W ponad 370 miastach w kraju i zagranicą rozegrano 8. Bieg „Tropem Wilczym”. Impreza odbywała się z okazji Narodowego Dnia Pamięci „Żołnierzy Wyklętych”. Zdaniem organizatorów z Fundacji Wolność i Demokracja, jest to największy bieg pamięci w Polsce. Według szacunków, pobiec miało ponad 75 tys. osób.
Biegacze ubrani w białe koszulki przedstawiające szóstkę bohaterów powojennego podziemia, startowali od Ustrzyk Dolnych po Międzyzdroje i od Krakowa po Gdynię. Biegano też w Wilnie i w Wiedniu, a nawet w Chicago czy Christchurch w Nowej Zelandii.
Wspólnym akcentem był symboliczny start na 1963 m. Dystans nawiązywał do daty śmierci poniesionej w walce przez ostatniego z „Żołnierzy Wyklętych” - Józefa Franczaka. W Mińsku Mazowieckim na tym symbolicznym pobiegł Prezydent Andrzej Duda.
Największy z biegów „Tropem Wilczym” odbył się w Warszawie. Tak jak przed rokiem, biegano na Fortach Bema, przy murach historycznej fortyfikacji.
Na trzech dystansach wystartowało blisko 2 tys. osób. Oprócz wspomnianego biegu głównego na 1963 m, odbyły się też biegi na 10 km i 5 km. Dopisała pogoda.
Mimo małego zamieszania z logistyką, zwycięzcą na najdłuższym dystansie został Aleksander Kapaon (36:14). Sympatyczny biegacz pomylił się i zamiast wbiec na metę i cieszyć się z wygranej, skręcił na kolejną rundę, prowadzącą w kierunku bramy startowej. Powinien był wybrać zakręt w stronę mety, która znajdowała się w innym miejscu niż start. Endorfiny zrobiły swoje!
– W końcu popełniłem błąd, ale miałem jeszcze siły i mogłem wcześniej zacząć finisz. Nie dostrzegłem zbiegu w kierunku mety... Jednak nie to było najważniejsze. Ważny był udział i to żeby upamiętnić Żołnierzy Wyklętych. Bieg był bardzo fajny i biegło mi się bardzo dobrze – mówił na gorąco Aleksander Kapaon, nie znając jeszcze decyzji sędziów.
Biegnący za naszym rozmówcą zawodnicy postąpili... tak samo, również kierując się na kolejną rundę. Najszybciej w sytuacji zorientował się Karol Sładek, który podążał na trzeciej pozycji. Zawrócił i na metę wpadł jako pierwszy. Uznano jednak wcześniejszą kolejność i pomiary z maty startowej, która zliczyła czasy z kolejnych rund. Pewnie gdyby była to inna impreza i inne cele przyświecały uczestnikom, to nie obyłoby się bez protestów.
– Nie czuje się zwycięzcą. Myślę, że uczciwie byłem trzeci. To była fajna rywalizacja i zdecydował jakiś błąd. Ponieważ biegłem tu rok temu, to wiedziałem, że trzeba skręcić w prawo do mety. Patrzę a oni pobiegli w lewo, więc ruszyłem za nimi – relacjonował Karol Sładek
– To był fajny bieg. Utworzyła nam się grupka pięciu osób i pojawiło się pytanie kto zachowa więcej sił na finiszu. Ale ważniejsza jest idea, to, że można połączyć przyjemne z pożytecznym. Rokrocznie pojawiają się nowe postaci na koszulkach i można się czegoś dowiedzieć. Informacje te docierają też do rodziny i znajomych – dodał za metą pierwszy, czyli trzeci zawodnik biegu na „dychę” Tropem Wilczym w stolicy.
Mniejsze emocje towarzyszyły rywalizacji pań. Tu przez większość dystansu prowadziła Marta Głodowska, która pewnie wygrała z czasem 42:09.
– Chciałam się z kimś pościgać, ale niestety nie było z kim. Biegłam więc z chłopakami. Sama trasa była ciężka, miała dużo zakrętów, korzeni i kamieni. Trzeba było uważać. Dopisali kibice, bo fajnie dopingowali. Także dublowani biegacze bardzo mnie wspierali – opowiadała na mecie zwyciężczyni. – To mój kolejny start w tej imprezie i uważam, że to bardzo dobry pomysł by na sportowo mówić o historii. Na koszulce miałam kobietę i na pewno zapoznam się z jej historią – dodała Marta Głodowska.
W Warszawie jednym z uczestników biegu na 1963 m był muzyk Paweł Golec, który w aktywny sposób upamiętnił swoją ciotkę Stanisławę „Gustę” Golec. To właśnie w koszulce z podobizną tej żołnierki pobiegła Marta Głodowska, a także szereg innych zawodniczek.
Pełne wyniki: TUTAJ
RZ