Bartłomiej Przedwojewski i Martyna Kantor zostali w Szczawnicy mistrzami Polski w długodystansowym biegu górskim. Na podium obok nich stanęli: Krzysztof Bodurka i Kamil Leśniak oraz Paulina Wywłoka i Katarzyna Solińska.
Relację i wyniki rywalizacji o medale MP znajdziecie w poniższym linku...
Martyna Kantor i Bartłomiej Przedwojewski mistrzami Polski w biegu górskim na długim dystansie
...teraz natomiast zapraszamy do rozmowy z wszystkimi medalistami. Wywiady przeprowadziliśmy w Szczawnicy, kilka godzin po zakończeniu rywalizacji na Wielkiej Prehybie.
BARTŁOMIEJ PRZEDWOJEWSKI (Juvenia Głuchołazy / Salomon Suunto Team), mistrz Polski (3:16:56)
Wzbraniałem się przed nadawaną mi przez wszystkich rola faworyta, bo nie lubię dzielenia skóry na niedźwiedziu przed zawodami. Oprócz sportowej formy, takie rozważania weryfikują zawsze dystans, pogoda i warunki na trasie. Nigdy nie ma pewności, kto wygra. Chociaż więc organizatorzy nadali mi zobowiązujący numer startowy „1”, wcale nie byłem przekonany, czy uda się zwyciężyć.
Chciałem zacząć mocno i tak zrobiłem. Chłopaki się nie utrzymali, więc dalej sytuacja była jasna. Krzysiek Bodurka biegł ze mną przez kilka początkowych kilometrów, ale widziałem po nim, że tempo nie było dla niego komfortowe. Dziwiłem się nawet, że od startu zaryzykował takie mocne tempo, bo mógł potem za nie zapłacić. Tak się też stało, wiem, że cierpiał na ostatnich kilometrach, ale w sumie dobrze, że to zrobił, bo maraton to dla niego nowość i czegoś ważnego doświadczył i się nauczył. W następnych startach będzie mógł to doświadczenie wykorzystać.
Kryzysy, problemy żołądkowe, rozłożenie sił na takim dystansie: biegów długich trzeba się uczyć. Dotyczy to każdego, bez względu na biegowy staż. Ja na trasie w Szczawnicy też miałem problemy. Do połowy, mniej więcej do punktu na Obidzy, biegło mi się rewelacyjnie. Potem miałem delikatne problemy z brzuchem, odczułem też swój bardzo mocny początek – i trochę musiałem zwolnić. Na ostatnich 10 km nie myślałem o tym, żeby jeszcze wyśrubować wynik i pobiec poniżej 3 godzin i 15 minut, a tylko żeby osiągnąć metę. A z czasu (3:16:56) i tak jestem zadowolony, ciekaw teraz jestem, jak ITRA to policzy (śmiech). Na razie mam ranking 897 punktów, a chciałbym mieć te 900…
Trasa biegu – na papierze, z profilu, wydawała się łatwa, a w rzeczywistości była trudna. Podbiegi i płaskie odcinki łatwe, za to szybkie. Zbiegi mocno techniczne, więc na nich też nie odpoczywamy. Od początku do końca musisz być bardzo zaangażowany, nie ma miejsca, w którym się wyłączysz i po prostu sobie biegniesz. Na każdym zbiegu czekałem, żeby zaczęło się pod górkę. I te skałki na końcu, z których prawie pionowo trzeba było dostać się na dół. Zdziwiłem się, jak na nie wbiegłem i zobaczyłem tę ścianę (śmiech).
Trochę żałuję, że doping na trasie miałem tylko od mijanych zawodników z dłuższych dystansów. Akurat przeżywałem wtedy kryzys i przepraszam, że nie bardzo mogłem odpowiedzieć na okrzyki wsparcia. Natomiast punkty przebiegałem w kompletnej ciszy. Dopiero na Obidzy było super. Fajnie mnie tam przywitano i od razu dodało to mocy.
Impreza w Szczawnicy bardzo mi się podobała, chciałem tu przyjechać już w zeszłym roku, ale nie czułem się jeszcze wystarczająco silny, żeby rywalizować z chłopakami w mistrzostwach Polski. Teraz wygrałem i otrzymałem złoty medal od PZLA, bo spełniłem wymagane kryteria, czyli mam klubową licencję. Juvenia Głuchołazy to klub, który z czasów juniorskich i biegania na bieżni darzę dużym sentymentem. Związku za to nie darzę żadnym szacunkiem. Kiedyś przez 7 lat trenowałem „stadionową” lekką atletykę i mam same złe doświadczenia, teraz na szczęście jestem poza tym, ale z kontaktów ze znajomymi, którzy wciąż trenują „pod PZLA” wiem, że nic się na lepsze nie zmieniło.
Byłem wcześniej mistrzem Polski w biegach anglosaskim, alpejskim i na krótkim dystansie, teraz wygrałem dystans długi. Brakuje mi tytułu w ultra. Nawet się przez chwilę zastanawiałem, czy by nie wystartować w Ultramaratonie Karkonoskim, ale jednak na wydłużenie dystansu przyjdzie jeszcze czas, czekam na odpowiedni moment, żeby zrobić pierwsze kroki w kierunku 50 kilku kilometrów. Ale to jeszcze nie w tym roku (śmiech). Na razie biegam nie więcej niż maraton, Szczawnica 43,3 km to mój najdłuższy dystans.
Teraz przede mną Zegama-Aizkorii (2 czerwca - red.). Maraton w Kaju Basków rozpoczyna cykl Golden Trail World Series, w którym wygrałem ubiegłoroczny finał. To bardzo trudna i wymagająca seria biegów, mniej więcej co 4 tygodnie jest start, po każdym trzeba odpocząć i zrobić trening pod kolejny. Od czerwca do września mam pięć naprawdę ciężkich startów.
Dwoje Polaków na liście startowej Golden Trail World Series. "Będzie prawdziwa Liga Mistrzów!"
Pamiętam, że gdy w zeszłym roku po Zegamie czekałem na kontrolę antydopingową, Szwajcar Rémi Bonnet z mojego teamu Salomona usiadł na krześle i powiedział, że przez najbliższe 3 dni nie biega. Jeśli ten gość mówi coś takiego, to znaczy, że były to naprawdę trudne zawody! Tam każdy tak wygląda po starcie (śmiech).
KRZYSZTOF BODURKA (AZS AWF Kraków / Alpin Sport Hoka One One Team), wicemistrz Polski (3:26:31)
Bałem się Wielkiej Prehyby i jej dystansu, to był mój debiut w maratonie górskim, nigdy do tej pory nie biegłem więcej niż 31 kilometrów. No i popełniłem mały błąd na trasie, przez który końcowe 6 kilometrów biegłem ze skurczami w nogach, co nie jest fajne. Piłem dużo wody, ale prawdopodobnie za mało elektrolitów, z których się wypłukałem. Energię miałem, wydolnościowo czułem się super, ale jak podchodzisz ze skurczami i potem musisz zbiegać, to masz spory problem. Ale jak poprawię ten element, to będzie lepiej.
Ale i tak na równą rywalizację z Bartkiem Przedwojewskim nie było szans, gdyby nie skurcze mógłbym mieć jedynie troszkę mniejszą stratę. Był zdecydowanie poza zasięgiem, uciekł mi już po kilku kilometrach, nawet nie próbowałem się go trzymać, bo to nie było moje tempo, nie czułem się w nim komfortowo. Bardzo się natomiast cieszę, że żaden z pozostałych rywali nie zagroził mnie (trzeci na mecie Kamil Leśniak stracił do Bodurki prawie 7 minut - red.). Jestem też zadowolony z osiągniętego wyniku 3:26:31.
Trasa Wielkiej Prehyby bardzo mi się podobała, niespecjalnie trudna technicznie, jedynie kilka kamienistych zbiegów było wymagających. To był fajny debiut i dobre przetarcie, doświadczenie przed kolejnymi startami: Biegiem Marduły i maratonem Mont-Blanc, 30 czerwca w Chamonix. To będzie drugi i ostatni w tym roku maraton, na pierwszy rok wystarczy tego dystansu. Myślałem jeszcze o listopadowych mistrzostwach świata WMRA w długodystansowym biegu górskim w Argentynie, ale wiem, że PZLA nie zagwarantuje nam wyjazdu i musielibyśmy wyłożyć własne środki. Na swój rachunek to jednak trochę ciężko, chyba że może pomogą sponsorzy. Na razie nie ma tematu.
Srebro na długim dystansie to mój drugi w tym roku medal MP, 2 tygodnie wcześniej zostałem w Ustrzykach mistrzem Polski w biegu anglosaskim. Ale w lipcowym Ultramaratonie Karkonoskim i mistrzostwach w ultra nie zamierzam startować, dla mnie już maraton jest bardzo długim dystansem. Chcę zobaczyć jak wyjdzie ten sezon, bo już starty na 42 km to dla mnie całkowita nowość. Do tej pory skupiałem się na „anglosasach” i biegach alpejskich, a na początku roku zawsze łączę je z przełajami, bo są dobrym przetarciem przed sezonem. Ale jeśli maraton Mont-Blanc też (jak Szczawnica) pójdzie mi dobrze, będę myślał o startach na tym dystansie także w przyszłym roku.
KAMIL LEŚNIAK (Salco Garmin Team), brązowy medalista MP (3:33:23)
Bardzo się cieszę z trzeciego miejsca, to mój drugi brązowy medal MP na tym dystansie, jestem też nieoficjalnym mistrzem Polski ultra z ubiegłego roku (już po ŁUT 70 km, która miała mieć rangę MP, okazało się, że PZLA nie wpisał imprezy do swojego kalendarza - red.). Jestem zadowolony tym bardziej, że naprawiłem swój błąd z ubiegłego roku i zdobyłem trofeum, które wtedy mogłem wywalczyć.
Kolejna farsa PZLA w biegach górskich. Mistrzostwa Polski ultra, których... nie było!
Ja biegam już trochę „na oparach” z wcześniejszych przygotowań do maratonu ulicznego. Bartek Przedwojewski był zdecydowanym faworytem i udźwignął tę rolę, wiedziałem, że także Krzysiek Bodurka jest w tej chwili dla mnie nieosiągalny. Oczywiście, walczyłem, bo nigdy do końca nie wiadomo, co się wydarzy - jak choćby moja historia sprzed roku, kiedy biegnąc na drugiej pozycji pomyliłem trasę na 31 kilometrze i potem się wycofałem.
Tym razem, choć od początku „leciałem” na trzecim miejscu, podium wcale nie było pewne, bo mocno naciskał mnie Paweł Czerniak. Cały czas bodźcował z tyłu, nawet w pewnym momencie, około 18 kilometra, gdy podkręciłem kostkę i źle mi się zbiegało, był przede mną. A nie biegło mi się komfortowo, nie czułem się dobrze, od 2 tygodni męczą mnie jakieś kaszel i przeziębienie. Wybiegając z drugiego punktu pomiarowego na Obidzy po 23 km, widziałem niedaleko za sobą grupę zawodników i myślałem, żeby tylko dociągnąć, dowieźć to trzecie miejsce do mety.
Paweł Czerniak był cały czas blisko, tylko jakąś minutę za mną. Bardzo mnie pozytywnie zaskoczył. Myślałem, że od 10 kilometra będę powiększał przewagę, tymczasem wygrałem z nim o niecałe 2 minuty i to w dużym stopniu dlatego, że dużo zyskiwałem na punktach żywieniowych. W ogóle się na nich nie zatrzymywałem, dostawałem picie i jedzenie „w locie” dzięki wsparciu teamu: Miśki Witowskiej, Rafała Klechy i Marcina Ścigalskiego. Drużynowo rozegraliśmy to perfekcyjnie.
Teraz moim celem są czerwcowe mistrzostwa świata w trailu w Portugalii. Medalem w Szczawnicy potwierdziłem, że zasłużyłem na nominację do kadry Polski. W niedzielę wystartuję jeszcze w Wings for Life World Run w Poznaniu, ale potem krótka przerwa i przygotowania do mistrzostw świata. Mam nadzieję, że w Trilhos dos Abutres też uda mi się dobrze pobiec i godnie reprezentować Polskę.
MARTYNA KANTOR (LKB Rudnik / Buff Team) – mistrzyni Polski (3:56:47)
Bardzo się cieszę ze swojego występu: fajny bieg, wszystko mi „siadło”, do 38 km biegło mi się znakomicie, bardzo komfortowo. Na końcówce zaczęłam się już spieszyć, bo poganiał mnie mój chłopak Robert informując, że mam szansę na rekord trasy. Mój trener Marcin Świerc też mi pisał smsy, że mam cisnąć. A skoro kazali, to cisnęłam i już do końca się męczyłam (śmiech).
Byłam bardzo dobrze przygotowana do zawodów w Szczawnicy. Uczciwie przepracowałam zimę, a po poprzednim sezonie, w którym z powodu kontuzji i chorób mało biegałam, byłam głodna startu. Ostatnie zawody w górach zaliczyłam we wrześniu, zatem wręcz przebierałam nogami, żeby już jechać do Szczawnicy i stanąć na starcie! A że od pierwszych kilometrów noga fajnie się kręciła, to też mnie dodatkowo nakręcało. Cieszę się także, że rozegrałam go mądrze w dziedzinie, której dopiero się uczę: jedzenie, picie, kontrolowanie odżywiania. Robert świetnie się spisał jako mój support na Obidzy, a na pozostałych punktach właściwie nie musiałam się zatrzymywać. Tak mieliśmy to przemyślane i wszystko się sprawdziło.
Jadąc do Szczawnicy w ogóle nie myślałam o zwycięstwie czy medalu MP. Najbardziej zależało mi na poprawie wyniku sprzed 3 lat (4:18), gdy byłam trzecia na Wielkiej Prehybie, za Edytą Lewandowską i Dominiką Stelmach. Chciałam sobie udowodnić, że zrobiłam postęp i znowu stać mnie na mocne bieganie. Udało się, bo wykręciłam świetny czas, złamałam 4 godziny i ustanowiłam rekord trasy, a dodatkowo po raz pierwszy zostałam mistrzynią Polski. Wcześniej kilka razy stałam tylko na trzecim stopniu podium.
Trochę żałuję, że tym razem Edyta zeszła z trasy, bo biegłam sama. Zawsze, kiedy są mocna konkurencja i bezpośrednia rywalizacja, kiedy się przed kimś ucieka, a zwłaszcza jak się goni, szansa na dobry wynik jest jeszcze większa. Tymczasem już na zbiegu na 5 kilometrze minęłam Edytę. Myślałam, że zaraz mnie dogoni, bo jest ode mnie lepsza na podbiegach, ale tak się nie stało. Później dostałam informację, że na Przehybie miałam już 4 i pół minuty przewagi i wiedziałam, że coś musiało się stać. Do końca biegłam już sama.
Mój cel na ten sezon jest bardzo prosty: chcę być szybka i dobra (śmiech). W pierwszej części sezonu skupiam się na startach w kraju, przede mną skyrunningowy Bieg Marduły i 3x Śnieżka na krótszym dystansie. A w drugiej połowie roku - BUFF® Epic Trail i podwójnie punktowany bieg Pucharu Świata w skyrunningu w połowie lipca, na który jedziemy całym teamem. To będzie dla mnie pierwsza poważna okazja zmierzenia się z najlepszymi biegaczkami świata, bo listy startowe są wręcz „wypchane” wielkimi nazwiskami! A na koniec sezonu - OCC 56 km podczas festiwalu UTMB w Chamonix. Zapowiada się więc bardzo ciekawie (uśmiech).
PAULINA WYWŁOKA (Salco Garmin Team), wicemistrzyni Polski (4:07:31)
Jestem zadowolona z wyniku, chociaż… wiem, że gdybym przez ostatnie 3 tygodnie mądrzej trenowała, mogłabym jeszcze coś „urwać” z wyniku. Trenowałam jednak za mocno i na trasie Wielkiej Prehyby trochę wyszło zmęczenie. Przesadziłam, za bardzo chyba chciałam być mocna (śmiech).
Z tego powodu biegło mi się dość ciężko, miałam nawet kilka kryzysów, ale nie mogłam się poddać. Walczyłam sama ze sobą i złym samopoczuciem.
Warunki pogodowe były dobre: nie za ciepło, za to bez zapowiadanego prognozami deszczu. Na starcie było strasznie parno, lalo się ze mnie, bardzo dużo - jak na mnie - piłam. Zwykle w siebie wmuszam, a tym razem wlałam w siebie pół litra mojego „autorskiego” izotoniku. Przepis na niego jest prosty: woda, troszkę soli, cytryna i syrop z agawy. Ten ostatni jest lepszy od miodu, bo ma niski indeks glikemiczny i nie powoduje skoku poziomu cukru. Później na szczęście ta duchota minęła. Trochę za to spowalniały nas powalone drzewa w kilku miejscach trasy.
Z Martyną, patrząc realnie, powalczyć raczej bym nie dała rady, ale na pewno uzyskałabym lepszy czas, a to też jest dla mnie istotne, dla samej siebie. Ale miejsce wyżej na podium niż rok temu i tytuł wicemistrzyni Polski to dla mnie wielkie osiągnięcie, na dodatek poprawiłam wynik sprzed roku aż o ponad 14 minut (4:21:42/4:07:31)!
Cieszę się, że medalem i podium potwierdziłam słuszność powołania na mistrzostwa świata w Portugalii, bo przed zawodami miałam trochę obaw - stawka naprawdę była mocna! Dużym zaskoczeniem była niedyspozycja Edyty Lewandowskiej. Widziałam ją na trasie, doszłam ją zaraz za Przehybą, gdy akurat postanowiła „odpuścić” rywalizację. Mówiła, że noga „nie podaje”, ja ją jeszcze zachęcałam do kontynuowania biegu, ale, niestety, postanowiła zejść z trasy.
KATARZYNA SOLIŃSKA (AZS AWF Kraków / Hoka One One Team), brązowa medalistka MP (4:13:25)
To mój pierwszy oficjalny medal mistrzostw Polski, oprócz tego z niedoszłych MP 2018 w ultra na ŁUT 70 km
Kolejna farsa PZLA w biegach górskich. Mistrzostwa Polski ultra, których... nie było!
Przed biegiem nie widziałam siebie na podium, spodziewałam się walki o medale pomiędzy Edytą Lewandowską, Magdą Łączak (nie wystartowała - red.), Martyną Kantor i Pauliną Wywłoką. Jasne było jednak, że powalczę i dam z siebie wszystko. Cieszę się, że z takim efektem.
Bardzo mi przykro, że nie mogłam rywalizować z Edytą i Magdą. Informacje, że ktoś nie mógł wystartować albo ukończyć zawodów są zawsze bardzo smutne i mocno rozczarowujące dla samych zawodników. A ja żałuję tym bardziej, że nigdy jeszcze nie miałam możliwości stanąć na starcie razem z Magdą Łączak i wyczekiwałam tego, ekscytowałam się tą perspektywą.
Mnie biegło się różnie. Chyba trochę za szybko zaczęłam, miałam zbyt wysokie tętno i przez to się zmęczyłam w początkowej fazie. Być może z tego powodu zabrakło mi troszeczkę w końcówce. Na szczęście pozbierałam się na ostatnim punkcie odżywczym (Durbaszka 33,5 km) i jeszcze „docisnęłam”. Cieszę się, że wytrzymałam!
Martyna Kantor była całkowicie poza zasięgiem, pobiegła rewelacyjnie! Mocno jej kibicowałam, bo widziałam, jaką pracę włożyła w przygotowania. Powalczyć z Pauliną Wywłoką też byłoby dużym wyzwaniem, bo jest bardzo ambitna i niezwykle pracowita, robi duże postępy. W pierwszej części próbowałam ją mieć „na oku”, ale nie wytrzymałam tempa i po drugim punkcie odżywczym straciłam ją z pola widzenia.
Przed nami mistrzostwa świata, musimy więc usiąść z trenerem, przeanalizować moje treningi i starty, zobaczyć co jest jeszcze do poprawy. O medal w Portugalii raczej nie powalczę (śmiech), ale o wysoką pozycję na pewno. Chciałabym pobiec z głową, żeby od początku do końca mieć kontrolę nad biegiem.
rozmawiał Piotr Falkowski
zdj. Fotografia Bez Miary Magdalena Sedlak, salomonruning.pl, Salco Garmin Team, Buff Team Poland, Łukasz Tracz