Gdy w miniony weekend ponad 7 tys. biegaczy wybierało się na start 6. PZU Festiwalu Biegowego, w kraju odbywały się również inne imprezy. Co nich zapamiętamy?
W niedzielę niemal 5 000 osób wyruszyło na trasę maratonu we Wrocławiu. Jako pierwsi swoją rywalizację rozegrali tam kolarze ręczni. Pod nieobecność Rafała Wilka i Arkadiusza Skrzypińskiego, którzy walczyli o Puchar Świata w RPA, zwycięzcą tej kategorii został Krystian Giera (1:05:59). Wśród pań w handbikach wygrała Anna Oroszowa ze Słowacji.
Wśród maratończyków najszybszy okazał się Silas Kiprono Too, który linię mety przekroczył z czasem 2:20:00, a więc o 4 minuty gorszym od swojej życiówki i 4 minuty szybszym od czasu pierwszego Polaka na mecie. Łukasz Oskierko zajął szóste miejsce i poprawił swoją życiówkę.
„Tak jak mówiłem, tak właśnie zrobiłem i we Wrocławiu kolejne marzenie spełniłem!”
- podsumował Łukasz na swoim profilu.
W rywalizacji pań, najszybsza okazała się Stellah Jepngetich Barsosio. Kenijka uzyskała czas 2:36:15 i ustanowiła nowy rekord trasy.
W Karpaczu ponad 100 uczestników zbiegło ze Śnieżki do Samotni. Zwycięzcą 6-kilometrowego Marszozbiegu Lawina został Jerzy Ładysz z Wrocławia.
W Warszawie biegaczki mierzyły się z niełatwym zadaniem pokonania 1 km w sukni ślubnej. Wspierane przez celebrytki, zbierały w ten sposób fundusze na pomoc niepełnosprawnej matce.
W festiwalowy weekend trwał też bardzo nietypowy Bieg Odsieczy Wiedeńskiej. Jego uczestnicy sami wybierali, który odcinek trasy z Będzina do Wiednia chcą pokonać. Odcinki miały różną długość. Najkrótszy miał 2km, najdłuższy 24 km. W biegu nie było klasyfikacji sportowej.
W Warszawie blisko 700 osób pobiegło przez Most Marii Curie-Skłodowskiej (Północny). Zwyciężyli Krzysztof Wasiewicz (32:32) i Izabela Parszczyńska (36:19).
W Holandii odbyły się IAU Mistrzostwa Świata na dystansie 100k. Mistrzynią świata z czasem 07:08:35 została Amerykanka Camille Herron. Wśród panów triumfował Szwed Jonas Buud, który linię mety przekroczył z czasem 6:22:44. Najwyżej sklasyfikowany Polak-Jacek Będkowski był 90 (08:48:26).
„Na początku złapały mnie lekkie skurcze, co sukcesywnie mnie spowalniało i wpłynęło na mój czas tego okrążenia, które zrobiłem w 52:49. Nie było tragedii, ale skurcze dawały się coraz bardziej we znaki. Koszmar rozpoczął się między 62 - 72 km, bo nie tylko skurcze, ale również ból żołądka sukcesywnie odbierały mi siłę i chęć do biegania. Czekałem tylko na przebiegnięcie linii mety”
- napisał Jacek Będkowski na swoim blogu, który realizował swój plan do połowy dystansu. Później jednak walczył już nie z czasem, a ze sobą.
Powyższe imprezy to tylko nieliczne przykłady. Jak w każdy weekend sezonu w całym kraju odbyło się dziesiątki biegów. To musi cieszyć!
IB