Ełcka Zmarzlina: Lekcja orientacji Ambasadorki

  • Biegająca Polska i Świat

W dniach 8-9 stycznia 2016 zorganizowano 7 edycję zawodów na orientację: Ełcka Zmarzlina. Umiejętności nawigacyjne można było sprawdzić na trzech dystansach- 100 km, 50 km oraz 10 km.

Relacja Anety Sakowskiej, Ambasadorki Festiwalu Biegów

Poruszanie się w terenie bez wyznaczonej trasy nie było nigdy moją mocną stroną. Ten temat zresztą nie bardzo mnie interesował. W końcu jednak zapragnęłam spróbować. 100 km to za dużo, ale 50 km było w moim zasięgu. Na odnalezienie wszystkich punktów miałam 12 godzin. Na trasę umówiłam się z koleżanką Kasią. Dla niej miał to być debiut na trasie ultra.

O 7.45 odbyła się krótka odprawa. Następnie udaliśmy się na stadion na start honorowy. Potem zapakowaliśmy się do autobusów, które zabrały nas na miejsce startu „ostrego”. Rozdano nam mapy i w drogę.

Mimo, że dzień rozkręcił się na dobre było szaro i mgliście.

Już po samym starcie część zawodników pobiegła w prawo, część prosto. Pierwszy kontakt z zawodami na orientację. Przebieg trasy nie jest oczywisty - można go ustalać samodzielnie. Ciężko nam się z tym na początku oswoić.

Do pierwszego punktu docieramy jak owce, w stadku. Bez myślenia, bez zbytniego przyglądania się mapie. W drodze do drugiego punktu orientujemy się, że pomyliłyśmy kierunki i biegniemy zupełnie nie tam, gdzie trzeba. Pierwsza lekcja.

Zawracamy i docieramy do punktu umieszczonego na tamie bobra.

Kolejne punkty, kolejne kilometry. Niektóre umieszone w widocznych miejscach, inne ukryte, niewidoczne z trasy.

Punkt 5 umieszczony jest przy szkole. Czeka tam na nas budowniczy trasy - Pan Wiesław Rusak. Mówi nam o punkcie nr 9. Trochę zmienił jego położenie. Podaje szczegóły, które staramy się zapamiętać (ale finalnie nic z tego).

Między punktem 8 i 9 jest spora odległość. O 14.30 robi się szaro. Boję się, że nie zdążymy dotrzeć do celu przed zmrokiem. Mamy czołówki, ale brak doświadczenia w lokalizowaniu punktów za dnia wskazuje na to, że nocą może być tylko trudniej. Do „9” docieramy po niemałych problemach i bieganiu tam i z powrotem.

Nie tylko my zresztą mamy kłopoty. Do punktu nie może też trafić grupa „militarna”. Nie łączymy jednak sił. Tamci też nie mają doświadczenia. Od punktu nr 11 przechodzimy na drugą stronę mapy (skala 1:10 000).

W głowie zostaje przez chwilę pierwsza część i inna skala (1:25 000). Odległości między punktami nie są duże, ale tak zlokalizowane, że trzeba naprawdę wytężać wzrok, by czegoś istotnego nie pominąć. Do przedostatniego punktu - usytuowanego w jarze - idziemy po śladach innych uczestników.

Ostatni punkt udaje nam się znaleźć niemal przez przypadek (pomógł inny zawodnik odbijając w lewo w majaczącą kępę drzew). Po zebraniu wszystkich punktów ruszamy do Ełku, na metę.

Pierwsze doświadczenia w zawodach na orientację. Bezcenne.

Jestem przyzwyczajona do wytyczonej trasy, a tu może wybrać jak do punktu chcesz dotrzeć. I z tym wyborem jest problem. Rozdzieliłyśmy się z Kaśką raz. Ona wybrała chodzenie pod linią energetyczną, ja drogę. Drogą było łatwiej i szybciej. Ale właśnie na tym polega bieg/marsz na orientację - masz wybór.

Po debiutanckich zawodach wiem, że:

  • Co dwie głowy, to dwie koncepcje. I obie mogą być dobre.
  • Sprawne posługiwanie się kompasem i przeliczanie odległości to oszczędzony czas i mniej „pustego” przebiegu.
  • Nie ma co za wszelką cenę pruć na azymut, ale kierunku trzeba pilnować.
  • Ścieżka na mapie może mieć w terenie różną postać. Od szerokiej arterii po ścieżynkę.
  • Nie wolno panikować. Panika odbiera racjonalne myślenie.
  • Zimą trzeba się ciepło ubierać!

Oszczędzę czytającym jęków na temat bolących kolan, zmarzniętych dłoni i stóp oraz lejącej się z nosa wody. To nieodzowne aspekty długich, zimowych dystansów. Jestem chodzącym dowodem na to, że była możliwość pokonania trasy bez uszczerbku na aparacie ruchu.

Całość zajęła nam prawie 11 godzin. O 21:00 rozpoczęła się uroczystość dekoracja najlepszych zawodników a po niej biesiada, z której Zmarzlina jest słynna. W sobotę i niedzielę zawodnicy mieli możliwość korzystania z dobrodziejstw Aquaparku. I to mnie ominęło, bo o ile aparat ruchu nie odczuł, to żołądek się zbuntował i musiałam odpokutować bieg u Mamusi w domu.

Ale poza tym super - za rok wracam, a jakże!

Z biegowymi pozdrowieniami

Aneta Sakowska, Ambasadorka Festiwalu Biegów