Mam spore doświadczenie w biegach maratońskich, ale jeszcze nigdy nie występowałem w roli „zająca” i bardzo chciałem spróbować tego doświadczenia – pisze Łukasz Lubowicki, Ambasador Festiwalu Biegów (na zdjęciu)
Do Cracovia Maratonu mam bardzo duży sentyment. To właśnie tu, 13 lat temu, dokładnie 11 maja 2002 roku zadebiutowałem w maratonie, osiągając czas 3h42'. Od tamtego czasu startuję tu niemal co roku i bardzo się ucieszyłem, gdy dowiedziałem się o zakwalifikowaniu mnie do grona pacemakerów imprezy, prowadzących grupę na 3,5h.
W dniu startu pogoda niemal idealna na maraton - słońce na przemian z chmurami i dość chłodno. Tylko wiatr trochę zbyt mocny. Czuję się trochę niepewnie, bo odczuwam lekki ból w stopie. Ale nie chce zejść z trasy z kontuzją i zawieść siebie, organizatorów i biegaczy.
W strefie startowej, i to już od pierwszych sekund, nasza 4-osobowa ekipa pacemakerów „3:30” wzbudza spore zainteresowanie. Pada mnóstwo pyta. Jaka taktyka biegu? Czy równe tempo? ,A może negative split? Czy przewidujemy postoje na punktach odżywczych? Itp. Ustaliliśmy, że biegniemy równym tempem, a ponieważ grupa jest duża, to nie będziemy podążać obok siebie, tylko rozciągniemy biegaczy na dłuższym odcinku.
Godz. 9:00. Hejnał z Wieży Mariackiej i... ruszamy.
Początek biegu spokojny. Ja biegnę w środkowej części grupy. Spośród biegaczy dołącza do mnie dwójka: Michał z moich Tychów oraz Paweł z Bochni. Obaj planują biec na wynik w okolicy 3,5h., więc biegniemy ramię w ramię. Michał pokonał już maraton w zeszłym roku z czasem 4h, przebiegł też kilka półmaratonów. Paweł ma podobne osiągnięcia, ale sporo też trenował, biegał w górach, a w marcu brał udział w 12-godzinnym Biegu Sztafetowy w kopalni w Bochni.
Dyskusja z chłopakami pochłania mnie na tyle że przez chwilę nie kontroluję czasu. Ale w połowie dystansu mam na zegarku 1:45. Jest dobrze. Na 30. kilometrze Paweł stwierdza że chyba nie utrzyma tego tempa. Tracę go na punkcie nawadniania. Michałowi też już ciężko, ale jeszcze biegniemy razem. Dopiero na 35. kilometrze zauważam, że zwalnia i nie próbuje trzymać tempa. Chętnie bym z nimi jeszcze został ale muszę wywiązać się z zadania. Czas na 35. kilometrze – 2:54.
Po takim dystansie widać wyraźnie, że coraz trudniej utrzymać równe tempo naszym biegaczom. Grupa zmienia się coraz bardziej - zaczyna się przerzedzać, część osób przechodzi do marszu, wyraźnie zaczynamy wyprzedzać innych, wcale nie przyspieszając.
Zaczynają się skurcze, rozmawiać już się nie chce. Ja czuję się dość dobrze i razem z pozostałymi „zającami” zaczynamy dopingować biegaczy. Z doświadczenia wiem, że to pomaga.
40. kilometr mijamy z czasem 3h19'. Nasza grupa jest już mocno odchudzona. Wszystkich wyprzedzanych gorąco dopingujemy. Tych, co biegną z nami zachęcamy do próby złamania 3:30h. Z Bulwarów Wiślanych biegniemy wzdłuż Wawelu, w stronę Starego Miasta. A tam już meta. Słychać wrzawę dochodzącą z Rynku, wokół tłumy dopingujących kibiców. Ci co biegli z nami, próbują wyprzedzać. Tutaj nikt już nie zwalnia.
Wpadamy na metę z czasem 3:30:11. Gratulujemy sobie i biegaczom. Daliśmy radę! Zaczynają się podziękowania od grupy. „W dużej mierze to dzięki Wam” - słyszymy.
Niezmiernie się cieszę, że wszystko poszło pomyślnie. Że mogłem pomóc innym i że stopa wytrzymała bieg. I że nie zawiodłem. Na pewno jeszcze nieraz wystąpię w roli pacemakera.
Łukasz Lubowicki, Ambasador Festiwalu Biegów