Daniel Lewczuk, Marek Wikiera i Andrzej Gondek...
.... powoli dochodzą do siebie po projekcie 4 Deserts. Pokonali 4 pustynie, przeżyli tragedię tracąc swojego przyjaciela, a teraz przywracają ład i porządek do swojego codziennego życia. Daniel jednak w międzyczasie napisał książkę, która niedługo trafi do wydawnictwa, a potem na półki księgarni. Nam opowiedział dlaczego ją stworzył, o czym traktuje i jak wpłynął na niego bieg po 4 pustynnych trasach.
Po zakończeniu projektu 4 Deserts planowaliście odpoczynek i uporządkowanie wszystkich spraw zawodowych. Tymczasem Ty chyba nie dotrzymałeś słowa i zamiast odpoczywać, zabrałeś się za pisanie książki...
Daniel Lewczuk: Książkę zacząłem pisać chwilę po przebiegnięciu Gobi, a więc jeszcze w trakcie 4 Deserts. Pisałem na gorąco, żeby nie zapomnieć tych wszystkich wydarzeń. Pisanie było też remedium na śmierć Marcina (Żuka). Musiałem się z tym zmierzyć, więc usiadłem do biurka i zacząłem pisać. Później napisałem o tym, co się działo na Atakamie. Wydawało mi się, że po powrocie z Antarktydy będę mógł szybko dodać swoje wspomnienia z ostatniego biegu, ale byłem tak potwornie zmęczony fizycznie i psychicznie, że do tematu wróciłem dopiero po kilku tygodniach.
O czym jest ta książka? Czy to będzie relacja z projektu?
Oczywiście opisałem w niej historie, które nam się przytrafiły, ludzi, których poznaliśmy. Pisałem o tym, czego doświadczyliśmy i czego się dowiedzieliśmy o sobie samych. Wieczorami leżąc i odpoczywając dzieliliśmy się naszymi osobistymi historiami, życiowymi wyzwaniami. To był ważny czas. Pustynia sprawiła, że nasza przyjaźń stała się bardzo głęboka. Książka jest po trosze o wszystkim. O kryzysach, o ich pokonywaniu, o przekraczaniu granic, które tkwią w naszych głowach, o osiąganiu celów. O mierzeniu się z rzeczami, na które nie mogliśmy się w żaden sposób przygotować, jak chociażby nieoczekiwana śmierć Marcina.
Na jakim etapie jest książka? Kiedy będziemy mogli ją przeczytać?
Właściwie jest skończona. Pracuję już nad ostatnimi zmianami, wybieram zdjęcia. Wydawca już czeka. Nie było go trudno znaleźć. Nasz projekt był dużym przedsięwzięciem, który spotkał się z zainteresowaniem ze strony mediów. W księgarniach książka będzie dostępna jeszcze wiosną tego roku.
Piszesz o samobójczej śmierci Marcina. Mówicie o tym publicznie. Dlaczego podjęliście taką decyzję?
Wiele osób zwróciło uwagę na element ogromnej tragedii. Opowiedzieliśmy o tym publicznie i dla ludzi, którzy śledzili naszą historię, to było coś niezwykle ważnego. Zaczęli nam opowiadać o własnych zmaganiach, czasami także o depresji. Uważa się, że depresja będzie drugą największą chorobą cywilizacyjną na świecie. Skala problemu jest dużo większa niż nam się wydaje. Czujemy się w obowiązku mówić o tym. Jest to część naszej historii, która może zachęcić ludzi, by sięgnęli po pomoc, gdy borykają się z własnymi przeciwnościami.
Marcin nie mówił o swojej chorobie. Może, gdyby powiedział, że zmaga się z problemami, udałoby się odwrócić bieg wydarzeń. Nasze mówienie o tym, nie było łatwe, ale widzimy, że dzięki temu inni też się otwierają. Sam obserwuję, z racji wykonywanego zawodu (Daniel jest headhunterem – red.), że jeśli bezrobocie trwa wiele miesięcy, to niestety negatywnie wpływa na nastrój. Na pewno u Marcina ten czynnik miał znaczenie. Niestety jego przypadek był trudny, bo on nie cierpiał na depresję, a na chorobę dwubiegunową. Często kipiał entuzjazmem i niełatwo było się zorientować, że coś jest nie tak.
Przed tym projektem miałeś najsłabsze doświadczenie biegowe. Jak Cię zmieniło pokonanie 4 pustyń?
To było dla mnie monumentalne osiągnięcie. Faktycznie byłem najmniej doświadczony biegowo i pewnie też najmniej wiarygodny jako ktoś, kto potencjalnie jest w stanie to zrobić. Slogan, że „wszystko jest możliwe” przestał być dla mnie teorią. Stał się rzeczywistością. No może nie wszystko, ale wiele rzeczy staje się możliwe jeśli w realizację naszych zamierzeń włożymy serce i będziemy się przygotowywać do ich realizacji. Trzeba mieć jasny cel i wewnętrzną determinację. Wierzę, że to czego dokonałem na pustyniach, pomoże mi w życiu. Stałem się odważniejszy.
Kiedyś, jakiś dziennikarz zadał mi pytanie, jakim słowem opisałbym swój stan. Tym słowem jest „wdzięczność”. Jestem wdzięczny za to, czego się dowiedziałem o sobie, czego doświadczyłem i jak wspaniałych ludzi poznałem, jakiej głębokiej przyjaźni doświadczyłem.
A czego się o sobie dowiedziałeś?
Gdzieś przeczytałem, że jeśli nasze marzenia Nas nie przerażają, to nie są wystarczająco duże. Na początku musiałem pokonać własne zwątpienie, że ja w ogóle jestem w stanie to zrobić. Najpierw trzeba przezwyciężyć swój własny lęk. Także lęk przed opiniami innych typu: „tobie się na pewno nie uda, bo jesteś za mało doświadczony, za gruby i za mało trenowałeś”. Tak naprawdę najbardziej blokuje lęk przed porażką. Jestem przekonany, że realizacja celu wymaga zrobienia pierwszego kroku np. zapisania się na bieg. Wielu ludzi mówi, że chciałoby coś tam zrobić, ale de facto nigdy nie stają na linii startu.
Was motywował dodatkowo cel charytatywny?
To prawda. Podjęliśmy się ultra trudnego wyzwania z własnego wyboru, by zwrócić uwagę na tych, którzy mierzą się z wyzwaniami wbrew swojej woli np. z chorobami
Czy teraz, gdy książka jest na ukończeniu, a pustynie już za Wami, wrócisz do odpoczynku i porządkowania zaległości?
Teraz jest czas na wyprostowanie spraw biznesowych i osobistych. Projekt był ogromnym wyzwaniem finansowym. Sportowo na pewno mamy kilka planów, ale najpierw musimy sobie poradzić ze wszystkimi pozasportowymi sprawami.
Rozmawiała Ilona Berezowska