Na oryginalny pomysł wpadł mieszkaniec Rudy Śląskiej. Narodziny syna postanowił uczcić tak, jak na biegacza przystało, czyli… maratonem. Ale na tym nie poprzestał. Łukasz Jurczyk królewski dystans postanowił pokonać na bieżni i zaprosić swoich bliskich i przyjaciół. W ten sposób zorganizował bardzo oryginalne pępkowe.
„Pępkowe Julka - maraton na stadionie w Rudzie Śląskiej”, taką nazwę nosiło wydarzenie utworzone na Facebooku. Zainteresowanie nim wyraziło kilkadziesiąt osób, tyle też pojawiło się na stadionie, by świętować razem z młodym tatą. Niektórzy towarzyszyli przez chwilę, inni zostali dłużej, nawet jeśli tego nie planowali: - Kilka osób przebiegło ze mną 40 km, 30 km, 26 km, 20 km, 15 km czy 10 km. Niektórzy deklarowali 5 km a robili kilka razy więcej. Nawet moi rodzice przeszli 10 km marszem! – opowiada Łukasz Jurczyk.
- Sporo osób pokonało po kilka kilometrów, prawie każdy chociaż jedno kółko przetruchtał. Nawet dzieci z pomocą rodziców zrobiły po kółku a później przybijały nam piątki. Jeden zupełnie niebiegowy znajomy przyjechał kilkadziesiąt kilometrów w jedną stronę, żeby przebiec dwa kółka!
Sam sprawca całego zamieszania też był obecny na stadionie. Tata dwa okrążenia pokonał z wózkiem.
– Julian urodził się 25 września. Początkowo maraton był zaplanowany właśnie na ten dzień, jednak z powodu opóźniającego się porodu musiałem przenieść to wyzwanie – przyznał Łukasz.
Skąd pomysł na takie świętowanie narodzin potomka?
- Pomysł pojawił się gdy tylko dowiedziałem się, że żona jest w ciąży. Od dziecka jestem związany ze sportem, przez wiele lat były to zapasy, od kilku lat bieganie i sporty uzupełniające. Naturalne było, że będę świętował aktywnie. Jako, że z powodów zawodowych nie mogę rzetelnie przygotowywać się do jesiennego maratonu, postanowiłem zrobić właśnie ten dystans, jednak bez gonienia wyniku.
Przyjaciele chętnie odpowiedzieli na zaproszenie młodego taty. Ani przez chwilę nie biegł sam, na bieżni rudzkiego stadionu cały czas coś się działo. W świętowanie włączyła się Aleksandra Taisner: - Było super. Fajna inicjatywa tatusia, żeby nie siedzieć na tyłku i pić, ale zrobić coś innego. Był doping, były uściski, przybijanie piątek... Super atmosfera. Cieszę się, że Łukasz wybrał taką formę uczczenia narodzin swojego synka i że mogłam w tym uczestniczyć w tym. A ta radość, kiedy ukończył ten maraton...coś fantastycznego!
Jaka przyszłość czeka Julka, który nie mając jeszcze miesiąca wziął udział w maratonie? Z pewnością ze swoim tatą nie będzie się nudził. Może złapie biegowego bakcyla? Trzymamy kciuki i życzymy wszystkiego najlepszego.
KM