Haile Gebrselassie dla FestiwalBiegów.pl: „Nie jestem inny niż wszyscy”

Po raz drugi w historii cesarz biegów długich - Etiopczyk Haile Gebrselassie przyjechał do Polski. Za pierwszym razem zobaczył tylko lotnisko, bo podróżował na Mistrzostwa Świata w biegach przełajowych do Budapesztu (1994 r.). Teraz w Warszawie spędzi trzy dni. Mieliśmy okazję porozmawiać z legendą bieżni i maratonu, tuż przed jego spotkaniem z fanami.

Ruszając na spotkanie z wielkim Haile Gebrselassie, w głowie przypominają się obrazy z przeszłości, gdy na srebrnym ekranie oglądam z tatą starty z udziałem Etiopczyka. Te wszystkie pamiętne finisze, gdy rywale oglądali tylko plecy Haile. Wrażenie robią też liczby: 27 rekordów świata, dwa złote medale olimpijskie i cztery medale mistrzostw świata. Trudno uwierzyć, że to wszystko zdobył ten jeden niepozorny, niski wzrostem, zawsze uśmiechnięty mężczyzna.

Który z tytułów było panu najtrudniej zdobyć?

Haile Gebrselassie: – Najtrudniejszy był dla mnie sam trening. Zwłaszcza gdy przygotowałem się do startów na bieżni – na 3000 i 5000 m. Na 10 000 m już było ok, bo nie trzeba było robić tylu jednostek szybkościowych. Nie lubiłem też za bardzo podbiegów – wspomina Haile Gebrselassie

Wielu kibiców na pewno pamięta szczególnie Pana finisz z Sydney i pojedynek z Kenijczykiem Paulem Targetem.

Tak, Sydney to było cudowne wydarzenie! Czasami oglądam ten bieg. Ostatnie 50 metrów to moja ulubiona część tamtej rywalizacji - wspomina Etiopczyk.

Wokół kariery Haile Gebrselassie narosło wiele legend, mówiących o tym, że jako chłopiec biegał do i ze szkoły po 10 km dziennie. Podczas spotkania z fanami Haile potwierdził tamtą historię. Jak zauważył, nawet w trakcie kariery praca jednej z rąk jak żywo przypominała ruchy, jakie wykonywała przytrzymując podręcznik szkolny, z którym biegał na zajęcia. – Ile w Pana pracy było talentu, a ile pracy? – pytam

– Nie jestem inny niż wszyscy. Być może moim sekretem jest to, że byłem zdyscyplinowany i ciężko pracowałem. Moje obecne biznesy odnoszą sukcesy właśnie dzięki doświadczeniu wyniesionemu z lekkiej atletyki. Do wszystkiego starałem się podchodzić poważnie, bo wierzę w ciężką pracę i jakość – stwierdził Haile Gebrselassie.

Były rekordzista świata w biegach na 5000 i 10 000 m negatywnie odniósł się do ostatnich decyzji o wycofaniu biegów na 5000 m z Diamentowej Ligi.

– Nie ma mojej zgody na to i chcemy o tym rozmawiać. To jest zła wiadomość dla Kenii i Etiopii. Na tych dystansach chcemy biegać; biegów na 10 000 m już praktycznie nie ma w programach zawodów. To była szokująca wiadomość. Mam nadzieję, że IAAF zmieni swoją decyzję – powiedział nam Haile Gebrselassie.

Gdy Etiopczyk zdobywał jeden ze swoich medali podczas mistrzostw świata w 1999 roku, wtedy Polska również stawała po najwyższym stopniu, tyle że w sztafecie 4 x 400 m. Zdaniem rozmówcy, to właśnie nasze sztafety bardzo mu imponują. Ale nie tylko one.

– Macie w Polsce dobrego zawodnika na 800 m - Marcina Lewandowskiego, oraz bardzo mocne sztafety 4 x 400 m, zarówno w hali jak i na stadionie. Widać tam taką wolę walki jak i duch drużyny. To mi się podoba. Gdy oglądam transmisje telewizyjne, widzę tę zaciekłość Polaków. Wasze sztafety walczą dla kraju. To jest bardzo ważne – ocenił Gebrselassie

Chociaż Etiopczyk karierę zakończył w 2015 roku w Manchesterze startem na 10 km, to nie zawiesił butów na kołku. Dziennie pokonuje ok. 12 km, bo jak powiedział zgromadzonym w warszawskiej Kinotece, od tego jest uzależniony. Na nasze pytanie jak szacowałby swój wynik w półmaratonie odpowiedział, że 1:10:00. Dodajmy, że Gebrselassie za trzy tygodnie skończy 46 lat.

RZ