Nie samym bieganiem… Ambasador morsem

  • Trening

Zima to taki czas, kiedy biegacze albo przygotowują się do kolejnego sezonu albo odpoczywają, uprawiają inne „ciekawsze” dyscypliny albo też oddają się pasjom, które z pozoru niewiele mają wspólnego z bieganiem. Jeśli narty biegówki, nordic walking są dyscyplinami pokrewnymi, to „morsowanie” na pewno takie nie jest – pisze Janusz Milczarek, Ambasador Festiwalu Biegowego.

O wyższości „morsowania” nad „nicnierobieniem” można dowiedzieć się z wielu publikacji, nie tylko w internecie - zachęcam do zgłębiania tajemnic. Tutaj trochę inaczej.

Od trzech lat w regionie łódzkim istnieje grupa Łódzkich Morsów, utworzona właśnie przez biegaczy. Zima - więcej czasu - mniej startów i pomysł na dodatkowe hartowanie ducha i ciała. Jak znalazł.

Zaczęło się w Strykowie, a potem było poszukiwanie wody w Łodzi. I tak kolejno zbiornik przy ul. Przędzalnianej, Zbiornik Żabieniec, kompleks stawów w Arturówku i Uroczysko Lublinek.

W sezonie 2014/2015 spotykamy się w OSiR Konstantynów Łódzkim, gdzie zostaliśmy serdecznie przyjęci zarówno przez kierownictwo ośrodka jak i przez władze miasta, przy akceptacji władz wojewódzkich. Możemy korzystać nieodpłatnie z infrastruktury ośrodka, a do dyspozycji mamy również saunę. Dodam tylko, że obecny Minister Sportu, pan Andrzej Biernat, to rodowity mieszkaniec Konstantynowa Łódzkiego.

Za nami już 14 spotkań „w sezonie” 2014/2015. Spotykamy się w każdą sobotę o godz. 15:00 oraz przy innych okazjach – w Nowy Rok, Święto Trzech Króli czy też Mikołajki.

Obecnie grupa Łódzkich Morsów liczy około czterdziestu osób. Jedni „morsują” regularnie, inni trochę rzadziej. Są z nami biegacze, lekarze, dziennikarze, urzędnicy, projektanci, żołnierze, strażacy, artyści, kijkarze (NW), kolarze i narciarze, a wśród nich i tacy, dla których, pierwsze zanurzenie w lodowatej wodzie zadziałało jak narkotyk i już zostali z nami na zawsze. Przekrój wieku to 20 -70 lat. Jeśli chodzi zaś o miejsce zamieszkania, to pochodzimy też z okalających Łódź miast i miejscowości.

W ostatnią sobotę dołączyli do nas ratownicy z łódzkiej grupy WOPR, więc czujemy się bezpieczniej. Na razie nas obserwują i czuwają, ale mam nadzieję, że kiedyś również będą „morsować” razem z nami.

Każde „morsowanie” rozpoczynamy około pół godziny przed planowanym wejściem do wody. Rozgrzewka – to dla części z nas to wykuwanie przerębli, inni w tym czasie biegają. Potem jeszcze gimnastyka: pajacyki, skłony, pompki, wspólna fotka i do… wody. Czas przebywania w wodzie, gdzie śpiewamy, opowiadamy dowcipy i cały czas poruszamy się, to dla niektórych 10 minut, dla innych 5, a dla jeszcze innych jedna czy dwie minuty… A po wszystkim jest ciepła herbatka lub kawa z termicznego kubka oraz sauna dla chętnych.

Mamy swoją flagę, maskotkę i znaczek firmowy.

Zainteresowanie naszym „morsowaniem” jest dość duże. Pytania na profilu społecznościowym pod hasłem „kiedy” i „gdzie”, bo „chcę spróbować”, to praktycznie codzienność. Zachęcam…

To naprawdę nie boli, a wszystko trzeba poukładać w swojej głowie. Bo przecież wchodzimy do cieplejszego środowiska (od 3 do 4 stopni na plusie w wodzie, na zewnątrz od 5 do 15 stopni na minusie), więc to praktycznie sytuacja odwrotna niż latem w naszym Bałtyku, gdzie z +25 stopni na powietrzu wchodzimy do wody o temperaturze 13-18 stopni (sic!).

Spróbujcie. Warto podjąć to wyzwanie, hartuje duszę i ciało, a to przecież może tylko pomóc w naszych biegowych zmaganiach.

Pozdrawiam z przerębli!

Janusz Milczarek, Ambasador Festiwalu Biegowego