordów Guinnesa. W 2019 roku uznano, że jego kostium... był za krótki i nie zakrywał pośladków. Tym razem udało się zrobić odpowiedni kombinezon i już wszystko powinno się zgadzać.

RZ