Na ostatnią chwilę zapisałem się na I Półmaraton Zalewu Mietkowskiego. Nigdy nie biegałem w tej okolicy, choć Fundacja Strefa Działania organizująca półmaraton, już od przeszło trzech lat motywuje ludzi do biegania w okolicy zalewu.
Relacja Piotra Szuszkiewicza
Półmaraton pod szyldem „Zakończ z nami sezon” miał start w miejscowości Borzygniew, w ośrodku sportów wodnych, niecałe 10km od Mietkowa. Na boisku sportowym zorganizowano prowizoryczny parking dla zawodników. Był potrzebny, bo biuro zawodów w budynku ośrodka zostało wręcz otoczone setkami osób ustawiającymi się w kolejce po pakiety.
Jedna zbiorcza kolejka niestety spowalniała wydawanie numerów startowych. Dopiero po wejściu do głównej sali można się było ustawić do odpowiedniej kolejki, już według numerów startowych. Troszkę zabrakło pokierowania, przez co start opóźnił się prawie o 20 minut.
Pakiety startowe wydawali sympatyczni wolontariusze. W papierowej torbie znalazłem kubeczek z nadrukiem, agrafki oraz numer startowy z chipem, który był do zwrotu. Kolekcjonerzy numerów mogli pobrać za to numer okolicznościowy, choć nie dla wszystkich je wydrukowano. Zabrakło też wydzielonej przebieralni, choć uczestnicy biegów poradzili sobie szybko zmieniając ubrania w toaletach ośrodka sportowego.
Start umiejscowiony w malowniczym miejscu niedaleko piaszczystego brzegu zalewu. Po wodzie pływały łódki oraz kite surferzy. Wraz ze startem półmaratonu ruszył bieg ma 5 km. Po 5 km półmaratończycy oddzielił się od reszty zawodników.
Trasa wiodła wioskami oraz wśród pól. Nawierzchnia asfaltowa była dla mnie zaskoczeniem, spodziewałem się crossowego biegu. Tu moja wina - nie doczytałem przed biegiem i nie zapoznałem się z trasą...
Było chłodno, wietrznie, słońce skryte za chmurami. Dodawałem sobie otuchy zagadując do mijanych biegaczy. Pierwszy punkt odżywczy w Maniowie, dalszy w Chwałowie, dostępna woda, czekolada i banany. Słabszym punktem biegu była skromna obstawa punktów. Rozmawiając z rywalami na mecie, Ci biegający wolniej, na końcu stawki narzekali na brak kubeczków z wodą. Sam spotkałem się na 9. kilometrze z brakiem osób przy stole - pobiegli pomóc rozlewać wodę na drugą stronę trasy. Z moich obserwacji wynikało, iż osoby z obsługi tych punktów poruszały się na rowerach od jednego do drugiego. To było niewystarczające do sprawnej obsługi półmaratonu.
Wracając do trasy - ciekawa i malownicza, piękny zamek w Domanicach oraz widoki na zalew. Jedna pętla, gdzie po „nawrotce” na 11. kilometrze mijaliśmy się z innymi zawodnikami podążającymi z naprzeciwka. Kilka długich podbiegów zaskoczyło niejednego biegacza. Porównywano trasę do tej w Półmaratonie Ślężańskim. Moim zdaniem dzięki ciekawej lokalizacji oraz tym podbiegom, impreza może w przyszłości przyciągnąć wiele osób.
Do mety dobiegłem przedzierając się przez spacerowiczów oraz zawodników wracających z mety. Nie zadbano o wydzielenie miejsca i o to, by zawodnicy bez przeszkód dotarli do celu. Na finiszu skromny, ale ładny medal z przeźroczystego plastiku z nadrukiem.
Oddałem numer startowy z chipem i udałem się po posiłek regeneracyjny, którym były… bułki słodkie. Tych zresztą już nie było. Zamiast nich znalazłem ciastka kruche i wodę. Z doświadczenia z innych imprez biegowych, w chłodne dni organizator zapewniał chociażby herbatę czy ciepły posiłek. Do poprawy za rok.
Jest to pierwszy półmaraton organizowany przez Fundację Strefa Działania. I jak to na debiut, można było się spodziewać niedociągnięć organizacyjnych. Zabrakło mi herbaty na mecie, lepszej organizacji oraz kilku drobiazgów.
Może się czepiam, może rozpieszczony dobrą organizacją innych biegów, tu raziło mnie w oczy kilka braków. Zakładam, że Fundacja Strefa Działania zaskoczy zawodników za rok, gdyż moim zdaniem trasa jak i region wokół zalewu zasługuje na świetną imprezę biegową. Będę trzymał kciuki za następny półmaraton!
Piotr Suszkiewicz