Ani upał, ani brak treningu ani niedawne złamanie nogi nie stanęły na drodze Kilianowi Jornetowi do piątego już zwycięstwa w Mont Blanc Marathon.
Jak na biegacza po złamaniu, który chciał sprawdzić formę przystało, słynny Katalończyk zaczął spokojnie. Ale już po 30 kilometrze był w czołówce, a po 38 kilometrze biegł już właściwie niezagrożony. Linię mety przekroczył z czasem 3:54:54.
42-kilometrowa trasa miała odpowiedzieć na pytanie, czy Jornet może już dokładnie planować swój kalendarz startów i czy będzie się liczył w walce o najwyższe miejsca podczas UTMB. W naszej opinii, ten test wypadł nadzwyczaj dobrze.
Za Jornetem, z rezultatem 3:58:15 uplasował się zwycięzca z 2015 r. - Marc Lauenstein.
Trzecie miejsce przypadło w udziale drugiemu przed rokiem Stianowi Angermundowi, który bieg ukończył z czasem 4:00:07.
Wśród pań, z temperaturą ok. 30 stopni Celsjusza i wymagającą trasą najszybciej poradziła sobie Nowozelandka Ruth Croft. To jej pierwsze zwycięstwo w imprezie. Na metę przybiegła po 4 godzinach 37 minutach i 30 sekundach.
Za Croft uplasowały się Szwedka Ida Nilsson (4:39:37) i Hiszpanka Eli Gordon (4:41:01).
Po 8 godzinach biegu, na mecie zameldowała się tylko jedna biegaczka z Polski. Ewelina Wojtała zajęła 193 miejsce z czasem 8:32:50. Na panów jeszcze trzeba poczekać.
Za to na 91-kilometrowej trasie wszystko już jasne. Wśród Polaków, najwyżej uplasował się Michał Orzeł, który z czasem 17:36:02 zajął 164 miejsce (open). Do mety dobiegli również: na 247 miejscu Grzegorz Iwachow -18:48:48 i Igor Ślęczek na 622 miejscu (23:13:50).
Zwycięzcami ultramaratonu zostali: mistrz świata w trailu z 2015r., Sylvain Court (11:23:48) i Mimmi Kotka, która z czasem 12:09:45 obroniła tytuł sprzed roku.
IB