Maraton w Bejrucie zawieszony. Liban w kryzysie gospodarczo-politycznym

Siedemnasta edycja Beirut Marathon nie odbędzie się w zaplanowanym terminie.

Ten popularny także wśród Polaków bieg, od lat przypominał o niezgodzie mieszkańców Libanu na wojny i działania terrorystyczne. Był manifestem pokojowym i jednocześnie imprezą biegową na wysokim poziomie. Na trasie handbików niejednokrotnie wygrywał tu Rafał Wilk. Wśród biegaczy w zeszłym roku rywalizowali m.in Marcin Chabowski i Arkadiusz Gardzielewski.

Niestety od 17 października ulice Libanu, nie wyłączając Bejrutu, stały się areną największych protestów od 15 lat. Liban jest zadłużonym krajem, w którym rozwój gospodarczy nie odpowiada wymaganiom jego mieszkańców. Za taki stan rzeczy Libańczycy obwiniają rząd, który oskarżają o korupcję i niegospodarność. Ostatnią kroplą, która przelała czarę goryczy, był projekt wprowadzenia opłaty za korzystanie z serwisu WhatsApp.

Protesty trwają już tygodnia i końca nie widać. Wprawdzie prezydent kraju wyraził gotowość podjęcia rozmów, ale na razie szkoły, banki i inne instytucje zostały zamknięte. W związku z tą sytuacją organizatorzy maratonu w Bejrucie poinformowali, że przesuwają bieg na bardziej właściwą datę, nie podając jednak nawet przybliżonego terminu startu.

Chociaż decyzja organizatorów jest zrozumiała, to jednak dla biegaczy na całym świecie oznacza problemy logistyczne. Bieg miał się odbyć 10 listopada. Hotele są już zarezerwowane, bilety lotnicze kupione, treningi zrobione.

„Do tej pory o wszystkich awariach dowiadywałem się na tyle wcześnie, że coś zawsze dałem radę zaradzić. Ta zmiana rozwala zupełnie mój grafik i cel, który chciałem zrealizować do końca roku”

- pisze na swoim profilu Wojtek Machnik, biegacz, który realizuje swój projekt pokonania maratonu w 249 krajach. Bejrut był na jego liście tegorocznych startów.

IB