"Fajnie zawieźć do domu 3 złote medale!" "To był świetny sezon". "Wróciłem do żywych!" - mówią bohaterowie HMP w lekkiej atletyce

W drugim dniu Halowych Mistrzostw Polski w lekkiej atletyce w Toruniu rozmawialiśmy z bohaterami ostatnich zawodów w sezonie. Największą gwiazdą imprezy była bez wątpienia Justyna Święty-Ersetic.


JUSTYNA ŚWIĘTY-ERSETIC (AZS AWF Katowice)

- mistrzyni Polski na 200 m (23,64 sek. ex-aequo z Marleną Golą), 400 m (53,09 sek.) i 4x200 m 

Dopiero po biegu na 400 metrów dowiedziałam się, że 20 minut wcześniej zdobyłam złoto także na 200 metrów. Najpierw był komunikat, że wygrała Marlena Gola, potem znów, że ja, a później to się wyłączyłam, bo musiałam zejść ze sceny, żeby choć odrobinę się zregenerować i przygotować do finału 400 m. Bardzo się cieszę z wyniku na 200 m, bo to mój rekord życiowy lepszy nawet od wyniku na stadionie. Poprawiam się szybkościowo i te mistrzostwa będą dla mnie znakomitym treningiem.

To był dla mnie trudny dzień, bo rano startowałam w eliminacjach na 200 m, potem wieczorem dwa finały indywidualne 200 i 400, a zaraz czeka mnie jeszcze klubowa sztafeta 4x200 m. Stojąc na starcie 400 m czułam w „dwójkach” (mięśniach dwugłowych z tyłu ud – red.), że ta mocna dwusetka jeszcze w nich siedzi, ale... ja mam na bieżni serce „walczaka” i udało mi się na tyle kontrolować bieg, że tytuł mistrzyni Polski wrócił do mnie. Wychodząc na ostatnią prostą poczułam łokciem delikatnie, że tuż tuż jest któraś z rywalek, Gosia Hołub-Kowalik albo Natalia Kaczmarek i od tego momentu pobiegłam już ile sił w nogach.

Do sztafety mam jeszcze prawie półtorej godziny, więc... na pewno zdążę odpocząć i dam radę (śmiech). Fajnie byłoby przywieźć z Torunia do domu 3 złote medale (rozmawialiśmy przed sztafetą 4x200 m; plan Justyny Święty-Ersetic się powiódł, na pierwszej zmianie wyprowadziła ekipę AZS AWF Katowice na pozycję lidera, a koleżanki dokończyły dzieła – red.).

400 m zawsze wytrzymuję, natomiast brakuje mi jeszcze błysku od początku dystansu. Staramy się poprawiać mnie szybkościowo, trener Aleksander Matusiński wprowadza w tym celu nowe elementy do treningu, żebym lepiej wychodziła z bloku. W Toruniu jeszcze tego nie było widać, bo strasznie zostawałam, ale mam nadzieję, że przez pół roku do igrzysk poprawa będzie znacząca.

200 i 400 metrów w ciągu 20 minut – do daje 600 m. Kiedyś nawet lubiłam biegać ten dystans, ale jak kiedyś zaczęłam po sprintersku i „umarłam”, to mi się odwidziało i nigdy więcej trener nie namówił mnie na start w takim biegu na zawodach.

Sezon halowy się skończył, teraz będę miała – uwaga! - aż 2 tygodnie wolnego na czas dla rodziny, odpoczynek i pozałatwianie codziennych spraw. Mam nadzieję, że w przyszłą niedzielę mamusia ugotuje przepyszny obiadek, chociaż może nie do końca śląski, bo za roladą akurat nie przepadam. Ja generalnie jestem wszystkożerna, jedyne czego nie toleruję to cebula i por. Od niedawna współpracuję z kateringiem dietetycznym w Raciborzu i tam są czasem dosyć dziwne dania, ale mnie akurat to odpowiada.

W połowie marca wracam do pracy i dużą grupą wyruszamy na zgrupowanie do RPA. Rozpoczniemy przygotowania do igrzysk olimpijskich, które – mam nadzieję – odbędą się bez przeszkód. Wydaje mi się, że koronawirus to bardziej temat rozdmuchany przez media i wierzę, że nie wpłynie na igrzyska w Tokio.


DAMIAN CZYKIER (Podlasie Białystok)

- mistrz Polski na 60 m przez płotki (7.64 sek.)

Na mecie poczułem ogromną ulgę, bo wiedziałem, że wygrałem z Arturem Nogą. Bardzo słabo wystartowałem. Zwykle mam bardzo dobrą reakcję startową, a tym razem popełniłem błąd. Artur Noga mnie gonił, a ja – choć cisnąłem mocno i przyspieszałem – nie mogłem go zgubić. Po biegu mu pogratulowałem i powiedziałem, że wrócił do żywych, bo takie bieganie świetnie rokuje na sezon letni.

To był bardzo dobry sezon halowy, chociaż... teraz na HMP w Toruniu odniosłem dopiero pierwsze zwycięstwo! Mimo kosmicznych dla mnie wyników i 6 czasu na świecie ani razu nie wygrałem biegu! Trochę mi szkoda odwołanych Halowych MŚ w Chinach, bo bardzo lubię adrenalinę zawodów mistrzowskich i w takiej formie mógłbym tam zrobić spora niespodziankę i może nawet pobić wreszcie rekord Polski, bo na takich imprezach wznoszę się ponad swoje możliwości.

Gdyby w biegu na 7,54 sek. (rekord życiowy Czykiera ustanowiony 8 lutego na Copernicus Cup w Toruniu – red.) dostawić mi jeszcze 5 płotków, to na 110 m wyszłoby jakieś 13,15 sek. (rekord Polski Artura Nogi to 13,26 – red.). Zacny wynik. To był mój „dzień konia”, czułem się niezwykle pewnie i to zaowocowało znakomitym rezultatem. Mam nadzieję, że taki sam mój dzień będzie w sierpniu w Tokio (śmiech).

Myślę o rekordzie Polski na stadionie, ale raczej nie będę go szukał na początku sezonu. Wolę go wybiegać z ciężkiej pracy treningowej, żeby ani na chwilę nie odpuścić. Znam swój organizm i wiem, że jak tak zrobię, to ciężko mi będzie wrócić do szczytowej formy. A najważniejsza jest walka o medal w Tokio!

Teraz więc przed nami trening do igrzysk. Utrzymujemy dotychczasowy tok pracy nad siłą i motoryką, a tylko „wydłużamy się” pod 110 metrów, dołożymy więc trochę wytrzymałości. Dużo lepiej jest z moim zdrowiem, już mi nie dokuczają, częste wcześniej, ruchomości w kolanach czy stopach, poprawiłem też siłę i dynamikę. Świetnym krokiem było powierzenie mojego przygotowania motorycznego w ręce fizjoterapeuty Macieja Ryszczuka, natomiast Cezary Matuszewski pozostaje moim trenerem techniki i całej otoczki szybkościowo-wytrzymałościowej.

Zakładamy, że igrzyska odbędą się normalnie i szykujemy najwyższą formę. Mam w planie dwa zgrupowania zagraniczne w Hiszpanii Turcji, a potem może jakieś wczesne starty, może zacznę już około 10 maja? Zobaczymy. Na razie pewny jest mój udział w Memoriale Ireny Szewińskiej 31 maja w Bydgoszczy.


ARTUR NOGA (AZS AWF Warszawa)

- wicemistrz Polski na 60 m przez płotki (7.68 sek.)

Szczerze i nieskromnie powiem, że spodziewałem się tak dobrego biegu. Jestem dobrze przygotowany, a i tak uważam, że nie wykorzystałem całego posiadanego aktualnie potencjału. Fajnie jest znowu pobiegać bark w bark, bo to całkowicie inne bieganie niż do tej pory, gdy Damian Czykier uciekał na samym początku i musieliśmy gonić. Mam nadzieję, że teraz będziemy się napędzać i wyniki w sezonie letnim będą bardzo dobre.

Moim celem są igrzyska olimpijskie, zakwalifikowanie się do nich to plan minimum. A w Tokio – walka i danie z sobie wszystkiego. Uważam, że jestem jeszcze w stanie szybko biegać i mam nadzieję, że mój potencjał i to, co najlepsze we mnie wykrzeszą się. Najważniejsze, że jest zdrowie i mogę pracować na sto procent na każdym treningu.


OLIWER WDOWIK (Resovia)

- mistrz Polski na 200 m i halowy rekordzista Polski juniorów U-20 (21.09 sek.)

Po MP juniorów miałem spory niedosyt, bo byłem trochę chory i forma nie była najwyższa. Teraz czułem się dużo lepiej, a wyniki na treningach wskazywały na wysoką dyspozycję, bo tak szybko jeszcze nigdy nie biegałem. Bieg był prawie idealny i o 2 setne sekundy poprawiłem rekord Polski juniorów!

21,09 - taki wynik to dla mnie „kosmos”, bo 21,04 to jest rekord Europy i teraz brakuje mi już tylko 5 setnych, a przecież dopiero pierwszy rok jestem juniorem. Może w przyszłym roku uda mi się zejść poniżej 21 sekund?

Latem najważniejszą dla mnie imprezą będą MŚ w stolicy Kenii, Nairobi. Po cichu myślę tam o finale, ale by to osiągnąć trzeba będzie biegać grubo poniżej 21 sekund.


RENATA PLIŚ (Maraton Świnoujście)

- mistrzyni Polski w biegu na 3000 m (9:14.42 min.)

Przez cały dystans, od startu do mety, biegłam sama. Mogłam ruszyć razem z dziewczętami w tempie 3:10/km, ale ja wolę jednak zacząć szybko. Wszystko kontrolowałam, nawet troszeczkę sobie zwolniłam: pierwszy kilometr pobiegłam w tempie 3:02/km i pomyślałam, że może ciut za szybko, bo byłam przez ostatni tydzień przeziębiona i mogłam być osłabiona. Cieszę się przede wszystkim, że obroniłam tytuł mistrzyni Polski. 

Rok temu myślałam, że będą to moje ostatnie HMP, ale jednak nie, jednak ciągle mam się bardzo dobrze (uśmiech), więc teraz już nie składam podobnych deklaracji. Start w Toruniu to bardzo dobry prognostyk przed sezonem letnim, bo w tym roku w hali prawie nie startowałam. Nie pokazałam się w ani jednym mityngu World Athletics Indoor Challenge, a pobiegłam tylko 1500 m w niedużych zawodach pod Barceloną.  

Teraz chwilka odpoczynku, może jakiś bieg uliczny na 10 km, pod koniec kwietnia Mistrzostwa Polski na stadionie na 10000 m, żeby konkretnie się dobić, a potem rozpoczynam sezon startów na 1500 i 5000 m. Celem są, oczywiście, igrzyska olimpijskie w Tokio, gdzie chciałabym zakwalifikować się na 5000 m. A półtora kilometra ma być dystansem wspierającym, najlepsze zawodniczki z "piątki" świetnie biegają także 1500, więc i ja też na MP pojawię się na starcie tego dystansu.

ANNA (GOSK) BAŃKOWSKA (Podlasie Białystok)

- wicemistrzyni Polski na 3000 m (9:32.18)

To pierwszy medal MP, który zdobyła Anna Bańkowska (śmiech), jestem przeszczęśliwa! (do tej pory startowała pod panieńskim nazwiskiem Gosk – red.). Do rekordu życiowego trochę zabrakło, ale jestem w tym roku w całkiem innych przygotowaniach niż do tej pory, bo szykuję się do walki o minimum olimpijskie w maratonie.

Renata Pliś to jest gazela, wiedziałam, że jak wyciągnie swoje długie nogi i ruszy to będzie nie do ruszenia. Ona zresztą biega na bieżni, a ja szykuję się do znacznie dłuższych dystansów. Nie deprymowało mnie, że Renia biegnie 50 czy 80 metrów przede mną, że tracę do niej prawie pół okrążenia hali. Robiłam swoje, bo hala była tylko przetarciem, startem z marszu. Nie robiłam w ogóle treningów typowych pod halę, dziś pierwszy raz w tym roku założyłam na nogi kolce! (śmiech).

Zobaczymy, czy uda mi się pogodzić różne rodzaje biegania, bo zwykle startowałam także w przełajach i biegach ulicznych. Przede mną start w wojskowych mistrzostwach świata w biegach przełajowych, a potem już... maraton. Nie chcę jeszcze na razie zdradzać, gdzie będę walczyła o olimpijskie minimum, mogę tylko powiedzieć, że to będzie za granicą i w terminie odwołanego Orlen Warsaw Marathonu, który planowałam (zapytana, czy będzie to Vienna Marathon, Anna Bańkowska tylko się uśmiechnęła – red.).


ADAM CZERWIŃSKI (Lider Siercza)

- mistrz Polski na 1500 m (3:48,98 min.) i 3000 m (8:17.76 min.)

Ważniejszy jest na pewno złoty medal z soboty na 1500 metrów, bo to mój główny dystans, najlepiej się na nim czuję. W HMP nie startował Marcin Lewandowski, trzeba korzystać z takich okazji (uśmiech). Ale nie boję się rywalizacji, z powodzeniem walczę z najlepszymi, chociaż od 6 lat sam sobie jestem trenerem, nie korzystam z żadnej pomocy Polskiego Związku Lekkiej Atletyki. Inwestuję swoje własne prywatne pieniądze, można powiedzieć, że jestem amatorem. Oprócz biegania pracuję, mam dwoje dzieci.

W takiej sytuacji trudno jest się przygotowywać, wyjechać na obóz, ale w tym roku postanowiliśmy z żoną poświęcić nasz czas i pieniądze, żebym mógł gonić marzenia. Chcę zbudować olimpijską formę, a jeżeli się nie uda (choć nie chcę tak nawet myśleć), to zaraz po Tokio są Mistrzostwa Europy w Paryżu.

Drugi cel, do którego dążę, to zostać jednym z najlepszych pacemakerów w Europie. Powoli pukam do drzwi wielkiego świata lekkiej atletyki, prowadziłem w tym sezonie trzy biegi na 1500 i 3000 m podczas mityngów World Athletics Indoor Tour. To świetny sposób i na sprawdzenie się z najlepszymi na świecie, i na zarobienie trochę pieniędzy.

Nie jestem jeszcze na tyle mocny, żeby w takich mityngach móc rywalizować ze światową czołówką, więc jak się nie dało wejść drzwiami, wszedłem oknem (śmiech). Taki znalazłem sposób na dostęp do biegania z najlepszymi średniodystansowcami. Pracuję tak już drugi sezon, zawodnicy mnie już rozpoznają, cieszą się nawet, kiedy ja prowadzę im bieg, więc chyba robię to całkiem nieźle. Bardzo mi ostatnio dziękował Tefera, tak samo Barega. A ja nie czuję się już w ich towarzystwie wystraszony, tylko wchodzę jak do siebie.

Inna rzecz, że jestem dobrze przygotowany do sezonu i także dzięki temu stres jest mniejszy. Nic mi z nieba nie spadło, długo na to pracowałem. Gdybym zepsuł jeden czy drugi bieg, to żaden organizator już by mnie nie zaprosił. To jak praca sapera, który myli się tylko raz (śmiech). Teraz postaram się dobrą formę z hali przekuć na przygotowania do sezonu letniego.

Jeśli wirus nie pozmienia kalendarza zawodów, to prosiłem już menedżera, żeby załatwił mi kilka startów na stadionie jako pacemaker, ale też normalnie jako zawodnik, bo w rywalizacji z mocniejszymi od siebie najłatwiej jest zrobić dobry wynik. Zresztą, żeby stać się już takim „etatowym” prowadzącym biegi muszę regularnie pokazywać się w tej biegowej „śmietance”.

Rozmawiał w Toruniu Piotr Falkowski