No i stało się. Warszawa została miastem awangardowym na skalę światową. Chodzi oczywiście o dwa maratony w jednym mieście, jednego roku. Co prawda Maraton Warszawski dopiero we wrześniu, ale Orlen Maraton właśnie za nami. Czy to dobrze, że w stolicy mamy dwa maratony? Na pewno ucierpiała na tym frekwencja biegów w Łodzi i Krakowie, ale za to biegacze zyskali nową dużą imprezę.
Wracając jednak do Orlen Maratonu i mojego udziału. Przede wszystkim chciałbym podziękować Kolejom Mazowieckim, których pociąg na trasie 50 km spóźnił się tylko 15min. Dzięki czemu na linii startu byłem już 2 min przed startem. Kilkanaście tysięcy biegaczy w jednym miejscu robiło wrażenie (około 7.5 tys. na 10 km i 4 na 42,195 km ).
Pogoda w niedzielę była wymarzona, z tym, że dla kibiców. Zawodnicy oprócz dystansu, musieli się również zmagać z pięknym słońcem. W związku z tym, po biegu okazało się, że jestem posiadaczem pięknej opalenizny.
Jeśli chodzi o trasę maratonu, to oprócz płaskiego, były dwa niewielkie podbiegi i raz z górki. Nie wiem, co się stało z tabliczkami oznaczającymi poszczególne kilometry. Czy ktoś w nocy je poprzestawiał, czy sam organizator poustawiał je w przypadkowych miejscach? Dużym plusem natomiast były bardzo gęsto rozstawione punkty odżywcze, które szczególnie w taką pogodę dawały chwilę na ochłodę (oczywiście wielkie dzięki wszystkim wolontariuszom ). Podziękowania należą się też licznym kibicom za doping, szczególnie chciałbym pozdrowić chór, który stał na pierwszych kilometrach.
Sam finisz był na długiej prostej w szpalerze kibiców. Fajnie. Duże rozczarowanie spotkało mnie za metą, bo organizatorzy nie pomyśleli, że po takim wysiłku wypadałoby uzupełnić kalorie. Po długich poszukiwaniach znalazłem co prawda jakąś sałatkę śledziową, której nawet nie było czym zjeść, ale po przebiegnięciu maratonu nie był to chyba najszczęśliwszy pomysł na posiłek.
Ja swój start z racji bardzo rzadkich ostatnio treningów potraktowałem jako dłuuuugie wybieganie, a i tak się nieźle zmasakrowałem. No, ale bez pracy nie ma kołaczy. Może te męczarnie zmuszą mnie do zintensyfikowania treningów.
Reasumując: Myślę, że jak na debiut tak dużej imprezy było OK. Sądząc po wielkości sponsora Orlen Maraton zagości na stałe na mapie biegowej Warszawy, a więc do zobaczenia na trasie za rok. A i jeszcze nie zapomnijcie wziąć udział jesienią w wielce zasłużonym Maratonie Warszawskim. Powodzenia.
Ambasador Festiwalu Biegoweg
Rafał Salski