Mały, ale doskonały – 14. EDF Maraton Energetyków


Podczas tegorocznej edycji Maratonu Energetyków pogoda dopisała… aż za bardzo. Ale to tradycja. Słońce i wysoka temperatura co roku towarzyszą zawodnikom zmagającym się z kolejnymi kilometrami w Rybniku. A zmaganie się ma dodatkową trudność, bo zejść z trasy można po pokonaniu dowolnej liczby pętli mierzących zaledwie 3 km. Cień i upragniony odpoczynek kuszą a tu trzeba kręcić kolejne kilometry…

Choć z nazwy to maraton, ukończyć zawody można już po pokonaniu 3 km. To świetna formuła zwłaszcza dla rodzin z dziećmi. Maluchy mogą pobiec jedno albo dwa kółka, rodzice w tym czasie ciut więcej a medale dostaną wszyscy. To także wygodna sprawa dla tych, którzy postanowili zebrać cały tegoroczny medal (sześć części w formie puzzli) a królewski dystans leży zdecydowanie poza ich możliwościami. Przypomnijmy, że Grand Prix Energetyków, do którego zalicza się ta impreza, to cykl sześciu biegów na dystansie od 5 km do maratonu. Na szczęście przy każdym z dłuższych dystansów (maraton, 25 km) jest też do wyboru krótsza opcja.

Maraton Energetyków to impreza kameralna, lecz zorganizowana na mistrzowskim poziomie. Na tyle, że organizatorzy większych imprez mogliby się uczyć od rybnickiego „Energetyka”. Po pierwsze krótka pętla, choć bywa zmorą dla psychiki niektórych zawodników, umożliwia organizatorom dobre zabezpieczenie trasy. Wszędzie jest blisko, nie trzeba blokować ulic a do obsługi całego biegu wystarczy jeden punkt odżywczy.

Jeden, ale za to jaki! Takich rarytasów nie oferują nawet światowe maratony. Uczestnicy zawodów mieli do wyboru wodę, różne izotoniki i colę, mogli też zostawić własne napoje i odżywki. Do jedzenia, poza bakaliami i herbatnikami, były standardowe banany, cząstki pomarańczy i bijące rekordy popularności arbuzy, które dla wielu okazały się idealnym pożywieniem podczas pokonywania długiego dystansu w upale. Arbuzy to już tutejsza tradycja, o czymś świadczy obecność tych owoców na medalach i koszulkach.

A skoro o koszulkach mowa… Techniczne, w rażącym kolorze, z bardzo pozytywnym nadrukiem… Letnie i odrobinę szalone, podobnie jak pomysł biegania maratonu w sierpniu. Stanowiły część bogatego pakietu startowego, zawierającego też słuchawki, ciasteczka zbożowe, wodę i imienne numery startowe.

– Dzisiaj był mój pierwszy sukces! To znaczy pierwszy maraton z takim sukcesem, żeby stanąć na podium open. I przy okazji zrobić życiówkę. – cieszyła się Zuzanna Stolarczyk – Biegło się dzisiaj ciężko, ale i tak lepiej niż przed rokiem. Pod koniec nawet malutkie podbiegi były dla mnie wielkimi górkami. Trudna trasa, pętle robią swoje… Ale wszystko było świetnie przygotowane, jak zawsze na biegach SBD Energetyk Rybnik. Dlatego do nich wracamy. No i dlatego, że lubimy biegać, oczywiście.

– Nie sposób nie wystartować u siebie – śmiała się Gabriela Sobczyk zapytana o motywację do startu. Przyznała, że w barwach Energetyka biega już 10 lat. – To było może mój setny start, 32. maraton. Było podwójnie trudno. Pogoda ładna, ale na tej długiej prostej na trylince słońce dawało się we znaki. Ja do tego miałam wakacyjną przerwę, więc biegło się trudniej. Ale najważniejsze było dla mnie, żeby ukończyć.

Dla wielu był to maratoński debiut. Wśród startujących w kategorii nordic walking padło wiele osobistych rekordów dystansu: pierwsze półmaratony i maratony. Byli też ci, którzy ścigali się o pierwsze miejsca a maraton zakładali od początku. Wśród pań najszybsza okazała się Małgorzata Rencz (3:27:40), wśród panów natomiast zwyciężył Przemysław Gibiec (2:54:34).

Kolejna odsłona rybnickiego Grand Prix (i kolejny puzelek do medalu) 16 października.

KM