Blisko 36 000 biegaczy stanęło w niedziele na starcie maratonu w stolicy Japonii. Zawody po raz pierwszy w historii imprezy wygrali reprezentanci jednego kraju. Wśród mężczyzn najlepszy okazał się Endeshaw Negesse, a wśród kobiet Berhane Dibaba. W stawce nie zabrakło Polaków - z jednym skontaktowaliśmy się tuż po zakończeniu imprezy, poniżej krótka relacja.
Przerwana passa Kenijczyków
Zwycięstwo Etiopczyka Endeshaw Negesse nie przyszło łatwo. Przez większość trasy biegł w towarzystwie ubiegłorocznego zwycięzcy Kenijczyka Dicksona Chumby – rekordzisty trasy z wynikiem 2:05:42. Kroku dotrzymywał im także Stephen Kiprotich z Ugandy - mistrz olimpijski w maratonie z Londynu, oraz inny Etiopczyk Shumi Dechasa. W czołówce był jeszcze zawodnik gospodarzy - Masato Imai. Tempo biegu było bardzo wyrównane. Pierwsze 10 km biegacze pokonali w 29 min i 54 sekundy. Na półmetku ośmiu zawodników pojawiło się z czasem 1:03:08.
Sytuacja zaczęła zmieniać się po 35 km. Tu jeszcze ośmiu zawodników miało czas na poziomie 1:44:44/46. Jednak już po 40. kilometrze Negesse prowadził z międzyczasem 1:59:21. Dicksona Chumba tracił do niego 7 sekund. Na trzecim miejscu był Stephan Kiprotich z czasem 1:59:55.
Taka kolejność nie utrzymała się jednak do mety. Endeshaw Negesse utrzymał prowadzenie do końca zwyciężając w Tokio jako pierwszy Etiopczyk od 2011 roku. Wówczas wygrywał tu jego rodak Hailu Mekonnen, po czym nastąpiła passa trzech zwycięstw Kenijczyków. Tym razem musieli oni (nie)zadowolić się trzecim miejscem. Chumba przegrał bowiem drugą lokatę o 1 sekundę z goniącym go Kiprotich’em. Według relacji zagranicznych mediów, Dickson Chumba miał problemy ze skurczami żołądka na ostatnich dwóch kilometrach.
Zwycięstwo Etiopki to tu tradycja
Japonia słynie z kultywowania tradycji. Jedną z niepisanych tradycji największego maratonu w kraju Kwitnącej Wiśni jest zwycięstwo Etiopki. Biegaczki rodem z Addis Abeby i okolic wygrywają tu regularnie o 2012 roku.
Tym razem walka o zwycięstwo rozstrzygnąć miała się między pięcioma zawodniczkami. Znów był to pojedynek Afrykański rozgrywany w Azji. Wzięły w nim udział trzy etiopki i dwie Kenijki. Z jednej strony Tiki Gelana – mistrzyni olimpijska w maratonie z Londynu, Berhane Dibaba, a z drugiej Helah Kiprop i Selly Chepyego Kaptich czy Flomena Cheyech Daniel.
Teoretycznie faworytką imprezy wydawała się Tiki Gelana, której rekord życiowy to 2:18:58 z Rotterdamu z 2012 roku. Jednak dla Dibaby nie był to pierwszy start w stolicy Japonii. Rok temu ustanowiła tu swój rekord życiowy czasem 2:22:30 zajmując drugie miejsce, więc trasę i atmosferę imprezy znała dobrze.
Panie spokojnie rozegrały zawody. Nie było żadnej romantycznej szarży, tylko spokojny bieg po zwycięstwo i kontrolowanie rywalek. Wspomniana piątka zameldowała się na półmetku w czasie 1:11:42. Czołówka zaczęła się rozrywać dopiero po 30 km. Najdłużej rywalizację ze sobą toczyły Dibaba i Kiprop. Jednak Etiopka na 40 km miała już ponad 30 sekund przewagi nad Kenijką. Przez pozostałe dwa kilometry tylko powiększała przewagę. Trzecia była Tiki Galena.
Zobaczyć Tokio… i pobiec
Impreza zaliczana do cyklu World Maraton Majors to nie tylko rywalizacja czołowych maratończyków. Największą część uczestników imprezy stanowią bowiem biegacze dla których liczy sam udział i dobra zabawa. Żeby tu wystartować, trzeba mieć też sporo szczęścia w losowaniu lub zdecydować się pobiec charytatywnie. - Każdy kto tu pobiegnie nie zapomni tego do końca życia – opowiada Przemysław Alberski, jeden z polskich uczestników dzisiejszej imprezy (na zdjęciu).
– Organizacja tego biegu jest na najwyższym poziomie. Nie ma chyba nigdzie na świecie maratonu, który byłby tak kolorowy. Biegacze w Tokio ścigali się nie tylko na trasie, ale również pod względem kreatywności biegowego stroju – relacjonuje Przemysław. – Ten maraton pod wieloma względami różni się od innych biegów. Tu bardzo dba się o porządek. Widać to choćby po tym, że nikt nie wyrzuca zużytego opakowania po żelu energetycznym na ulicę. Nikt się nie rozpycha łokciami na starcie. Było jeszcze coś, co zapamiętam do końca życia. Na mecie już po odebraniu medalu, wody i banana wchodziło się do wielkiej hali, o powierzchni mniej więcej 4 boisk piłkarskich, gdzie wolontariusze w liczbie grubo ponad 1000 osób bili Nam brawa. To było coś niesamowitego! Dla takich chwil warto biec 42,195 km – relacjonował na gorąco ze stolicy Japonii Przemysław Alberski.
– Jeżeli chodzi o sam bieg, to nie należał on do najłatwiejszych. 35 000 osób na starcie spowodowało, że chociaż biegłem ze wczesnej strefy „C”, to linię mety przekroczyłem dopiero po upływie 2 min i 44 sekund. Rytm złapałem dopiero na 7. kilometrze, kiedy nie musiałem już biec slalomem. Asfalt był równy jak dywan w przedpokoju. Finisz to zabójcze podbiegi pod wiadukty, coś strasznego. Japońscy kibice choć bez amerykańskiego szaleństwa dawali radę i wspomagali dopingiem. Mnóstwo atrakcji przygotowanych przez organizatora związanych z kulturą Japonii. Warto pokonać 8,5 tys. kilometrów, by samemu przekonać się co znaczy maraton w Tokio – przekonuje Przemysław Alberski.
Klasyfikacja mężczyzn
Endeshaw Negesse (ETH) 2:06:00
2. Stephen Kiprotich (UGA) 2:06:33
3. Dickson Chumba (KEN) 2:06:34
4. Shumi Dechasa (BRN) 2:07:20
5. Peter Some (KEN) 2:07:22
Klasyfikacja kobiet:
1. Berhane Dibaba (ETH) 2:23:15
2. Helah Kiprop (KEN) 2:24:03
3. Tiki Gelana (ETH) 2:24:26
4. Selly Kaptich Chepyego (KEN) 2:26:43
5. Flomena Cheyech Daniel (KEN) 2:26:54
Następna impreza w ramach World Maraton Majors rozegrana zostanie 20 kwietnia w Bostonie.
RZ
fot. Archiwum prywatne Przemysława Alberskiego