Jarosław Żórawski jest sędzią lekkoatletycznym z licencją PZLA. Mimo młodego wieku przewodniczy Wojewódzkiemu Kolegium Sędziów na Mazowszu, czuwał też nad przebiegiem wielu znanych i prestiżowych imprez; był arbitrem podczas Halowych Mistrzostw Świata w Sopocie, Orlen Warsaw Marathonu, Maratonu Warszawskiego. Sędziował też na Festiwalu Biegowym w Krynicy.
Pełni szacunku dla dorobku Pana Jarosława postanowiliśmy bliżej przyjrzeć się jego pracy, poznać różnice w sędziowaniu biegów ulicznych i zawodów na bieżni, wyzwania jakie stoją przed sędziami w tych imprezach oraz dowiedzieć się w jaki sposób można zostać sędzią lekkiej atletyki.
Ile lat zajmuje się Pan sędziowaniem lekkiej atletyki?
Jarosław Żórawski (na zdjęciu): Zacząłem sędziować w wieku 16 lat, czyli w 2001 roku. Byłem wtedy juniorem młodszym i spędzałem praktycznie całe weekendy na zawodach jako zawodnik i jako sędzia, stawiający pierwsze kroki w tym środowisku.
Skąd pomysł by w tak młodym wieku zająć się sędziowaniem? Funkcja ta kojarzona jest raczej z poważnym wiekiem...
Zaczynałem od trenowania pod okiem mojego taty, który w młodości odnosił sukcesy w biegach przełajowych oraz w biegu na 2000m z przeszkodami. Od zawsze lekkoatletyka była moją pasją. Sędzią chciałem zostać przede wszystkim z jednego powodu - gdy miałem 10-12 lat i startowałem m.in. w Czwartkach Lekkoatletycznych organizowanych przez Mariana Woronina na Stadionie Dziesięciolecia, bałem niektórych sędziów, nawet bardzo.
Dlaczego?
Krzyczeli na uczestników zawodów, nie pozwalali rozgrzewać się na bieżni itd. Ogólnie dla młodego sportowca, spotkanie z kilkoma takimi sędziami to był ogromny stres. Postanowiłem to zmienić i obiecałem sobie, że jak dorosnę, to zostanę sędzią i będę starał się wprowadzać na zawodach taką atmosferę, aby zawodnicy dobrze się czuli. Uważam, że sędzia powinien być tłem dla zawodników, nie przeszkadzać, nie pokazywać swojej wyższości, a w przypadku zawodów dla młodzieży, powinien pomagać i udzielać wskazówek.
Jest pan obecny także na biegach ulicznych. Czym się różni sędziowanie zawodów ulicznych – amatorskich, od zmagań na bieżni?
Aby sędziować zawody najwyższej rangi, typu Halowe Mistrzostwa Świata w Lekkiej Atletyce w Sopocie czy Mistrzostwa Świata Juniorów w Bydgoszczy musiałem przez wiele lat udowadniać moim przełożonym, że znam doskonale przepisy, że potrafię radzić sobie w trudnych sytuacjach. Dopiero po kilku latach dostałem szansę sędziowania zawodów wyższej rangi. Specjalizuję się w sędziowaniu konkurencji biegowych zarówno na stadionie lekkoatletycznym, jak chód sportowy oraz biegu ulicznym.
Odwołując się do swoich doświadczeń uważam, że zawody na bieżni znacznie różnią się od biegów ulicznych. Przede wszystkim czasem trwania i presją. Na stadionie lekkoatletycznym sędziowie są też cały czas na widoku.
Przykłady?
Chociażby w ubiegłym roku podczas Memoriału Kamili Skolimowskiej, gdzie byłem zastępcą Sędziego Głównego Zawodów. Przypomnę, że na trybunach zasiadło około 20 000 widzów, a w zawodach startował między innymi sam Usain Bolt. Każdy sędzia czuję odpowiedzialność za swoje czyny. Na przykład sędzia starter, od którego zależy to czy bieg na 100m uda się w pełni, czy też może Bolt popełni falstart i zostanie zdyskwalifikowany. Wtedy cała widownia, która przyszła na imprezę obejrzeć właśnie ten bieg, będzie miała pretensję do sędziego startera, że pozbawił ją przyjemności oglądania tej konkurencji.
Ponadto na zawodach lekkoatletycznych na stadionie albo hali, rozgrywanych jest jednocześnie kilka konkurencji i trzeba bardzo uważać np. na rzut młotem czy oszczepem, by przypadkiem nie znaleźć się w nieodpowiednim miejscu, bo to może się źle skończyć dla sędziego.
A co z sędziowaniem imprez masowych?
Na biegach ulicznych również trzeba zachować pełną koncentrację, ponieważ to sędziowie odpowiadają za poprawną kolejność na mecie biegu, a nie system chipowy. Ponieważ system chipowy może nie zadziałać poprawnie i wtedy trzeba odtwarzać wyniki z notatek sędziowskich. Bywa, że trzeba rozstrzygać w ciągu chwili kto wygrał, kto był drugi, tak jak to było podczas Orlen Warsaw Maratonu (na zdjęciu) w ubiegłym roku, gdzie na dystansie 10 km kilka zawodniczek przekroczyło linię mety niemal w tym samym momencie. A jak wiemy nagrody finansowe były znacznej wartości.
Sędziuje się z automatu czy do każdej imprezy trzeba się przygotowywać?
Przygotowania do sędziowania największych biegów ulicznych w Polsce m.in. Półmaratonu i Maratonu Warszawskiego oraz Orlen Warsaw Marathonu, gdzie obecnych zazwyczaj jest około 50 sędziów, trwają kilka dni. Chodzi o poprawne rozstawienie sędziów na trasie biegu. Dlatego trzeba przejechać kilka razy trasę , ocenić miejsca, w których sędziowie powinni być obecni, na przykład na zakrętach, aby uniemożliwić uczestników skracanie trasy. Trzeba rozpisać sędziom obowiązki, jakie na nich spoczywają i czas, w jakim powinni pełnić swoją funkcję.
Korzystając z okazji apeluję do uczestników biegów, szczególnie chodzi o biegi uliczne, aby nie skracali trasy. Pamiętajmy, że trasa prowadzi zazwyczaj ulicami, a nie chodnikami, czy też krawężnikami. Podczas imprez, gdzie sędziów nie ma, wypacza to sens rywalizacji.
A czy sędziowie z licencją PZLA są potrzebni przy organizacji biegów amatorskich ulicznych?
Aby wyniki biegów ulicznych były uznawane, na zawodach muszą być obecni sędziowie związkowi. Organizatorzy często rezygnują z sędziów, bo uważają że są niepotrzebni i wolą skorzystać z młodych wolontariuszy, których rozstawią na trasie. Jednak to zazwyczaj źle się kończy. Pamiętam, jak podczas maratonu w Łodzi kilka lat temu, wolontariusze nie do końca wiedzieli jak przebiega trasa i kierowali zawodników w różne strony. Niektórzy przebiegli wtedy 48 km, inni 36 km. Słyszałem o jeszcze kilku innych dystansach.
Na sędziach spoczywa ostateczna weryfikacja wyników, z którymi również bywają różne historie. Chociażby świadoma bądź przypadkowa zamiana numerów startowych wraz z chipem do pomiaru czasu. Taka sytuacja zdarza się bardzo często. W jednej z edycji ursynowskiego biegu na 5 km okazało się, że w kategorii kobiet wygrała Pani z Białegostoku. Sęk w tym, że jej rekord życiowy oscylował w okolicach 30 minut, a tu uzyskała wynik zdecydowanie poniżej 20 minut. Odebrała nagrodę pieniężną. Potem okazało się, że w szatni przed biegiem zamieniła się przypadkowo numerem startowym z mężczyzną. Sędziowie właśnie są po to, aby takie sytuacje wyłapywać - chipy tego same nie zrobią.
Która grupa sportowców łatwiej, spokojniej przyjmuje decyzje sędziów - amatorzy czy zawodowcy?
Różnie z tym bywa. Sport amatorski i zawodowy wzbudza takie same emocje, każdy chcę wygrać, pobić rekord życiowy. Każdy przeżywa swój bieg. Jak ważne decyzje podejmują sędziowie, niech świadczy o tym dyskwalifikacja Marcina Lewandowskiego podczas Halowych Mistrzostw Świata w Sopocie w ubiegłym roku, gdzie po ukończeniu biegu finałowego na dystansie 800m został pozbawiony brązowego medalu. Sędziowie torowi zauważyli, że Marcin postawił jeden krok poza wewnętrzną linię pierwszego toru. W rywalizacji zupełnie mu to nie pomogło, a wręcz przeszkodziło, jednak było to działanie niezgodne z przepisami. Decyzja do podjęcia była tylko jedna.
Skąd, Pana zdaniem, biorą się nieporozumienia na linii arbitrzy - zawodnicy?
Sędziowie są bezstronni, traktują wszystkich zawodników jednakowo. Tu nie ma wyjątków. Wszystkie zawody odbywają się zgodnie z przepisami rozgrywania zawodów lekkoatletycznych. Jednak zawodnicy i ich trenerzy, często pod wpływem emocji, widzą to, co chcą widzieć i interpretują przepisy po swojemu. Często trener jest oddalony od belki na skoczni o kilka metrów, a mimo to prowadzi dyskusję z sędzią, że on widział wszystko lepiej i skoku przekroczonego nie było.
Tak samo jest z biegami ze startu w blokach. Trenerzy albo zawodnicy zawsze uważają, że nie było falstartu. Ważny jest punkt obserwacji momentu startu. Sędzia starter jest najbliżej, widzi całą sytuację i na pewno podejmuje decyzję sprawiedliwie. Zawodnicy i trenerzy zawsze mają prawo odwołać się od decyzji sędziego głównego danej konkurencji, istnieje coś takiego jak Komisja Odwoławcza. Oczywiście bywa, że sędzia popełnia błąd w ocenie danej sytuacji, ale jak każdy człowiek - ma prawo do pomyłki.
Co trzeba zrobić, żeby zostać sędzią PZLA?
Trzeba ukończyć kurs sędziowski, po którym zostaje się sędzią kandydatem i dopiero po okresie dwóch lat regularnych sędziowań, można zostać sędzią z licencją PZLA. Przypomnę, że sędziowie specjalizują się w konkurencjach skokowych, biegowych, rzutowych, chodzie sportowym oraz startach.
Pierwsze lata sędziowania to oczywiście czas nauki, zbierania doświadczeń. W moim przypadku dopiero po 6 latach zdobyłem III licencję specjalistyczną w biegach, następnie II. Dzięki temu mogę pełnić funkcję sędziego głównego biegów na imprezach mistrzowskich. Przy okazji zapraszam wszystkich chętnych, którzy chcieliby zostać sędzią lekkoatletycznym na kursy sędziowskie - to bardzo fajna przygoda, można poznać wiele ciekawych osób, sportowców. W moim przypadku miałem okazję uścisnąć dłoń m.in. Usaina Bolta, Asafy Powella, Galena Ruppa, Jeleny Isinbajewej i wielu innych znakomitości bieżni czy skoczni.
Jakie jest zainteresowanie kursami?
Odkąd pełnię funkcję Przewodniczącego Wojewódzkiego Kolegium Sędziów w województwie mazowieckim, czyli od 3 lat, w trzech kursach na sędziego lekkoatletyki wzięło udział około 80 osób.
Sędziował Pan wiele imprez. Które zapadły Panu w pamięć?
Największe wrażenie wywarło na mnie sędziowanie pierwszych biegów Run Warsaw, w których uczestniczyło ponad 10 000 osób. Mając dwadzieścia kilka lat, pełniłem zaszczytną funkcję startera biegów. Miałem obawy - i mam je do dzisiaj - czy pistolet startowy mnie nie zawiedzie czy będzie niewypał podczas odliczania startowego. To było nerwowe odliczanie 10, 9, 8, …. 3, 2,1.... Na szczęście padł strzał (śmiech). I tak jest do dzisiaj.
Bardzo przyjemnie sędziuję się biegi Triady Biegowej (na zdjęciu Bieg Powstania Warszawskiego), organizowane przez dawny WOSIR w Warszawie (dziś Centrum Aktywna Warszawa – red). Co roku mam możliwość spotkania naszych kombatantów, od których zawsze usłyszę historię z lat wojennych. To zaszczyt móc uczestniczyć w takich zawodach.
Najbardziej profesjonalnie zorganizowane zawody, jakie dotychczas sędziowałem to Orlen Warsaw Maraton. Tu arbiter czuję się naprawdę ważny. Organizatorzy dbają o każdy szczegół, zaczynając od ubioru dla każdego ze stu sędziów obecnych na zawodach, poprzez autokary, które rozwożą sędziów na trasę biegu, a kończąc na prowiancie. Bo przypomnę, że niektórzy sędziowie pełnią swoje funkcję przez 8 - 9 godzin.
Jest pan również trenerem lekkiej atletyki i biegaczem. Czy to pomaga w prowadzeniu zawodów?
Ukończyłem Akademię Wychowania Fizycznego w Warszawie i mój zawód to nauczyciel wychowania fizycznego. Ale nie pracuję w szkole. Obecnie jestem trenerem lekkiej atletyki i pomagam amatorom w treningach. Sam organizuję też kilka biegów ulicznych (m.in. Bieg Przez Most czy Wawerską Piątkę - red.). To, że byłem czynnym zawodnikiem startującym na bieżni i na ulicy, jak najbardziej pomaga w pełnieniu funkcji sędziego. Wiem, czego oczekuję uczestnik biegu od organizatora i sędziego - m.in. dobrze oznakowanej trasy, rozstrzygania protestów na bieżąco.
Również to, że jestem obecny na zawodach biegowych w Warszawie od wielu lat i znam większość uczestników z nazwiska, a niektórych z twarzy, pomaga w sędziowaniu, liczeniu okrążeń, tak jak to ma miejsce choćby podczas Pucharach Maratonu Warszawskiego (na zdjęciu). Bywa, że zawodnicy pokonują tu 4,5 rundy i często nie wiedzą ile dystansu maja już za sobą, czy mają się kierować na metę czy na kolejne okrążenie. Znając poziom sportowy danego zawodnika szybko przeliczam i informuję go ile ma jeszcze okrążeń.
Jakie jest największe wyzwanie dla sędziów biegów masowych?
Sędziowanie rozwija się tak jak rozwijają się imprezy biegowe. A rywalizacja pomiędzy organizatorami wpływa również na poziom sędziowski. W przeszłości organizatorzy chcieli tylko 3 - 4 sędziów na mecie, aby tylko sprawdzali wyniki. A tak się nie da przeprowadzić imprezy. Ja, jako sędzia główny zawodów nie podpisałbym się pod wynikami biegu, w którym arbitrzy byli obecni tylko na starcie i mecie. Skąd miałbym wiedzieć, co się działo na trasie?
Podczas maratonu zawodnicy, nawet nieświadomie, mogą skrócić sobie dystans o kilkadziesiąt albo nawet kilkaset metrów. Wystarczy, że każdy zakręt będą pokonywać po chodniku, tak jak to było w tym roku w maratonie w Dubaju, gdzie kilka razy zdarzyło się to czołowym zawodnikom. Jeśli organizatorzy zawodów chcą, by zawody były przeprowadzone zgodnie z przepisami, to nie mogą oszczędzać na sędziach. Nie tędy droga.
Czy bycie sędzią można traktować jako zawód?
Stawki sędziowskie są naprawdę małe - nie da się z nich utrzymać rodziny. Sędziowanie polega bardziej na pracy społecznej, sędziuję się dla przyjemności.
Czego życzą sobie sędziowie przed zawodami?
Aby sędziować zgodnie z przepisami, tak aby zawodnicy nie musieli się niczym przejmować i byli skoncentrowani na uzyskiwaniu najlepszych rezultatów.
I tego Panu życzę na kolejne miesiące i lata!
Rozmawiał Robert Zakrzewski
fot. Archiwum, Archiwum prywatne Jarosława Żórawskiego