Jan Marchewka o Biegu Niepodległości w Warszawie: „Wyjątkowy”

Przenieśmy się do roku 1989. Prezydentem Polski jest generał Wojciech Jaruzelski. Po raz pierwszy po II wojnie obchodzone jest Święto Niepodległości. 12 listopada w Warszawie rozgrywany jest Bieg Niepodległości. Trasa liczy ponad 11 km. Jako pierwszy z czasem 33:20 na metę wbiega Jan Marchewka.

O ówczesnej edycji imprezy i drodze, jaką przebyła ona do 2014 roku i – prawdopodobnie – tytułu największej imprezy biegowej w Polsce, ale też o patriotycznym bieganiu, z brązowym medalistą Mistrzostw Polski w Maratonie i złotym medalistą na 10 000 metrów rozmawiał Robert Zakrzewski.

Uczestniczył pan prawie we wszystkich edycjach stołecznego Biegu Niepodległości Jak pan ocenia rozwój tej imprezy?

Zmiana jest duża. Gdy wygrywałem pierwszy bieg inna była przede wszystkim liczba uczestników. Wtedy biegło nas ok. 330 osób (dokładnie 333 - przyp red). Dziś, gdyby organizatorzy poszli na całość, to mogliby myśleć i o 20-tysięcznej frekwencji. Wiadomo jednak, że ze względów logistycznych trzeba ograniczać liczbę startujących.

Kiedyś ten bieg odbywał się na trasie bardziej historycznej. Pamiętam, jak startowało się z Placu Zamkowego i biegło do Wilanowa. Zmiana na obecną trasę jest wymuszona właśnie liczbą uczestników. Taka liczba nie zmieściłaby się tam, gdzie kiedyś biegaliśmy.

Można jakoś porównać zainteresowanie Biegiem Niepodległości teraz a 25 lat temu?

Jeśli chodzi o kibicowanie, to nie ma o czym w ogóle mówić. Pamiętam, że w tym pierwszym biegu stała spora grupa kibiców przy Pałacu Prezydenckim i przy ulicy Belwederskiej. I tyle. Na obecnej trasie kibice są rozsiani na całej długości. Również zainteresowanie mediów jest dużo większe.

Czym jest dla pana Bieg Niepodległości? Czym jest dla pana bieg warszawski?

Ten bieg jest wyjątkowy. Zawsze, gdy staje na starcie przechodzą mnie ciarki i słyszę te pieśni narodowe, to wtedy wiem, że jest to inna forma rywalizacji. Startowałem w wielu imprezach, ale ten, warszawski, darzę wielką sympatią. Tu w 1989 roku zaliczyłem swój pierwszy poważny start po zdobyciu mistrzostwa Polski (Grudziądz 1988 na 10 000 metrów z czasem 29:02,75 - przyp red). Był to mój powrót po kontuzji. Pokonałem wtedy Pawła Tarasiuka (zwycięzca 10. Międzynarodowego Maratonu Pokoju w 1988 roku, rekord życiowy w maratonie 2:14:59 z Londynu w 1991 - przyp red.). Postanowiłem więc też później spróbować swoich sił w maratonie.

Wyniki 1. Biegu Niepodległości w Warszawie (12.11.1989): ZOBACZ

Co mógłby pan poradzić uczestnikom tegorocznego biegu? Tak z czysto sportowgo punktu widzenia?

Zwykle 11 listopada pogoda jest dobra do biegania, nie jest za ciepło. Dlatego też często padają tu dobre wyniki. Również trasa jest prosta, ma 5 km w jedną i drugą stronę. Oczywiście podbieg nad Alejami Jerozolimskimi może dać się we znaki, jednak nie jest to tak wymagający odcinek jak np. Agrykola. Myślę, że dobrzy zawodnicy lubią tu startować, ścigać się, jednak najważniejsze jest uczenie rocznicy odzyskania Niepodległości.

No właśnie. Jak w pogodni za wynikiem nie zgubić tego wątku patriotycznego?

Myślę, że już start w tym biegu jest przejawem patriotyzmu. Uważam, że duża część zawodników i amatorów startuje właśnie po to, by uczcić kolejną rocznicę. Przecież można świętować w różny sposób. My ludzie sportu robimy to na swój sposób. Nie zawsze najważniejszy jest wynik. Liczy się sam udział w takim biegu.

Rozmawiał Robert Zakrzewski

Wiadomości sportowe TVP z 12.11.1989 o Biegu Niepodległości (od 28 sekundy):

fot. Materiał prasowy: Życie Warszawy:13.11.1989