Michał Bernaldelli: "Biegnę ile mogę"

Michał Bernaldelli zwycięzcą II Biegu Morskie Oko. Wynik, który uczestnicy sobotnich zawodów na Mokotowie uznali za niespodziankę, zaskoczeniem jednak nie jest. Zawodnik legitymuje się bowiem rekordem życiowym na dystansie 5 km w biegu ulicznym na poziomie 14:18, a tego jest aktualnym wicemistrzem kraju w biegu na tym dystansie. I wciąż prezetnuje wysoką formę mimo, że niedawno przeszedł operację, o czym wspomina w rozmowie z naszym reporterem.

Jak oceniłbyś poziom rywalizacji w II Biegu Morskie Oko? Nie byłeś typowany do zwycięstwa, tymczasem wygrałeś z 27-sekundową przewagą i z rekordem trasy?

Widziałem, że Bartek Olszewski (ubiegłoroczny triumfator Biegu Morskie Oko ? red.) ma na sobie ?taping?, więc na pewno nie jest w idealnej dyspozycji. Chociaż ten rok ma rewelacyjny. Przyznam się, że trochę się jego obawiałem, mimo że to ja narzucałem tutaj tempo. Ja jednak też ruszam się tylko od trzech tygodni, bo w kwietniu miałem operację.  Na takich imprezach jednak wszyscy przedstawiają się jako dobrzy, trenujący amatorzy. Ja tego nie robię. Ja się staram trenować jak profesjonalista. Chociaż czasami mi to nie wychodzi, ale staram się startować z profesjonalistami. Akurat jesteśmy chwile przed Mistrzostwami Polski, więc na takich biegach krajowa czołówka nie startuje, bo jeszcze jest na obozach przygotowawczych. Dla mnie ten bieg to była możliwość porównania, cieszę się bo wygrałem w dobrej obsadzie, no i z rekordem trasy.

W rekordowym tempie pobiegło aż 3 zawodników?

To nie było tak, że wygrałem na końcówce, chociaż tak było by dla mnie łatwiej, ponieważ jestem szybszy. Ja biegam krótsze dystanse, a np. Bartek Olszewski maratony. Żeby wygrać, wystarczyło mi wyskoczyć na ostatnich stu metrach. Jednak postanowiłem sprawdzić się nie tylko z kolegami, ale sam z sobą i z czasem. Wiem ile mam do poprawienia. Natomiast cieszę się, że mogłem zacząć od takich zawodów, bo na treningu ciężej jest się zmobilizować. Tutaj jednak kibice na trasie, żyłka rywalizacji, adrenalina brakowało mi tego przez ostatni rok. Nie obiecuje, że pobiegnę tu za rok, bo to zależy od daty biegu. Natomiast uważam, że chociaż parę rzeczy można poprawić, to organizatorzy sprawili się na medal.

Jak długo zmagałeś się z kontuzją?

Kontuzjogenne mam ostatnie osiem lat (śmiech), ale operacji ścięgna achillesa doczekałem się dopiero w kwietniu. W sierpniu zeszłego roku tylko wystartowałem dla klubu i pomogłem mu wejść do ekstraklasy, a później bieganie było już zbyt ryzykowne. Po operacji zacząłem się ruszać dopiero w połowie czerwca. Do tego doszła praca, tydzień wolnego. W sumie policzyłem, że przed tymi zawodami miałem 14 treningów, co jest chyba poziomem do dumy, bo mimo że wiele mi brakuje to jednak jest jakiś poziom poniżej którego nie schodzę.

Jak trenujesz, żeby wrócić do formy?

Swojego treningu nie polecam nikomu innemu. Ja robię kilometrów bardzo mało. Zaczynałem w ogóle biegać od 400 metrów, później było 800 i 1500. Najdłuższy dystans jaki przebiegłem to 10 km i to też nie szykując się do niego. Podczas, gdy większość tu startujących to osoby, które biegają maratony. W związku z czym ich tok przygotowań powinien być zupełnie inny.

Najważniejsze różnice to?

Gdy oni robią 100 kilometrów tygodniowo, to ja wychodzę z kilometraża na poziomie 30-40 w tygodniu. Co dla nich mogło by być śmieszne, bo oni tyle robią w dwa dni. Natomiast ja jestem szybszy i dość wolno się męczę. Raczej trenuję też wieczorami, więc zawody, które odbywają się rano są dla mnie ciężkie. Zawsze powtarzam, że w maratonie nie wystartuje chyba, że mnie puszczą wieczorem (śmiech). Po całym dniu jestem bardziej rozruszany i łatwiej jest mi zrobić trening. Nie biegam też długich rozbiegań. Zamiast tego staram się robić szybkie rozbiegania w okolicach 4:20 ? 4:00 minuty na kilometr.  Nawet teraz wracając po kontuzji. Z tym, że obecnie robię częstsze przerwy. Chciałbym trenować dzień w dzień, ale organizm mi nie wytrzymuje. Tak więc trenuje dwa dni i musze zrobić dzień przerwy.

Jak oceniasz poziom biegów w Polsce?

Trzeba przyznać, że poziom, zwłaszcza wśród Panów, bardzo wzrósł. Kiedyś biegła elita i reszta. Teraz pojawili się amatorzy, którzy trenują właściwie jak wyczynowcy i naprawdę są mocni. Jeśli ktoś zaczyna radzę poszukać w internacie i zgłosić się do jakiejś trenującej grupy, bo samemu można mieć problem. Ja też tak miałem, że nie posiadałem GPS i po takiej kontuzji największym problemem było to, że nie wiedziałem w jakim tempie biegnę. Wiadomo, że ta adrenalina wzrośnie i prędkość 3 min na kilometr nie jest problemem tylko nie wiadomo co będzie później. Posiadacze GPS mają to bardziej usystematyzowane.... Ja biegnę, ile mogę. Najwyżej umrę (śmiech) - kiedyś trzeba.

Dziękuję za rozmowę i życzę zdrowia!

Rozmawiał Robert Zakrzewski