W zeszłym roku na trasie maratonu w Pekinie zanieczyszczenie powietrza przekroczyło wszelkie dopuszczalne normy, a władze wprowadziły wtedy tzw. niebieski alarm, który oznacza, że przebywanie na zewnątrz jest niebezpieczne dla życia i zdrowia. Biegacze się tym specjalnie nie przejęli i nawet nie wszyscy korzystali z maseczek ochronnych. Na trasie cierpieli na szereg dolegliwości oddechowych.
W tym roku zaczęło się znacznie lepiej. Chmura pyłu nie przysłoniła trasy, a jednak 30 000 maratończyków z 45 krajów znowu nie sprawdziło prognoz i stanu zanieczyszczenia powietrza. A ten zmienił się drastycznie, gdy elita biegu przekroczyła już metę. O 10.00 indeks jakości powietrza mierzony przez stację w ambasadzie amerykańskiej, wskazał 175. Gdy jego wskazania przekraczają 150, oznacza to, że warunki do biegania i jakiejkolwiek aktywności stają się niebezpieczne dla zdrowia. Godzinę później wynosił już ponad 190.
Zanieczyszczenie powietrza było mniejsze niż w zeszłym roku, ale nie obyło się bez poważnych konsekwencji. Według South China Morning Post, 7 osób trafiło do szpitala z atakiem serca. Jedna z nich przewróciła się zaledwie 4 km przed metą. Biegacze skarżyli się na problemy z oddychaniem, szybciej się męczyli, a samo powietrze miało nieprzyjemny zapach. Według The Beijing Times aż 8 osób trafiło do szpitala, ale tylko jedna z nich z atakiem serca, a pozostałe z mniej zagrażającymi życiu dolegliwościami. Co ciekawe, biegacze udzielający wywiadu chińskiej agencji informacyjnej Xinhua nie zauważyli problemu i biegło im się zupełnie znośnie.
Zwycięzcą 35. Beijing Marathon z czasem 2:11:00 został Kenijczyk Mariko Kipchumba, zwycięzca zeszłorocznego Xiamen Marathon. Gdy on przekraczał linię mety powietrze nie było jeszcze tak niezdrowe, jak dla masowych biegaczy. Jemu dokuczał jedynie wiatr.
IB
fot. www.nhpr.org