W 2007 roku Paweł Ochal zdobył mistrzostwo Polski na królewskim dystansie. W ciągu 27 lat kariery wygrał 148 zawodów, ostatni raz weekend w Bełchatowie. Rok temu uciążliwa kontuzja pięty sprawiła, że zaczął szukać innych wyzwań. Najpierw trafił do triathlonu, a potem zainteresował się duathlonem.
Pawła Ochala spotkaliśmy na Bełchatowskiej Piętnastce, którą wygrał, a jego żona Olga była druga wśród biegaczek.
Jest pan zadowolony ze startu w Bełchatowie?
Paweł Ochal: Bardzo mało w tym roku biegam. Tu udało się osiągnąć najlepsze tempo w sezonie na 15 km. Przez siedem, osiem miesięcy do sierpnia tygodniowo biegałem średnio 40 km. Z tego trudno pobiec bardzo szybko taki dystans. Nadrabiałem sporo na rowerze, ale to trochę inny wysiłek. Nie chciałem jednak w całości odpuścić sezonu biegowego. Przez tyle lat startów organizm jest na tyle wytrenowany, że mogłem pobiec dobrze na 15 km. Z półmaratonem mógłby już być większy problem. Latem 15 km ukończyłem w 48 minut i 51 sekund, a do Bełchatowa przyjechałem po lepszy czas. I udało się pobić o 16 sekund. Mogło być lepiej, ale gdy wiedziałem, że moja przewaga jest już duża nad rywalami, to ostatniego okrążenia nie biegłem na maksa, bo zdrowie jest ważne.
Rekord tej trasy jest poniżej 45 minut. Pan pobiegł ponad 48 minut.
– To oczywiście nie jest jakiś super czas. Od mojego rekordu życiowego to prawie trzy minuty wolniej. Bywało, że biegałem 15 km w około 45 minut i 40 sekund, a to wcale nie dawało wygranej. W Bełchatowie wystarczyło pobiec powyżej 48 minut, by wygrać. Zwycięstwo bardzo cieszy, bo to już 148. wygrana w mojej karierze. Jestem coraz starszy i pewnie coraz trudniej będą mi przychodziły kolejne triumfy. Trzeba będzie walczyć o medale w kategoriach wiekowych. Zresztą w tym roku już rywalizowałem w mistrzostwach Polski masters na 3000 m i przegrałem tylko z moim dobrym kolegą Mariuszem Giżyńskim.
On chyba też już bardziej idzie w szkolenie?
– Obaj jesteśmy już trenerami. Ja od 12 lat prowadzę grupę, w której najmocniejszą zawodniczką jest moją żona Olga. Mariusz chyba jeszcze powiedziałby, że jest bardziej zawodnikiem niż szkoleniowcem. Zresztą ja też tak o sobie jeszcze myślę.
Przed biegiem sprawdza pan listy startowe?
– Jesteśmy z żoną zawodowymi biegaczami i rzeczywiście przeglądamy, kto będzie startował. Wiemy wtedy na co nas stać i jak poprowadzić bieg. W Bełchatowie mocniejsza była stawka kobiet. Poza Olą Lisowską była jeszcze Monika Kaczmarek. Żona zawsze zdaje egzamin i teraz było tak samo. Nie odpuszcza i daje z siebie tyle, ile może. Tym razem była druga.
A pan czekał na nią na mecie i…?
– Jeszcze nie zdarzyło mi się, bym wręczał medal żonie, choć nie brakuje biegów, które razem wygrywaliśmy lub stawaliśmy na podium. Tu organizatorzy mieli świetny pomysł i było mi bardzo miło uhonorować żonę na mecie.
Dlaczego w tym roku biegał pan tak mało? To przez szukanie nowych wrażeń – duathlonu i triathlonu?
– Triathlon to trochę wypadek przy pracy. Rok temu od listopada do stycznia nie mogłem trenować. Po 27-letniej karierze biegacza pięta trochę odmawia posłuszeństwa. Tak naprawdę to osiem miesięcy męczyłem się z tym problemem. Chciałem być nadal aktywny i utrzymywać jakiś poziom wytrenowania. Zacząłem więc jeździć na rowerze i bardzo mi się to spodobało. W swojej grupie treningowej mam pięciu triathlonistów. Zacząłem z nimi ćwiczyć głównie właśnie na rowerze. Kolega zaproponował, bym spróbował sił w triathlonie. Do tej pory nigdy nie pływałem pod kątem tej dyscypliny. Wystarczyło jednak cztery, pięć treningów w jeziorze i zdecydowałem się na start.
Zadebiutowałem w Więcborku i cały dystans pokonałem w dwie godziny i jedną minutę. Byłem tam drugi, a czas był naprawdę niezły. Wtedy wpadłem na pomysł, by poszukać startu, w którym będzie tylko bieg i rower. I znalazłem mistrzostwa Polski w duathlonie. I nie ukrywam, że do tego startu już się przygotowywałem, głównie właśnie na rowerze. Wiedziałem na co mnie stać w biegu, ale nie miałem pojęcia, ile stracę w siodełku. Po etapie biegowym byłem drugi, potem spadłem na szóste miejsce, ale tego się spodziewałem. Gdy znów założyłem buty biegowe, odrobiłem straty i zostałem wicemistrzem Polski. To w tym roku był mój największy sukces.
Jaka w takim razie będzie najważniejsza impreza w przyszłym roku?
– Zaprosili mnie organizatorzy triathlonu w mojej rodzinnej Bydgoszczy i pobiegnę najdłuższy dystans, czyli 1900 m pływania, 82 km na rowerze i 22 km biegu. Znam tę imprezę, bo bywałem na niej z zawodnikami, a teraz w niej wystartuję.
AK