Na TUT rządziły dziewczyny! Stelmach, Pazda-Pozorska i Łagownik na podiach OPEN!

Dziewczyny bohaterkami TUT – siódmego wydania zawodów Trójmiejski Ultra Track w Gdańsku. Dominika Stelmach zajęła drugie miejsce w rywalizacji open na dystansie ultra TUT68, a Marta Łagownik w biegu najkrótszym na 10 km. Małgorzata Pazda-Pozorska była trzecia w maratonie TUT42+.

Obchodząca w przeddzień 38 urodziny urodziny Dominika (w biurze zawodów były góra pysznego ciasta, mnóstwo życzeń i niezliczone zdjęcia z biegaczami) ustanowiła nowy rekord trasy pań, biegnąc szybciej także od dotychczasowego rekordu Litwina Gedyminasa Griniusa.

Siódme bieganie w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym (piąte zimą, bo dwie pierwsze odbyły się latem) ponownie było zimowe tylko kalendarzowo, bo jak przed rokiem odbyło się w aurze całkowicie wiosennej. W piątek wieczorem nad morzem padał deszcz, taką samą pogodę prognozowano na sobotnie zawody. Aura sprawiła jednak przyjemną niespodziankę. Od rana było rześko, ale czyste niebo było bardzo obiecujące. I słowa dotrzymało, bo od godziny 10 biegaczom towarzyszyły promienie słońca.

Na trasie, jak to w wiosennym lesie, trochę błota, ale warunki do biegania były całkiem niezłe. Trasa szybka, choć bardzo pagórkowata i wymagająca, dla kogoś, kto już na koniec lutego zdołał przygotować dobrą formę, niemal w całości do przebiegnięcia. Podchodzić trzeba było jedynie na kilka największych wzniesień. Przewyższenia na TUT 2019 to: TUT68 – 1500 m w górę, TUT42+ - 1100 m, TUT21 – 650 m oraz TUT10 – 300 m.

Bieg na dystansie 10 km odbył się po raz pierwszy. – Zrobiliśmy to przede wszystkim dla zupełnie początkujących, żeby zachęcić ludzi do biegania w terenie, a także dla tych, którzy przyjeżdżają do nas z biegaczami, ale nie byli w stanie pokonać dłuższych dystansów. A na „dychę” da radę niemal każdy – mówi Michał Czepukojć, organizator TUT.

Zdecydowało się całkiem sporo, bo 176 osób, a najszybciej 10 km pokonali Bartłomiej Zyborowicz w czasie 42:57 min. oraz Marta Łagownik, która finiszowała na drugim miejscu open z czasem 44:32. W godzinie zmieściło się 35 biegaczy.

W półmaratonie, czyli TUT21, wydłużonym z dotychczasowej Grubej 15, zwyciężyli Łukasz Baranow (1:28:13) i dziewiąta ogólnie na mecie Joanna Sztygiel (1:48:36). Warszawianin wygrał w ubiegłym roku na TUT Szybką 40, ale kończył bieg „na ostatnich nogach” i ledwie o pół minuty zdołał wyprzedzić goniącego go Piotra Chorosia.

Zimowy TUT w wydaniu wiosennym. Świerc kibicował i asystował żonie, Sikora i Arseniuk wygrywali 68 km. Przyjadą do Krynicy 

– Tym razem nie popełniłem błędu, jakim był start na 40 km – powiedział na mecie Łukasz Baranow. – To było dla mnie za dużo. A w „połówce” czuję się komfortowo i dobiegłem na pierwszej pozycji bez stresu, który – oprócz wyczerpania – towarzyszył mi w ubiegłym roku, gdy Piotrek Choroś zbliżał się w zastraszającym tempie – śmiał się biegacz ze stolicy, który finiszował z przewagą ponad 4 minut nad Norbertem Borzęckim (1:32:22).

Także na trasie półmaratońskiej nie brakowało debiutantów. I to bardzo odważnych! Katarzyna Nowakowska tydzień wcześniej po raz pierwszy po bardzo długiej przerwie przebiegła 9 km. – Kiedyś trochę biegałam, ale po operacji odkochałam się w bieganiu, zdecydowanie wolę rower. Moje przyjaciółki jadące na TUT postanowiły jednak zrobić mi prezent-niespodziankę: kupiły pakiet startowy na 21 km!

– Byłam przerażona, nie widziałam szans na przebiegnięcie tylu kilometrów. Zdążyłam zrobić jeden trening (wspomniane 9 km – red.) i okazało się, że spokojnym tempem, ale dałam radę! – mówiła na mecie w pełnej euforii. – Będę się tym „jarała” chyba z tydzień! – cieszyła się ratowniczka medyczna ze Słupska.

Maratońskie 42+ było na TUT biegiem, rzec można, całkiem nowym, bo trasa dotychczasowej Szybkiej 40 nie tylko została nieco wydłużona, ale i niemal całkowicie zmieniona. Biegacze startowali nie z Gdańska, ale z Parku Przygód „Adventure Park” w Gdyni.

A miało być jeszcze inaczej, jeszcze bardziej atrakcyjnie: – Chcieliśmy wystartować biegaczy najpopularniejszego dystansu znad morza. Mieli wyruszyć z plaży w Gdyni-Orłowie, pobiec klifem i dopiero wtedy przedostać się na drugą stronę głównej trójmiejskiej drogi i wbiec do parku. Nie udało się tak zrobić ze względów logistycznych, ale w przyszłym roku spróbujemy jeszcze raz. Będzie naprawdę fajnie! – zapowiada Michał Czepukojć.

Na starcie maratonu po raz drugi z rzędu stanęła Małgorzata Pazda-Pozorska. Reprezentantka Polski w biegach ultra ponownie ten bieg wygrała, choć dla niej 42 km to dystans raczej krótki. – Zdecydowałam się w ostatniej chwili. Start 68 km był wcześnie, o 7 rano i musiałabym przyjechać z mojej miejscowości pod Słupskiem dzień wcześniej, a nie miałam z kim. Na szczęście znajomi jechali na maraton, więc zabrałam się w sobotę rano z nimi i też pobiegłam 42 km – wyjaśniała mi zawiłości logistyczne.

Zapalenie oskrzeli, antybiotyk, skręcona kostka i... najwyższy stopień podium! Ciekawostki z TUT Szybkiej Czterdziestki 2019

Na starcie, choć było już po godzinie 9, Pazda-Pozorska dygotała z zimna. – Nie dziw się, przecież ona w ogóle nie ma tłuszczu! – tłumaczyła ze śmiechem szczupłą mistrzynię jej koleżanka. Małgosia szybko się jednak rozgrzała, od początku biegu była w ścisłej czołówce, biegła z najszybszymi mężczyznami. Była chyba mocno roztargniona, bo na mecie długo nie wiedziała, czy z nimi ostatecznie wygrała, czy może jednak niektórzy byli od niej szybsi. 

Okazało się, że pierwszy do mety biegu TUT42+ dotarł Radosław Chyb w czasie 3:12:36 godz. 34 sekundy po nim finiszował... Piotr Choroś! Biegacz z podlubelskich Niemiec znowu (jak rok temu z Baranowem) przegrał z triumfatorem maratonu o zaledwie pół minuty (3:13:10)!

Małgorzata Pazda-Pozorska finiszowała open trzecia (3:40:27), a nad drugą kobietą, szóstą w klasyfikacji łącznej Małgorzatą Iwan (3:46:15) miała niespełna 4 minuty przewagi.

Patrycjusz Wiśniewski debiutował w trailowym maratonie. – Jeszcze nigdy nie przebiegłem tyle kilometrów po górkach. Ale jestem bardzo zadowolony, bo bez problemu dałem radę. Pamiętam mój górski debiut we wrześniu ubiegłego roku. Na Festiwalu Biegowym w Krynicy ukończyłem Bieg 7 Dolin na 35 km. Impreza była super, ale pod koniec mięśnie nóg mi dosłownie rozrywało. A teraz - na luzie!

– Przebiegłem 42 km bez żadnych dolegliwości, nie miałem ani jednej chwili zwątpienia. Widać, że treningi, które pół roku temu zacząłem pod okiem trenera z Piaseczna Łukasza Kurka, szybko przyniosły super efekty. Tydzień temu też bardzo dobrze biegło mi na GUT Winter 24 km – cieszył się zawodowy żołnierz z Baniochy koło podwarszawskiej Góry Kalwarii, który na start w TUT miał jednak bardzo blisko, gdyż od kilku tygodni przebywa na szkoleniu w Gdyni.

Dużo ciekawego w walce o końcowy sukces działo się na trasie biegu na 68 km. Gdy 2 godziny po jego starcie szykowałem się do rozpoczęcia maratonu, fotografujący zawody Jacek „UltraLovers” Deneka powiedział mi: – Dominika Stelmach bardzo mocno ciśnie, leci na czele ultra z dwoma obcokrajowcami. Trochę za nimi czai się Rafał Kot.

Obecność Kota trochę mnie zdziwiła, bo "Górala z Mazur" nie było na liście startowej, a poza tym tydzień temu wygrał w Gorcach maraton GUT-Winter, zaś dzień później pobił w Wiązownie rekord życiowy w ulicznym półmaratonie (1:23). Tłumaczenie okazało się banalnie proste.

– W ostatnich dniach wszyscy pisali na fejsie, że jadą na TUT, więc w piątek i ja się zdecydowałem, zwłaszcza że 4 lata temu TUT był moim pierwszym startem ultra. Przyjechałem do Gdańska trochę też z lenistwa: miałem zaplanowany na sobotę ciężki trening, więc pomyślałem, że start na 68 km będzie nieco lżejszy – wyjaśnił nam po biegu.

Paradoks ostatniego stwierdzenia Rafała Kota zrozumiałem dopiero, gdy zdradził mi swój pierwotny plan na ten dzień. – Miałem zrobić dwa treningi biegowe, a między nimi rower i siłownię – powiedział z rozbrajającym uśmiechem sympatyczny okularnik. Cztery jednostki treningowe w ciągu dnia?! – Ale ja nie robię tak często – zastrzegł od razu – raz, najwyżej dwa razy w tygodniu – wyjaśnił. Hmmm...

Na trasie TUT68 Rafał Kot miał pilnować ubiegłorocznego zwycięzcy Sebastiana Sikory, który wydawał mu się faworytem. Gdynianin nie ukończył jednak biegu, zszedł z trasy z powodu dolegliwości ścięgna Achillesa. Góral z Mazur gonił więc prowadzącą trójkę (biegaczy z Norwegii i Austrii oraz Dominikę Stelmach), ale jego z kolei zmógł żołądek. – Trzy razy musiałem skoczyć w krzaki i za którymś razem czołówka mi uciekła. Potem dogonić nie było już szans – opowiadał na mecie.

Dominika Stelmach przez jakiś czas dotrzymywała kroku gościom z zagranicy, w pewnym momencie jednak im odpuściła.

– Biegliśmy po 3:40 min./kilometr i stwierdziłam, że to za szybko. Zeszłam na komfortowe dla mnie tempo 3:50-4:00 i długo biegłam sama, aż wreszcie dogoniłam i wyprzedziłam kolegę z Austrii, który wtedy już „dogorywał”. Na Norwega nie było siły – powiedziała mi na mecie.

Warszawianka i tak jednak pobiegła o 5 minut szybciej niż dotychczasowy męski rekordzista trasy! W 2018 roku znakomity litewski ultras Gedyminas Grinius wygrał w czasie 5:21:16, a Stelmach ścigała się z nim wtedy mocno i przegrała o niespełna 4 minuty i była druga open). Tym razem przebiegła 68 km w czasie 5:16:08, poprawiając własny rekord kobiet.

Rekordem mężczyzn jest bowiem od soboty czas Erlanda Eldrupa. Norweski biegacz z Bergen zwyciężył w czasie 5:08:42. Adrian Niski z Innsbrucka dobiegł trzeci (5:22:27), zaś Rafał Kot finiszował czwarty (5:30:46), ale stanął na najniższym stopniu podium jako trzeci mężczyzna.

Miejsca na podium pań zajęły natomiast (obok Dominiki Stelmach) Maria Maj-Roksz i Grażyna Golas, z ogromnymi, bo półtora- i dwugodzinnymi stratami do triumfatorki (6:46:11 i 7:14:45).

Piotr Falkowski

zdj. autor, Jacek Deneka