Maciej Dowbor i Łukasz Grass. Pojedynek dwójki znanych dziennikarzy zapowiadany jest jako główne wydarzenie zbliżającego się Beko Ełk Triathlonu, który odbędzie się już najbliższą sobotę 20 lipca. Przy okazji wtorkowej konferencji prasowej zapowiadającej pomorską imprezę rozmawialiśmy z Maciejem Dowborem, który przez wielu postrzegany jest wciąż jako amator. Prawda jest jednak zupełnie inna?
Dlaczego zdecydował się Pan na triathlon? Nie wystarczyła jakaś prostsza forma aktywności jak siłownia czy bieganie?
Odpowiedź jest bardzo prosta. Ja jestem bardzo kiepskim biegaczem (śmiech). Po drugie taki patos i taka epickość triathlonu jest porównywalna może tylko ze wspinaniem się w Himalajach. Ale wspinaczka odbywa się często w samotności, a tu mamy do czynienia z zawodami w centrach miast, z dużym świętem. Ma się wtedy wrażenie uczestniczenia w czymś istotnym i ważnym. Mnie głównie chodziło o to, żeby zmierzyć się z samym sobą, ze swoimi słabościami.
Okazało się, że jak na człowieka po 30-tce stosunkowo nieźle mi to wychodzi i robię szybko postępy, a dodatkowo mam bazę techniczną - pływacką, która dla wielu ludzi jest barierą nie do przejścia w triathlonie. Biegać lepiej lub gorzej każdy może się nauczyć. Tak samo z jazdą na rowerze. I tak to wciąż wygląda, że rower nieźle, pływanie nieźle, a bieganie to walka (śmiech).
Kto w Panu zaszczepił fascynacje triathlonem?
Ja słyszałem o triathlonie dużo wcześniej. Ta cała otoczka Ironman?a na Hawajach od wielu lat mi towarzyszyła, głównie dzięki mediom zagranicznym. Na zachodzie jest to sport bardzo popularny, można powiedzieć, że masowością ustępujący tylko bieganiu. I to gdzieś mi świtało, żeby spróbować, chociaż z drugiej strony nigdy nie lubiłem sportów wytrzymałościowych. Nudziły mnie i uważałem to za mękę nie do opisania.
Ale doszło sytuacji, w której przyszło mi zrobić materiał dziennikarski o chłopakach, którzy się przygotowywali do triathlonu. Byli tam m.in. aktorzy oraz Łukasz Grass. Niestety żaden z nich nie dojechał na ten trening. Za to poznałem wtedy organizatora wielu imprez - Michała Drelicha. Usiedliśmy i dwie godziny rozmawialiśmy o tym sporcie. Wtedy pomyślałem: ?kurde, to jest to?. Kiedy Łukasz Grass organizował kolejną edycję ambasadorów triathlonu w Suszu, zadzwonił i zapytał, czy byłbym zainteresowany. Wtedy już się nie wahałem.
Jednak droga od pierwszych występów do awansu na Mistrzostwa Świata w Las Vegas była długa?
Takich osób, które chwilę potrenowały, jest mnóstwo. Ja jednak bardzo się w to wkręciłem. Po pierwszym starcie, który był dla mnie dość tragiczny, bo mimo że go ukończyłem, to byłem bardzo zniszczony, zacząłem organizować sobie kalendarz na następne zawody. W zeszłym roku, mimo że późno zacząłem, udało mi się zaliczyć cztery starty, w tym jeden zagraniczny. Natomiast do tego roku już się normalnie, profesjonalnie przygotowywałem. Profesjonalnie w sensie podejścia, zaangażowania.
Efekty tego są, bo w moim pierwszym w karierze starcie w zawodach Inronaman?a 70.3 zająłem ósme miejsce w swojej kategorii wiekowej. Tak się złożyło, że dało mi to kwalifikacje do Mistrzostw Świata do Las Vegas. Był to dla mnie duży szok! Ale żeby było zabawniej, wtedy trwała moja rywalizacja z Łukaszem Grassem i on trzy tygodnie później wyjechał do Norwegii i też się zakwalifikował na Mistrzostwa. Tak więc nasz pojedynek, który został zapowiedziany na trasie Beko Ełk Triathlonu, będzie kontynuowany na Mistrzostwach Świata. Piękna historia.
Jak pogodzić pracę dziennikarza i prezentera z regularnymi treningami?
Na szczęście jestem na takim etapie zawodowym, że mam mniej zleceń przypadkowych, niezaplanowanych. Chociaż się zdarzają. Najłatwiej jest zimą, bo wtedy i tak nie jeździmy na rowerze, ewentualnie trenujemy na trenażerach albo rowerach stacjonarnych. Ja mam plecak ze sprzętem do biegania i pływania i zabieram go gdziekolwiek bym nie jechał. Potrafię nawet wyjść na godzinę w trakcie zdjęć do programu, żeby potrenować.
Gdy jeżdżę w trasy lub prowadzę koncerty, to sprawdzam w internecie, gdzie są najbliższe baseny, trasy biegowe. W tej chwili, gdy jestem głęboko w środowisku triathlonowym i środowisku biegaczy, bo te grupy się zazębiają, to mam mnóstwo znajomych na portalu spolecznościowym i wystarczy, że zapytam, kto trenuje tego i tego dnia w danym miejscu. Okazuje się, że mam bliskich znajomych w całej Polsce i na świecie. Gdybym pojechał do Francji, Danii czy Niemiec, to też bym znalazł mnóstwo osób, które by mi pomogły zrealizować treningi.
Jak w ogóle wygląda pana trening?
Na tym etapie, gdy jesteśmy teraz, czyli w środku sezonu przeciętnie jest to 14 jednostek treningowych tygodniowo. Zazwyczaj to jest 5-6 treningów rowerowych - średnio 200 kilometrów tygodniowo, 4-5 biegowych - od 40 do 60 km tygodniowo i 3 pływackie ? po 10-16 kilometrów tygodniowo. Ja w okresie startowym pływam niewiele, bo, jak powiedziałem, mam to opanowane w najlepszym stopniu, więc nie muszę w to aż tyle inwestować. Natomiast dużo biegam i jeżdżę na rowerze, bo zima się późno u nas skończyła i muszę nadrobić zaległości.
Dziękuje za rozmowę i powodzenia podczas Beko Ełk Triathlonu i na Mistrzostwach Świata!
Tradycyjnie nie dziękuję
Rozmawiał Robert Zakrzewski
Oficjalna strona Beko Ełk Triatlonu: http://elktriathlon.com
Fot. Facebook.com/elktriathlon