W weekend, w stołecznym Parku Szczęśliwickim już po raz jedenasty odbył się największy w kraju bieg sztafetowy na dystansie maratońskim. Wystartowała w nim rekordowa liczba ponad 800 drużyn. Wśród nich był reprezentowany przeze mnie team Żoli Runners.
Ekiden to zawody, w których startują sześcioosobowe sztafety. Pierwszy zawodnik pokonuje odcinek 7,195 km, dwaj następni 10 km, a trzej kolejni - po 5 km. Razem daje to 42,195 km, czy dystans klasycznego maratonu.
Moje drużyna pobiegła w niedzielę o godz. 9:00, w pierwszej, porannej serii. Ja miałem do pokonania dychę na trzeciej zmianie.
Z założenia bieg drużynowy ma to o siebie, że bardzo często osiąga się podczas jego trwania wyniki dużo lepsze niż w zawodach indywidualnych. Emocje związane z reprezentowaniem teamu i ciężar odpowiedzialność za losy innych, powodują, że w człowieku wyzwalają się dodatkowe pokłady energii, które mają pozytywne przełożenie na wynik.
U mnie tym razem tak nie było. Choć do lata zostało jeszcze półtora miesiąca moja forma – szczególnie szybkościowa – jest teraz, delikatnie mówiąc, wakacyjna. Startem na 10 km podczas ORLEN Warsaw Marathonu zamknąłem sezon zimowo-wiosenny. Potrzebowałem tygodnia przerwy, by przestawić się na trening siłowy przed zbliżającym się Rzeźnikiem.
To kilkudniowe roztrenowanie bardzo mocno odbiło się na mojej formie. Nie będę też ukrywać, że potraktowałem zawody w Parku Szczęśliwickim trochę z przymrużeniem oka. Nie nastawiałem się na wielki wynik, chciałem się po prostu pobawić bieganiem, bez presji bicia rekordu życiowego.
Na szczęście cała moja drużyna myślała podobnie. Karol wpadł na start lekko zmęczony po wczorajszej imprezie, Fabian narzekał, że trenuje teraz nie częściej niż raz w tygodniu i nie myśli, by się zarzynać. Stefan też nie wydawał się zdeterminowany, by żyły wypruwać dla wyniku.
Pogodę podczas trwania zawodów mieliśmy jak w indyjskim filmie: „Czasem słońcem, czasem deszcz”. Na szczęście nie było ani za gorąco, ani za zimno, nie było też wiatru. Trochę obawiałem się ostrych zakrętów, które - po tym jak spadł deszcz - mogły okazać się zdradliwe. Na szczęście obyło się bez poślizgów.
Trasa była bardzo urozmaicona i prowadziła przez parkowe alejki. Każdy z zawodników miał do pokonania w zależności od dystansu dwie, trzy, albo cztery 2,5 km pętle.
Największe emocje panowały w strefie zmian. Większość z zawodników starała się jak na międzynarodowych mitingach lekkoatletycznych w super profesjonalny sposób przekazywać sobie pałeczkę. Zdarzali się jednak tacy biegacze, co po obiegnięciu do mety czekali dobre kilka minut na zmieniającego ich w sztafecie kolegę.
Impreza została bardzo sprawnie zorganizowana. Otwarte pozostaje natomiast pytanie, czy Park Szczęśliwicki nie jest zbyt małym miejscem na tego typu zawody, w których uczestniczy kilka tysięcy osób? Tasowanie się ludzi na dosyć krótkiej pętli bywało trochę mylące. Czasami nie wiadomo było, czy rywalizuje się z zawodnikiem ze swojej serii, czy wolniejszym biegaczem z poprzedniej...
Niezależnie jednak od tych wątpliwości, uważam czas spędzony na biegowo w ramach Ekidenu za bardzo udany. Moja drużyna zresztą też.
Kompletne wyniki znajdziecie w naszym KALENDARZU IMPREZ
MGEL