Krzysztof Gajdziński o Łemkowyna Ultra-Trail: „Mamy wizję”

Z organizatorem debiutującego w tym roku ultramaratonu rozmawiał Grzegorz Danicz.

Idealnie wstrzelił się pan z ekipą organizacyjną ŁUT w oczekiwania ultrabiegaczy z południa, szczególnie z Podkarpacie. Skąd pomysł na taką lokalizację i taką trasę biegu?

Krzysztof Gajdziński: Po przeprowadzce do Krosna zacząłem dość często eksplorować na treningach Beskid Niski. Przekonałem się, że to wymarzone miejsce do biegania, tymczasem nie ma tu żadnego biegu ultra! Trzeba było ogarnąć więc tę niszę. Co do trasy – GSB narzucił się naturalnie. Nie ma tu wielu utrzymanych szlaków, a kluczenie dzikimi ścieżkami byłoby koszmarem logistycznym przy znakowaniu. Ponadto GSB sam w sobie przyciąga uczestników, więc jest dodatkowym atutem naszej imprezy.

A nazwę?

Wynikła naturalnie. Wszyscy od samego początku wiedzieliśmy, że nie sposób poprowadzić bieg przez Beskid Niski i nie odnieść się do kultury łemkowskiej tak mocno obecnej w tym regionie. W pewnym momencie zdałem sobie wręcz sprawę, że pierwiastek łemkowski powinien stać się wręcz wypełnieniem struktury naszego biegu. Pomysłów na nazwę było kilka, wszystkie były wariacjami inspirowanymi właśnie Łemkami. W końcu stanęło na pierwotnej propozycji – Łemkowyna Ultra Trail.

Impreza okazała się ogromnym sukcesem, o czym świadczy przede wszystkim zadowolenie zawodników. Jak tego dokonałeś? Opowiedz innym organizatorom...

Przede wszystkim zdajemy sobie wszyscy sprawę, że nie było idealnie. Kilka rzeczy nie było dopilnowane i zorganizowane tak, jak byśmy tego chcieli. Ale są już mocne wnioski do poprawy na przyszły rok.

A dlaczego impreza się podobała? Najlepiej pewnie spytać zawodników. Natomiast z mojego punktu widzenia kluczowe znaczenie ma kilka elementów. Przede wszystkim trasa, tj. jej wybór i oznakowanie. Tutaj nie ma kompromisów. Po drugie – ludzie. Mamy naprawdę genialną ekipę. Wokół 4-osobowej grupy założycielskiej (Dominik, Wojtek, Gabriela i ja) skupiliśmy ponad 50 osób, które pomagały nam na różnych etapach przygotowań. Nie wszyscy znaliśmy się przed zawodami, pochodziliśmy z różnych środowisk, miejsc, ale finalnie wszystko zagrało. Świetnie się rozumieliśmy, a każdy z nas chciał, by zawodnikom było jak najlepiej. Nikt nie był tutaj, żeby odstać swoje. I jeśli ludziom-organizatorom zależy na tym, by ludziom-zawodnikom było jak najlepiej, to przy odpowiedniej organizacji tych chęci wytwarza się niesamowita atmosfera życzliwości, w której marzenia zawodników po prostu się spełniają. A kto będzie narzekał na imprezę, podczas której spełnił swoje marzenie?

Kolejna rzecz, to wizja i historia, którą opowiadają Twoje zawody. Mamy już w tej chwili chyba setki biegów górskich, ale kluczem jest mieć wizję biegu, jako czegoś więcej niż samo ściganie, zawody. Moją wizją tych zawodów jest tajemniczy, jesienny Beskid Niski. Kraina dzika, nieodkryta, owiana legendarną kulturą Łemków. Chciałbym, żeby chociaż co któryś biegacz zwrócił uwagę na cerkiew w Chyrowej czy kapliczki rozsiane po trasie. Żeby skojarzył tę kulturę z miejscem i scenerią, w której są osadzone. Z tej wizji wypływa choćby graficzna szata naszych zawodów. Budując taką narrację, pod warunkiem, że narracja ta jest autentyczna, jesteśmy w stanie dać zawodnikom nie tylko satysfakcję ze sportowych wyników, ale też wzbudzić poczucie prawdziwej przygody, czy wręcz przeżycia estetycznego, duchowego. Bo przecież ludziom biegającym w górach nie chodzi li tylko o przebyte kilometry dystansu i metry przewyższenia.
 
Biegacze górscy to wspaniali, inteligentni ludzie, którzy szukają tu czegoś więcej. Jestem pewien, że przynajmniej na trasie 150km znalazłoby się kilku zawodników, którzy powiedzą, że przeżyli katharsis na trasie. To nie było po prostu przebycie 150km, to kawał wędrówki przez ten region, dla większości zresztą zupełnie nieznany. Po zawodach kilku zawodników, debiutujących w górach powiedziało i napisało mi: „już nigdy nie wrócę na asfalt“. I chodzi mi właśnie o to, czego nie sposób znaleźć na asfalcie, ale niestety także w wielu biegach górskich.
 
Czy za rok impreza zostanie rozegrana w tej samej formule i terminie? Czy może planujecie już coś pozmieniać?

Sporo osób sugeruję zmianę terminu. Na pewno nie ma opcji na termin letni, czy jakiekolwiek drastyczne przesunięcie. To zaburzałoby właśnie wspomnianą wizję tych zawodów.. Może tydzień, dwa wcześniej – to jeszcze rozważamy. Co do formuły, to jest pomysł kolejnej trasy, ale jeszcze za wcześnie, by o tym mówić.

Ile wody zużyliście na polewanie trasy, by osiągnąć takie błoto? Co kilometr nowy rodzaj...

Poszło sporo, ale mamy jeszcze zapas na przyszły rok (śmiech). A poważnie, to jest właśnie urok Beskidu Niskiego. Nie licząc długich okresów suszy, jeśli takie zdarzą się latem, tutaj po prostu zawsze jest błoto.

Powodzenia w kolejnej edycji. Na pewno przyjadę!

Dziękuję i już teraz zapraszam wszystkich za rok. Do zobaczenia!

Rozmawiał Grzegorz Danicz

fot. Piotr Dymus